Bogusław Chrabota: Dlaczego Zełenski może się obawiać pokoju Ukrainy z Rosją?

Jedyne, czego musi się obawiać Wołodymyr Zełenski, to pokój, który odmieni jego półboski status. – I kim wtedy będę? Ja, bohater – zadaje sobie to pytanie zapewne codziennie.

Publikacja: 18.10.2024 09:05

Bogusław Chrabota: Dlaczego Zełenski może się obawiać pokoju Ukrainy z Rosją?

Foto: AFP

Czym jest heroizm? To odwaga zmagania się z przeciwnikiem czy – jak ktoś sobie życzy – ze złem, wbrew wszystkiemu. Wbrew niesprzyjającym okolicznościom, zdrowemu rozsądkowi, nieprzychylnej statystyce, wbrew oczywistościom, za to w imię istotnych wartości. Dlatego heroizm, indywidualny czy zbiorowy, leży na tej samej półce co martyrologia. Oczywiście nie są tożsame, nie każdy przypadek heroizmu kończy się ofiarą z ludzkiego życia, niemniej historia świata właśnie takie przypadki najczęściej utrwala w naszej pamięci.

Czy pamiętamy, że literackim patronem heroizmu jest trojański Hektor? Nie wiadomo, czy istniał, czy był tylko wytworem twórczych mocy Homera. Jednak to właśnie jego osobista ofiara złożona pod murami Ilionu stała się archetypem, do którego odwoływały się i wciąż odwołują tysiące następców wielkiego poety. Najczytelniejsza pewnie figura heroizmu zbiorowego, Spartanie w Termopilach, też ma antyczny rodowód. Tu jednak, mimo mitotwórczego genu Hellenów, można założyć, że 300 bohaterów istniało faktycznie, w słynnym zaś wąwozie rzeczywiście doszło do tragicznej ofiary Spartan. W sferze faktów była to pewnie jedna z tysięcy podobnych masakr w greckiej historii, lecz to właśnie ją zapisano w annałach jako pierwowzór bitewnego heroizmu.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Patriotyzm ukorzeniony

Był mit obrońców Wyspy Węży, byli bohaterowie z Azowstalu. Narodowego heroizmu w Ukrainie nic już nie zmorzy, co jest dość niebezpieczne

Każdy naród ma swoje Termopile. Polacy – Westerplatte, Amerykanie – Alamo, Rosjanie – Stalingrad. A tacy na przykład indyjscy Sikhowie – Saragarhi. Gdyby ktoś o tym niemal współczesnym micie nie słyszał, podpowiem, że 12 września 1897 r. w maleńkiej górskiej twierdzy na pograniczu afgańskim doszło do bezprzykładnego aktu heroizmu. Oto bowiem 21 żołnierzy sikhijskich w służbie brytyjskiej dało odpór 15-tysięcznej armii zbuntowanych plemion pasztuńskich. Cała bitwa trwała jeden dzień, skończyła się masakrą obrońców, ale uratowała sieć fortów broniących terytorium Indii przed atakiem ze strony koczowników. Obrońcy przeszli do legendy, mają dziś w kilku miejscach pomniki, a symbol 21 bohaterów to fundament sikhijskiej tożsamości.

 Życzę jego krajowi jak najlepiej, więc kończę te uwagi poradą. Jak kafkowski Gregor Samsa powinien się przeobrazić z wojennego wodza w sprawnego negocjatora. 

Jak mocna jest potrzeba mitotwórcza, zobaczyliśmy podczas wojny w Ukrainie już kilka razy. Najpierw byli obrońcy Wyspy Węży, o których wszyscy pisaliśmy jak o Spartanach w Termopilach, dopóki nie okazało się, że jednak złożyli broń i przeżyli. Potem byli bohaterowie z piwnic i bunkrów Azowstalu. Ich heroizm fascynował świat, a w Ukrainie budował zręby narodowego mitu, który dawał siłę kolejnym zaciągom żołnierzy. Ów mit jest wciąż kultywowany; nawet w oficjalnym języku Kijowa pozdrowieniem wojennym jest hasło: „Sława Ukrajini!”, z odpowiedzią: „Herojam sława!”. Tak właśnie narodowy heroizm przeszedł ze sfery mitu w obszar życia codziennego i żadna krytyka go nie zmorzy, co w gruncie rzeczy pro futuro jest dość niebezpieczne.

