W ekologii wiedza ekspertów czasami musi się ścierać z dobrymi chęciami aktywistów

Większość z nas wyraża zrozumienie dla postulatów dotyczących ochrony przyrody. Gdy zaczynamy jednak dyskutować na temat sposobów osiągnięcia wyznaczonego celu, okazuje się, że wcale nie jesteśmy zgodni.

Publikacja: 11.10.2024 10:00

W ekologii wiedza ekspertów czasami musi się ścierać z dobrymi chęciami aktywistów

Foto: Adam Ławnik/East News

Żyjemy często w przekonaniu, że na przyrodzie i jej ochronie znamy się wszyscy. Przecież to nic trudnego, trzeba jedynie walczyć o zwiększenie liczby parków narodowych, rezerwatów, wydłużyć listy gatunków chronionych i sprawa niemal załatwiona. Trzeba by tylko zdefiniować jeszcze wrogów, jakimi są m.in. leśnicy, myśliwi, rolnicy i rybacy, ograniczyć ich prawa i zadania, jakie wykonują, oraz napiętnować ich w prasie i telewizji. Wtedy z pewnością przyroda będzie bezpieczna. Jednak gdy wyjdziemy ze sfery powierzchownej oceny i zagłębimy się nieco w tę problematykę, sytuacja zacznie wyglądać zgoła inaczej.

Dziś podstawowe decyzje dotyczące ochrony przyrody podejmują politycy w sali sejmowej lub w gabinetach Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Kłopot w tym, że większość z tych osób ma tylko podstawowe wykształcenie ekologiczne, a zatem trudno im będzie zrozumieć zawiłości ochrony środowiska przyrodniczego. Ci, którzy zgłębiali tę problematykę na studiach licencjackich lub inżynierskich, magisterskich i doktorskich, wiedzą, że ideologia ekologiczna nie wystarczy, by zastąpić elementarną wiedzę przyrodniczą.

Jak zatem wygląda ochrona przyrody w praktyce? W uproszczeniu tak, że najpierw zadajemy podstawowe pytanie, które brzmi: co chcemy chronić? Czyli musimy zdefiniować cel, co nie jest sprawą łatwą i oczywistą, a również odpowiedź na to z pozoru łatwe pytanie może nastręczać sporo problemów. Najczęściej rozpoczynamy rozważania od dwóch skrajnych sytuacji, jakimi są ochrona samoistnego procesu, jaki zachodzi w przyrodzie, lub utrzymanie stanu zastanego. W pierwszym przypadku akceptujemy sytuację, w której przyroda rządzi się swoimi prawami, a my nie będziemy w to ingerowali, nawet jeśli to będzie skutkowało wymarciem rzadkich i zagrożonych gatunków. W drugim przypadku naszym celem jest niedopuszczenie do sytuacji, aby jakikolwiek gatunek wyginął, co często nazywamy ochroną różnorodności biologicznej (bioróżnorodności).

W zależności od wybranego celu wybieramy „narzędzia”, czyli metody ich realizacji, którymi są ochrona bierna (nie ingerujemy) lub czynna (ingerujemy). Istotą sprawy jest zatem osiągnięcie zamierzonego celu. W tym kontekście tworzenie nowych parków czy rezerwatów nie może być celem samym w sobie, ale jest jedynie drogą do osiągnięcia celu. Wtedy może się okazać, że nie ma potrzeby tworzenia kosztownego w utrzymaniu parku narodowego, bo te same cele można osiągnąć, powołując sieć rezerwatów.

Czytaj więcej

Czy generał Kukuła zapowiada wojskowych w polityce? Czekamy na polskiego Petra Pavla

Prawidłowy wybór celu ochrony przyrody jest niezwykle ważny

Prawidłowy wybór celu ochrony przyrody nie jest procesem łatwym i wymaga wiedzy eksperckiej. Tym bardziej że jedynie specjaliści są w stanie zaproponować skuteczną metodę ochrony, gdyż to oni znają biologię i ekologię wybranych gatunków i czynniki im zagrażające. Jako przykład można podać oskrzelkę niwalną, gatunek pięknego porostu pokrywającego glebę na niektórych obszarach leśnych. Aby go chronić i nie niszczyć, wprowadzono ochronę ścisłą i zakaz wchodzenia na miejsca jego występowania. W efekcie tego w ciągu krótkiego czasu doprowadzono do niemal całkowitego wyginięcia tego gatunku na terenie kilku rezerwatów. Dlaczego tak się stało? Otóż wyeliminowano możliwości deptania i kruszenia okazów, co jest najskuteczniejszym sposobem pomnażania przez fragmenty plech, czyli fragmenty porostów.

