Kryzys, jaki w tej chwili przeżywamy, a trzęsienie ziemi przecież jeszcze potrwa, nie ma chyba równych w historii Kościoła w Polsce. To kryzys hierarchiczny, ale i duszpasterski, wynikający wszak z tego pierwszego. Jeszcze niedawno, patrząc na statystyki praktyk religijnych, myślałam, że nie jest z nami tak źle. Choć informacje o dużym spadku liczby uczniów na lekcjach religii, szczególnie w wielkich miastach, wskazywały jednokierunkowy trend. Wyraźną klęskę formacji chrześcijańskiej pokazały ostatnio ulice. Strajk kobiet z ich hasłami, wulgaryzmami, z wylewem nienawiści, ale też burdy na ulicach Warszawy 11 listopada, ujawniły ostatecznie, że na pewno nie jesteśmy społeczeństwem katolickim.
Może nigdy nim nie byliśmy? Wiara i Kościół pełniły funkcję zastępczą wobec braku własnych struktur państwa w czasach zaborów, wojen i w czasie komunizmu, ale dziś, w demokracji, nie taka już jest ich rola. I Bogu dzięki! Ale jak się wydaje, wielu naszych pasterzy, wyrosłych w czasach PRL, jeszcze tego nie widzi. Są wśród biskupów osoby, które grzmią z ambony na takie czy inne grupy, środowiska, ćwiczą prawem zamiast słowem i przykładem świętości, nakładają ciężary na innych, zdejmując je z własnych ramion, wikłają się politycznie i wciąż nie dowierzają, że większości rodaków ich opinie nie interesują. Że czas się zmienił i stare metody duszpasterskie nie działają, a mogą ludziom obrzydzić Kościół. W jakiej skali? To okaże się niebawem, gdy opadnie fala pandemii, która w wymiarze kościelnym określa też inną chorobę.
Jasne, wierzących w Chrystusa nic z Kościoła nie wyprowadzi, bo nie utożsamiają swej wiary z ludźmi, z księżmi czy biskupami – świętymi czy grzesznymi. Zostaną, nawet gdyby mieli zejść do katakumb. Ale czy o to nam chodzi?
Kościół to wspólnota świeckich i duchownych, jesteśmy potrzebni sobie nawzajem. Dlatego świeccy mają prawo oczekiwać poważnego traktowania ich opinii w procesach decyzyjnych – tam, oczywiście, gdzie nie dotyczy to spraw zastrzeżonych do święceń kapłańskich – mają prawo do przejrzystych mechanizmów awansów i operacji finansowych. Wszyscy zaś musimy zerwać z klerykalizmem, czyli – jak to powiedział amerykański kardynał Dolan, upatrując m.in. w tym karierę McCarricka – klimatem, „który stawia kapłanów ponad prawem, uprzywilejowując ich do robienia rzeczy bez ponoszenia odpowiedzialności". To jeden z warunków odnowy Kościoła w Polsce.
„Franciszku, idź odbuduj mój kościół, bo jest w ruinie" – usłyszał w XIII wieku wezwanie Boga św. Franciszek z Asyżu. Kogo Bóg wezwie w naszym Kościele? Kto się podejmie tej misji? Czy uda się to któremuś z członków obecnego Episkopatu, a przynajmniej z jego tylnych szeregów? Będą przeszkody z różnych powodów – nie tylko powiązań towarzyskich, dawnej mentalności, ale głównie dlatego, że niezależnie od osobistej uczciwości i starań konkretnych biskupów całe gremium utraciło autorytet i wiarygodność w oczach zwykłych katolików. Czy zdobędą się na odwagę i wszyscy, podobnie jak biskupi chilijscy, oddadzą się do dyspozycji papieża?