To brzmi jak herezja, ale wojna służy Wołodymyrowi Zełenskiemu. W międzynarodowych relacjach przebiera jak w ulęgałkach

W jakim kontekście o tym piszę? Zgadujecie, państwo. Coraz częściej i niestety coraz bardziej krytycznie myślę o osobie i roli heroicznego prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Ów naddnieprzański Hektor szatę heroizmu przybrał już pierwszego dnia rosyjskiego najazdu. Oto mimo oferty sojuszniczych Amerykanów nie uległ namowom i został bronić Kijowa. Przypomnijmy, że było to dokładnie w dniach, kiedy z północy przebijała się w kierunku ukraińskiej stolicy rosyjska kolumna pancerna. Mordowano ludzi w Buczy, Irpieniu i mało kto dawał Ukrainie szanse na przetrwanie. Decyzja Zełenskiego okazała się zbawcza. Legalne władze nie ewakuowały się z Kijowa i nie dały Rosjanom pretekstu do instalowania jakichś marionetkowych władz. Bez tej decyzji nie byłoby trwającej już ponad dwa lata obrony niepodległości Ukrainy.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Czego uczyć w polskich szkołach? Moja trójca kompetencji przyszłości

Zełenski z miejsca stał się bohaterem wolnego świata. Przebrany w zielony, nawiązujący stylistyką do żołnierskiego strój, z wymęczonym głosem ofiary wszedł w sferę niekwestionowanego heroizmu. I pozostaje w niej do dziś. Po triumfach na amerykańskim Kapitolu, w Paryżu czy Londynie, na forum unijnym w Brukseli, stał się światową ikoną. I świetnie się z tym czuje. Uważa, że jako obrońca rubieży demokracji ma prawo do szczególnego traktowania, roszczeniowości i przebierania w międzynarodowych relacjach jak w ulęgałkach. W kręgu swoich wyznawców jest uznawany za wodza, zbawcę ojczyzny i depozytariusza szczególnego tytułu moralnego wobec całej reszty świata. W gruncie rzeczy – choć zabrzmi to jak herezja – wojna mu służy. I jedyne, czego musi się obawiać, to pokój, który odmieni jego półboski status. – I kim wtedy będę? Ja, bohater – zadaje sobie to pytanie zapewne codziennie.

Właśnie. Kim będzie? Przegranym przywódcą wojennym? Człowiekiem, który dawno temu stał się zakładnikiem Zachodu, dzięki któremu wciąż może bronić kraju? Chyba że, i to sedno sprawy, uwolni swój naród od tej okropnej wojny. Wtedy wygra po raz drugi i stanie się prawdziwym bohaterem wolnej Ukrainy. W ostatnich dniach przedstawił swój plan pokojowy, który niemal w każdym punkcie odnosi się do wsparcia Zachodu. Zaproszenie do NATO, pomoc zbrojna, gospodarcza – to cały plan Zełenskiego, by pominąć jeszcze trudniejsze szczegóły. Życzę jego krajowi jak najlepiej, więc kończę te uwagi poradą. Jak kafkowski Gregor Samsa powinien się przeobrazić z wojennego wodza w sprawnego negocjatora. Wtedy jego heroizm domknie się czytelną figurą uratowania narodu. W przeciwnym razie zostanie martyrologia. Choć pewnie będzie mu z nią do twarzy.

Czym jest heroizm? To odwaga zmagania się z przeciwnikiem czy – jak ktoś sobie życzy – ze złem, wbrew wszystkiemu. Wbrew niesprzyjającym okolicznościom, zdrowemu rozsądkowi, nieprzychylnej statystyce, wbrew oczywistościom, za to w imię istotnych wartości. Dlatego heroizm, indywidualny czy zbiorowy, leży na tej samej półce co martyrologia. Oczywiście nie są tożsame, nie każdy przypadek heroizmu kończy się ofiarą z ludzkiego życia, niemniej historia świata właśnie takie przypadki najczęściej utrwala w naszej pamięci.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Tomasz Terlikowski: Śniła mi się dymisja arcybiskupa oskarżonego o tuszowanie pedofilii
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje