Żyjemy w czasach upadku sztuki felietonowej. A jeszcze w latach 70. XX wieku felieton w Polsce kwitł, gazetę nierzadko kupowało się dla ulubionego felietonisty. Teraz za felieton uznaje się krótki utwór publicystyczny, który można dowolnie skracać od końca, czego prawdziwy felieton by nie zniósł, bo to grozi oderżnięciem puenty.
Ale jest i wyjątek. Grzegorz Dobiecki ma za sobą bogatą karierę dziennikarską, zaczynał za PRL-u w programie III Polskiego Radia, w stanie wojennym wygnało go do Paryża, gdzie pracował w polskiej sekcji Radio France Internationale. Przez jakiś czas pozostawał we Francji jako korespondent TVP i „Rzeczpospolitej”; obecnie prowadzi w Polsat News magazyn międzynarodowy „Dzień na świecie”.
Czytaj więcej
„Lagrange” Istvana Vizvary’ego to bez dyskusji najlepsza rzecz SF z tego, co się pisze ostatnio w Polsce.
Zapewne to ustawiczny kontakt z tematyką zagraniczną określił charakter tych felietonów, zebranych w tomie – już drugim – nazwanym trafnie „Międzynarodowiec”. Pierwsza cecha felietonistyki Dobieckiego to erudycja plus niesamowite oczytanie w literaturze. Felieton wymaga, by autor wiedział jak najwięcej i kojarzył wszystko ze wszystkim. Język Dobieckiego skrzy się od gier słów, inteligentnych paradoksów, morderczej niekiedy ironii. W tekstach nie brak diagnoz cywilizacyjnych, jak ta o Kościele Samotności: „czy aby my wszyscy już do niego nie należymy, z modlitewnikami smartfonów, przesuwający słowa i obrazy jak koraliki różańca, podzieleni na parafie informacyjnych baniek”. Przy okazji wojny w Ukrainie pisze Dobiecki o „dyplomacji na MIG-i”, ale najlepszy wydał mi się czterowiersz o zużytym polityku, wciąż zabiegającym o poparcie: „On – to więź z narodem / To moc i charyzma / I przyjdzie Nikodem / I wszystkich wydyzma”.