Powyższy przykład pokazuje, że dobre chęci nie wystarczą, a do skutecznej ochrony potrzebna jest wiedza specjalistyczna. Tymczasem w dyskursie społecznym często spotykamy się z postulatem wyłączenia z działalności gospodarczej nowych powierzchni, np. leśnych. Słyszymy, że tylko w ten sposób można chronić cenne zasoby przyrodnicze. Miejmy świadomość, że sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana.

Kiedy naszym celem jest ochrona naturalnych procesów oraz akceptacja praw przyrody, to wtedy wyłączamy wybrany teren z działalności gospodarczej, np. gospodarki leśnej. W taki sposób chronimy przyrodę w części Puszczy Białowieskiej i jest to ważne, gdyż pozyskujemy w ten sposób wiedzę na temat powierzchni tzw. referencyjnej, wzorcowej, do której możemy porównać las zarządzany przez leśników.

Pamiętajmy jednak, że narażamy się wówczas na utratę wielu rzadkich i chronionych gatunków. Nie ingerując w środowisko leśne, pozwalamy na spontaniczne procesy sukcesyjne. Na przykład we wspomnianej Puszczy Białowieskiej procesy naturalne charakteryzują się częstym pojawianiem się grabów, które zacieniają dno lasu, co w konsekwencji ogranicza występowanie niektórych gatunków. Z tego powodu w ostatnich latach wycofało się z puszczy wiele rzadkich lub zagrożonych roślin, np. najokazalszy polski storczyk, jakim jest obuwik pospolity, a także widłaczek torfowy, traganek piaskowy, bukwica zwyczajna, dzwonek jednostronny, turzyca pagórkowa, bodziszek czerwony, turówka leśna (żubrówka), widłak goździsty, sasanka otwarta, izgrzyca przyziemna, pełnik europejski, macierzanka piaskowa, rosiczka okrągłolistna, kruszczyk błotny, wierzba lapońska i dziesiątki innych. Z kolei zaprzestanie użytkowania (wykaszania) łąk w dolinach Narewki i Hwoźnej w sercu puszczy doprowadziło do zmian sukcesyjnych, co było powodem wymarcia skalnicy torfowiskowej oraz prawdopodobnego wymarcia niebielistki trwałej, wełnianki delikatnej i podejźrzona marunolistnego, a także ustępowania brzozy niskiej i mącznicy pospolitej.

Tak więc wybór celu i metody ma kluczowe znaczenie dla skutecznej ochrony i nie można tego robić pod wpływem presji społecznej czy oczekiwań aktywistów, lecz na podstawie wiedzy naukowej i doświadczenia eksperckiego. A zatem, jeśli naszym celem jest ochrona rzadkich, zagrożonych gatunków, nie możemy wybierać metody biernej polegającej na wyłączeniu terenu z działalności gospodarczej, lecz metodę czynną. Wtedy, aby wspierać zagrożone gatunki, trzeba czasami skosić łąkę czy wyciąć niektóre drzewa. Jak to robić i w jakim przedziale czasu, wiedzą specjaliści mający wiedzę z tego zakresu.

Czy ze zmianami klimatycznymi można walczyć wycinając lasy?

Brzmi to dość prowokacyjnie, bo jak można walczyć ze zmianami klimatycznymi, wycinając lasy? W przestrzeni publicznej krąży informacja, że główną przyczyną ocieplenia klimatu jest znaczące podwyższenie zawartości dwutlenku węgla w atmosferze Ziemi. Ponadto niemal wszyscy doskonale wiemy, jak istotną rolę w procesie akumulacji węgla odgrywają drzewa. O fotosyntezie uczyliśmy się przecież w szkole i pamiętamy, że dzięki energii światła słonecznego drzewa pobierają dwutlenek węgla z powietrza i w obecności chlorofilu, zielonego barwnika występującego w liściach, wytwarzają glukozę oraz wydalają tlen. W ten sposób drzewa przekształcają atmosferyczny dwutlenek węgla w organiczne związki węgla. Węgiel jest włączany do struktury drzewa, co jest kluczowe w jego zatrzymaniu i uniemożliwieniu ponownego przedostawania się do atmosfery. W ten sposób walczymy z gazami cieplarnianymi i opóźniamy proces globalnego ocieplenia.

A co dzieje się w późniejszych latach? Jak to w przyrodzie bywa, drzewa się starzeją, zamierają i podlegają procesom rozkładu. Zakumulowany w nich węgiel zostaje uwolniony i wraca do atmosfery. Czyżby zatem nic nie udało się osiągnąć? To nie do końca prawda, gdyż murszejące drewno jest niezmiernie ważnym mikrosiedliskiem zasiedlanym przez setki gatunków grzybów oraz niezliczone rzesze bezkręgowców, głównie pajęczaków i owadów. To ono decyduje o różnorodności biologicznej tych grup organizmów. Chcąc skutecznie chronić wiele gatunków chrząszczy, konieczne jest więc pozostawianie murszejącego drewna w lesie.

Co jednak z kumulacją węgla, czy jest jakieś inne rozwiązanie? Przede wszystkim, nawet gdyby lasy pokrywały wszystkie lądy na naszej planecie, to i tak w skali globalnej nie zdołałyby pochłonąć całego emitowanego dwutlenku węgla. Wszystkie lasy w Polsce pochłaniają rocznie około 42 mln ton CO2, czyli ok. 13 proc. emisji powstającej ze spalania paliw kopalnych w naszym kraju. Sekwestracja (magazynowanie węgla w drewnie) nie jest procesem jednorodnym i zależy od wielu czynników, m.in. gatunku drzewa i siedliska, na którym występuje czy jego wieku. Ważnym czynnikiem, którego nie powinno się pomijać, są też określone zadania z zakresu gospodarki leśnej. W polskich lasach dominującym gatunkiem drzewa jest sosna zwyczajna, więc pochylmy się właśnie nad nim.

Młoda sosna emituje więcej CO2, niż go pochłania, ale około jej piątego roku życia sytuacja się zmienia i przechodzi ona ze stanu emitera do stanu pochłaniacza. Z biegiem lat drzewostan sosnowy pochłania coraz więcej CO2, stając się naszym sprzymierzeńcem w redukcji gazów cieplarnianych. Jednak z wiekiem pochłanianie CO2 słabnie, początkowo wolno (w wieku 40–50 lat), a potem spadek przyspiesza (w wieku 50–60 lat). A zatem z punktu widzenia walki z ocieplaniem klimatu wiek rębny drzewostanów sosnowych w Polsce powinien się zamykać w przedziale między 60. a 80. rokiem życia. Innymi słowy w ciągu 120 lat lepiej jest mieć dwa pokolenia lasu – po 60 lat każde – niż jedno, ponadstuletnie.

Czytaj więcej

Dlaczego Amerykanie przestają wierzyć w demokrację

Przemysł meblarski może przysłużyć się ekologii

Polska jest jednym z europejskich liderów pod względem ilości węgla związanego w biomasie drzewnej na obszarach leśnych. To blisko 900 mln ton, co plasuje nas na czwartym miejscu w Unii Europejskiej. Chcąc ten unieruchomiony w drewnie węgiel zatrzymać jak najdłużej, powinniśmy wbrew pozorom rozwijać sektor leśno-drzewny, przemysł meblarski, papierniczy itp. Budując drewniane domy czy produkując drewniane meble, unieruchamiamy zawarty w drewnie węgiel na setki lat, podczas gdy w tym samym czasie las w dalszym ciągu pochłania gazy cieplarniane. Stąd warto promować wyroby z drewna, co bardzo skutecznie robią kraje skandynawskie. Dyskutując o budownictwie, pamiętajmy jednocześnie, że cementownie są jednymi z największych emiterów CO2 do atmosfery.

W sektorze leśnym związanym z pozyskaniem i przerobem drewna, przemysłem meblarskim czy papierniczym zatrudnionych jest w naszym kraju prawie pół miliona osób. Polska jest jednym z największych na świecie producentów i eksporterów mebli. A zatem sektor leśno-drzewny jest niezmiernie ważnym ogniwem w gospodarce naszego kraju i podstawą finansowania życia wielu rodzin. W tym kontekście bardzo niepokoją kampanie polityczno-medialne manipulujące opinią społeczną, straszące „wycinką” albo dewastacją polskich lasów. Prawda jest taka, że gospodarka leśna w Polsce opiera się na planach urządzania lasu, w których wyszczególnia się, co i kiedy będzie pozyskane oraz kiedy i co będzie posadzone. Te plany są zatwierdzane przez ministra ds. środowiska, nie jest więc prawdą, że leśnicy wycinają, co chcą i kiedy chcą. Wyjątek stanowią sytuacje klęskowe, np. duże powierzchnie leśne zniszczone w wyniku huraganów czy szkodliwych owadów.

Po II wojnie światowej lesistość, czyli powierzchnia kraju pokryta lasami, wynosiła ok. 21 proc., a dziś wynosi prawie 30 proc. Lasów w Polsce przybywa i jest to zasługą ciężkiej pracy leśników. Można zatem stwierdzić, że wycinanie drzew wcale nie musi być czymś nagannym. Nie ma podstaw do piętnowania racjonalnie prowadzonej gospodarki leśnej.

Trzeba jednak wiedzieć, które fragmenty lasu zostawić, wyłączyć z aktywności gospodarczej, by chronić naturalne procesy, a gdzie, kiedy i jak pozyskiwać surowiec drzewny. Jest to wszakże wiedza specjalistyczna, a fachowcy uzyskują wykształcenie w tym zakresie w trakcie wieloletnich studiów. Nie można takich decyzji podejmować na podstawie presji politycznej czy żądań aktywistów, bo efekty będą odwrotne od oczekiwań.

Nie wiemy jak rozpoznać chronione gatunki – Polakom potrzeba wiedzy

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, już w 1919 r. ukazało się rozporządzenie Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego o ochronie niektórych zabytków przyrody (MP 1919, nr 208). Wyszczególniono w nim dziesięć gatunków zwierząt (pięć ssaków, cztery ptaki, jedną rybę) zasługujących na szczególną ochronę. Po II wojnie pierwsze rozporządzenie dotyczące ochrony gatunkowej zwierząt ukazało się w 1952 r. (Dz.U. 1952, nr 45, poz. 307) i wyszczególniono w nim 128 gatunków, wśród których były bezkręgowce (jeden gatunek mięczaka i dziesięć gatunków owadów). Dziś mamy objętych ochroną ścisłą niemal 600 gatunków zwierząt, a ochroną częściową ponad 200.

W związku z tym nasuwają się pytania: ile jest osób w Polsce, które potrafią rozpoznawać gatunki chronione? Ilu ludzi wie, jak wygląda Caseolus calculus, gatunek, który nie ma nawet polskiej nazwy, a zainteresowany czytelnik nie znajdzie wielu informacji w internecie o tym paromilimetrowym ślimaku. Jak mamy coś skutecznie chronić, jeśli niektóre gatunki chronione są rozpoznawane przez kilku specjalistów w kraju? Można odnieść wrażenie, że stworzyliśmy prawo, które jest nieskuteczne i które sprawia, że dla przeciętnego mieszkańca dużego miasta jest niezrozumiałe, gdyż wiele osób nie odróżnia jelenia od sarny, a co dopiero mówić o trudniej rozpoznawalnych gatunach.

W rozporządzeniu ministra środowiska z 2016 r. wyszczególniono ponad 130 gatunków, które wymagają ochrony czynnej. Ile zatem z tych gatunków posiada program ochrony, który jest wdrażany? Kto oprócz organizacji społecznych, jak np. Polski Związek Łowiecki, który realizuje programy czynnej ochrony cietrzewia, głuszca czy sokoła wędrownego, angażuje się w stosowne działania?

Czy państwo sobie radzi z tym problemem? Zdecydowanie nie i gdyby nie aktywność społeczników, nie mielibyśmy w tym zakresie jakichkolwiek sukcesów. Wniosek z tego jest jeden – samo sporządzenie listy gatunków chronionych i jej poszerzanie nie podniosą skuteczności ich ochrony.

Przekonuje się nas czasami, że skuteczna ochrona przyrody wymaga zakazu prowadzenia działalności gospodarczej. Prawdą jest, że ograniczenie pozyskiwania drewna na niektórych obszarach leśnych i dopuszczenie procesów jego murszenia spowoduje powstanie wyśmienitych warunków do życia dla wielu organizmów związanych z takim mikrosiedliskiem. Takim przykładem mogą być niektóre bardzo rzadkie czy zagrożone wręcz gatunki owadów występujące w murszejącym drewnie, jak np. zagłębek bruzdkowany, ponurek Schneidera, konarek tajgowy czy dąbrowiec samotnik.

Jednak problem jest bardziej złożony, niż się wydaje. Przykładem może być wspaniały chrząszcz, jakim jest jelonek rogacz, którego samiec ma potężne żuwaczki przypominające kształtem poroże jelenia. Jest to gatunek osłonowy, nazywany czasami parasolowym, czyli taki, którego ochrona pociąga za sobą ochronę wielu innych, współwystępujących gatunków. Gdzie ten gatunek występuje najczęściej, czy na powierzchniach chronionych? Otóż nie, najczęściej jest spotykany w lasach gospodarczych, w których pozyskuje się drewno. A zatem odpowiednio prowadzona gospodarka leśna może być skuteczną metodą jego ochrony. Kiedy zatem pozostawiać w lesie murszejące drewno, a kiedy nie jest to konieczne, wiedzą specjaliści, dlatego opierajmy się na wiedzy naukowej.

Czytaj więcej

Na drodze postępu Polska może się potknąć

Propaganda o złych myśliwych generuje wiele problemów

Podawanie przez niektóre stacje telewizyjne i gazety wybiórczych lub nieprawdziwych informacji na temat myśliwych, by manipulować opinią społeczną, przybrało w ostatnich miesiącach rozmiar dotąd niespotykany. Myśliwi są bezlitośnie hejtowani, spotykają ich groźby lub życzenia śmierci, a w ostatnich latach dotknął ich ekoterroryzm i ładunki wybuchowe na ambonach. Jesteśmy świadkami swoistej wojny ideologicznej, w której bardzo aktywną stroną są obrońcy praw zwierząt lub/oraz weganie wspierani przez celebrytów oraz niektórych polityków. Nie dostrzegają oni ustawowych obowiązków wykonywanych przez myśliwych oraz ich zadań z zakresu gospodarki czy ochrony przyrody, a koncentrują się na emocjonalnym podejściu do świata zwierząt, co nazywane jest „bambinizmem”. Jednym z zarzutów, z jakim się mierzą „rycerze św. Huberta”, są zarzuty dotyczące zagrożeń, jakie generują w aspekcie ochrony przyrody, i dlatego nad tym wątkiem warto się na chwilę zatrzymać.

W historii ochrony przyrody ważną rolę odgrywała ochrona gatunkowa. Gdy liczebność jakiegoś gatunku gwałtownie spadała, wpisywano go na listę zwierząt chronionych. Tak zrobiono z niektórymi gatunkami ptaków, które w 1995 r. przeniesiono z listy zwierząt łownych (czyli polowali na nie myśliwi) na listę chronionych. Czy to wystarczyło? Gdy na listę gatunków chronionych wpisano cietrzewie, jego liczebność była szacowana na ok. 5 tys. osobników. Tymczasem, choć nie poluje się na te ptaki od prawie 30 lat, ich liczebność spadła do poziomu ok. 500 osobników. Ten prosty przykład pokazuje, że nie wystarczy zabronić myśliwym polować, by ocalić jakiś gatunek. Dziś do ochrony podchodzimy całkiem inaczej – najpierw musimy zdefiniować czynniki stanowiące zagrożenia dla danego gatunku, czyli po prostu odpowiedzieć na pytanie: dlaczego liczebność gatunku X czy Y spada?

Z badań naukowych wynika, że głównymi sprawcami spadku liczebności wielu gatunków ptaków, zwłaszcza wodno-błotnych, nie są myśliwi, lecz drapieżniki i to często obcego pochodzenia, jak np. wizon amerykański (kiedyś nazywany norką amerykańską), jenot azjatycki czy szop pracz. Skoro to te drapieżniki są przyczyną kłopotów w ochronie ptaków, to jak ograniczać ich liczebność? I kto to ma robić, kto za to zapłaci?

Wydaje się, że nie ma innego wyjścia, jak poprosić o to myśliwych i dać im odpowiednie narzędzia prawne. Z wielu badań naukowych wynika, że intensywna redukcja szopa pracza wpływa na wzrost sukcesu lęgowego np. u siewkowatych. Tymczasem Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie wypracowało kompleksowego programu ochrony ptaków w Polsce, a koncentruje się na działaniach zmierzających do przesunięcia kilku gatunków na listę zwierząt chronionych. Wiadomo, że to nie rozwiąże problemu i nie spowoduje wzrostu liczebności tych gatunków. Dlaczego więc tak się dzieje? Bo nie ma w organach decyzyjnych wiedzy eksperckiej. Walka z myśliwymi jest medialna, zyskuje poklask aktywistów, ale w żaden sposób nie podniesie skuteczności ochrony.

Prawa przyrody są brutalne, czas skończyć z „bambinizmem”

Gdy analizujemy prawa, jakimi rządzi się przyroda, mogą się one wydawać z naszej perspektywy bardzo brutalne. W przyrodzie codziennością są śmierć, choroby, ból, cierpienie, strach, głód. Brat zjada brata, rodzice wyrzucają młode z gniazda. Nie znając tych odwiecznych reguł, nie rozumiejąc ich, staramy się ingerować w świat przyrody ze swoją empatią i chęcią pomocy. Opiekujemy się pisklakiem wyrzuconym z gniazda, leczymy kontuzjowane zwierzęta, zimą dokarmiamy ptaki i daje nam to poczucie dobrze wykonanego zadania, że zrobiliśmy coś dobrego. Chwalimy dzielnych strażaków, którzy uratowali porzucone pisklęta bociana białego. Cieszymy się, że ptasi azyl opuszczają wyleczone ptaki. Ostatnio ze Stacji Badawczej Polskiego Związku Łowieckiego w Czempiniu wypuszczono dwa wyleczone orły bieliki.

Chcąc pomagać zwierzętom, musimy to jednak robić profesjonalnie, gdyż w przeciwnym razie wyrządzimy więcej szkody niż pożytku. Dokarmiamy ptaki w karmnikach, ale ilu z nas dezynfekuje je po okresie zimowym? W karmnikach jest bardzo dużo pasożytów, które się przemieszczają na inne ptaki tam przylatujące. Tyle się mówi o tym, by nie karmić łabędzi lub kaczek chlebem, bo jest to dla nich szkodliwe. Czy rzeczywiście tego nie robimy?

Niestety, dobre chęci i brak wiedzy skutkują błędami. Zdarza się, że podczas spaceru w lesie spotykamy samotne, bezbronne młode zające lub sarny, przy których nie ma ich matki. Uznajemy wtedy, że skoro nie mają opieki, to musimy im pomóc, bo inaczej zginą z głodu. Zanosimy je do azylu dla chorych i porzuconych zwierząt znajdującego się np. w najbliższym zoo. Narracja jest zgodna z disneyowskim filmem o Bambim: „okrutni myśliwi zabili mamusię, a my musimy pomóc i uratować te młode stworzenia”.

Tymczasem sytuacja jest całkowicie inna. Młode sarny po urodzeniu ważą 1–1,5 kg i są bardzo słabe, bezbronne. Koza, czyli matka, pozostawia je same i przychodzi tylko w porze karmienia. Dlaczego tak robi? Młode nie mają zapachu, a jasne cętki na grzbiecie sprawiają, że nie wyróżniają się one w otoczeniu i trudniej je zauważyć. Są zatem bezpieczne, gdyż drapieżniki ich nie wyczują i zbyt szybko nie zauważą. Tymczasem samica ma zapach i przebywając z młodymi, zwabiłaby niebezpieczeństwo. Tak więc spotykanie samotnych, młodych zwierząt jest czymś naturalnym i nie trzeba ingerować, zabierając je do azylu, by człowiek musiał się nimi opiekować.

Większość zabranych z lasu zwierząt nie przeżywa lub już nigdy nie wraca do środowiska przyrodniczego. Mamy dobre intencje, chcemy zrobić coś dobrego, ale nie mając wiedzy, szkodzimy tym, którym chcemy pomóc.

Czytaj więcej

Enrico Letta: Nikt nie boi się dominacji Rzymu, dlatego to Włosi ratują UE

Skuteczna ochrona przyrody wymaga wiedzy eksperckiej

Powtórzmy: skuteczna ochrona przyrody wymaga wiedzy specjalistycznej, wiedzy eksperckiej. To, że wszyscy się na ten temat wypowiadają, wcale nie znaczy, że na tym się znają. Aby chronić różnorodność biologiczną i zagrożone gatunki, do czego zobowiązuje nas prawo międzynarodowe, nieunikniona jest ingerencja w ekosystem.

Niestety, tego typu działania pociągają za sobą koszty, stąd ciągłe poszukiwania takich rozwiązań, aby realizacja celów gospodarczych była jednocześnie narzędziem skutecznej ochrony. W wielu przypadkach to się udaje i nie ma podstaw do krytykowania niektórych grup zawodowych (np. leśników) czy społecznych (np. myśliwych). Często jest wręcz tak, że pozory mylą i ci, którzy krzyczą i wymachują sztandarem z napisem „ochrona przyrody”, wskutek braku wiedzy tak naprawdę jej szkodzą. Natomiast ci, co z pozoru jej szkodzą, bo wycinają drzewa lub strzelają do zwierząt, okazują się największymi jej obrońcami. Nie oceniajmy zatem po pozorach, ale wsłuchujmy się w merytoryczną dyskusję, jaka niekiedy toczy się w mediach, i wspierajmy takie działania, które są dobre dla otaczającego nas środowiska.

Homo sapiens, czyli człowiek rozumny, ma wyjątkowy dar, gdyż potrafi kreatywnie myśleć, tworzyć sferę kulturową, swoisty system wartości oparty na normach moralnych. To go wyróżnia spośród dwóch milionów znanych gatunków zasiedlających Ziemię. To dobrze, że czujemy się odpowiedzialni za środowisko przyrodnicze, ale chcąc skutecznie o nie dbać, powinniśmy wyłączyć emocje i włączyć tryb myślenia, analizować przyczyny i skutki, przewidywać konsekwencje naszych działań w aspekcie przyrodniczym, gospodarczym i społecznym. Wtedy znajdziemy kompromis pomiędzy użytkowaniem środowiska przyrodniczego a skuteczną jego ochroną.

Prof. dr hab. Dariusz J. Gwiazdowicz

Profesor nauk leśnych, przewodniczący Komisji Naukowej Naczelnej Rady Łowieckiej. Realizował projekty badawcze oraz zajęcia dydaktyczne z zakresu ochrony przyrody w ponad 30 placówkach naukowych na wszystkich kontynentach.

Żyjemy często w przekonaniu, że na przyrodzie i jej ochronie znamy się wszyscy. Przecież to nic trudnego, trzeba jedynie walczyć o zwiększenie liczby parków narodowych, rezerwatów, wydłużyć listy gatunków chronionych i sprawa niemal załatwiona. Trzeba by tylko zdefiniować jeszcze wrogów, jakimi są m.in. leśnicy, myśliwi, rolnicy i rybacy, ograniczyć ich prawa i zadania, jakie wykonują, oraz napiętnować ich w prasie i telewizji. Wtedy z pewnością przyroda będzie bezpieczna. Jednak gdy wyjdziemy ze sfery powierzchownej oceny i zagłębimy się nieco w tę problematykę, sytuacja zacznie wyglądać zgoła inaczej.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich