Czy USA potrzebują trenera Tima Walza

Tim Walz na konwencji w Chicago przedstawił się światu jako kandydat na wiceprezydenta u boku Kamali Harris, a ważną częścią show było wspomnienie czasów, gdy pracował jako trener futbolu amerykańskiego.

Publikacja: 30.08.2024 17:00

Tim Walz podczas konwencji Partii Demokratycznej w Chicago (21 sierpnia 2024). Wygląd jowialnego sta

Tim Walz podczas konwencji Partii Demokratycznej w Chicago (21 sierpnia 2024). Wygląd jowialnego starszego pana, ale charakter – futbolisty

Foto: CHIP SOMODEVILLA/GETTY IMAGES NORTH AMERICA/Getty Images via AFP

Miejsce było odpowiednie, bo konwencja odbywała się w hali United Center, która częściej niż politykom służy sportowcom, skoro mecze rozgrywają tam koszykarze Chicago Bulls oraz hokeiści Blackhawks. To tam największe triumfy święcił Michael Jordan (w tej nowiutkiej wówczas hali zdobył swoje trzy ostatnie mistrzowskie tytuły, w latach 1996–1998), więc dziś przed obiektem stoi jego pomnik. Na konwencji wystąpił zaś między innymi Steve Kerr, czyli trener olimpijskiej drużyny Stanów Zjednoczonych w koszykówce, która dopiero co przywiozła złoto z Paryża.

Kerr na co dzień trenuje zespół NBA Golden State Warriors, z którym wygrał cztery mistrzostwa, a kiedyś był zawodnikiem Chicago Bulls, kolegą Jordana z drużyny. Już wcześniej dał się poznać jako przeciwnik Donalda Trumpa, stanowczo opowiadając się chociażby za ograniczeniem dostępu do broni (jego ojciec został zastrzelony przez zamachowców w Libanie). Kerr wypadł podczas konwencji bardzo dobrze, a delegatów ostatecznie kupił, twierdząc, że w hali unosi się ten sam duch zwycięstwa, co w czasach wielkości Bulls.

Tim Walz – aktor drugiego planu

Walz pojawił się na scenie trzeciego dnia. To miała być jego chwila – dzień wcześniej tłum rozgrzali państwo Obama, a dzień później gwiazdą była już sama Kamala Harris – ale chyba mało kto spodziewał się, że nieznany dotąd szerzej gubernator Minnesoty pokaże się z tak dobrej strony i faktycznie skradnie show, a przecież przemawiała wtedy jeszcze między innymi Oprah Winfrey.

Czytaj więcej

Tim Walz apeluje do Partii Demokratycznej: Wyśpicie się, gdy będziecie martwi

Ważnym i może najbardziej efektownym punktem prezentacji Walza było wkroczenie na scenę jego podopiecznych z drużyny futbolu amerykańskiego, których trenował wiele lat wcześniej. Ubrani w oryginalne koszulki drużyny szkoły średniej Mankato West wzbudzili entuzjazm uczestników, prezentując się tak, jakby za chwilę mieli wbiec na boisko i rozprawić z przeciwnikami. „Czuję się jakbyśmy byli Dolphins z 1972 roku lub kimś w tym stylu” – stwierdził, cytowany przez „The Athletic”, jeden z byłych graczy Mankato West, komentując zainteresowanie, które im ostatnio towarzyszy. Miami Dolphins byli jedyną drużyną w historii NFL, która pozostała niepokonana w jednym sezonie, podczas gdy byli zawodnicy Mankato West nie mają dziś z futbolem wiele wspólnego, może poza pięknym wspomnieniem z liceum.

Sam kandydat na wiceprezydenta też nie odegrał wielkiej roli w historii futbolu amerykańskiego. Nigdy nie był pierwszym trenerem, tylko koordynatorem obrony, a w tym sporcie za atak i obronę odpowiadają dwa różne zespoły. Każdy z nich ma swojego szkoleniowca, a nad nimi jest główny trener drużyny. Walz ponadto nie pracował na zbyt wysokim poziomie, a zaledwie w szkołach średnich: najpierw w Nebrasce, potem w Minnesocie. I nawet tam zawsze pozostawał w cieniu.

Glen Mason, czyli ówczesny główny trener drużyny na Uniwersytecie Minnesota, przyznał niedawno, że nie przypomina sobie z tamtych czasów trenera Walza. A jednak, jak wyliczył „New York Times”, kiedy Harris przedstawiała swojego kandydata na wiceprezydenta podczas wiecu w Filadelfii, zaledwie dwukrotnie tytułowała go „gubernatorem”, a aż dziewięciokrotnie „coachem”, czyli właśnie „trenerem”, w grze o polityczną stawkę tej wagi przypadków przecież nie ma.

Największy sukces w roli trenera Walz odniósł w 1999 roku, zdobywając pierwsze w historii stanowe mistrzostwo z Mankato West Scarlets (Mankato to niewielkie miasteczko położone 80 mil na południe od Minneapolis, największego miasta stanu Minnesota). Nie kryje, że tamten sukces prawdopodobnie pomógł mu w uzyskaniu popularności, która przełożyła się później na głosy wyborców umożliwiające wejście w politykę. Jego podopieczni z drużyny opowiadają, że miał charyzmę, ale zarazem pełne empatii podejście do zawodników. Zawsze wiedzieli, że w nich wierzy, i mogli na nim polegać. Poza tym wszyscy wspominają jego energię i nieustający optymizm.

– Nigdy nie był negatywnie nastawiony, to w nim kochaliśmy – mówi jego znajomy z tamtych czasów na łamach „New York Timesa”. I zwraca uwagę, że Walz nigdy nie miał aspiracji, by zostać głównym trenerem. – Przez całe życie pozostawał aktorem drugoplanowym.

Ameryka, czyli upaść i wstać

Zanim zawitał do Mankato, pracował w rodzinnej Nebrasce. Urodził się w małym, liczącym niespełna 4 tys. mieszkańców West Point. Gdy u ojca zdiagnozowano raka płuc, rodzina przeniosła się do Butte w hrabstwie Boyd, aby być bliżej krewnych. Tam ukończył szkołę średnią, a potem podjął studia w Chadron State. Następnie pracował w Alliance High School, gdzie uczył geografii oraz nauk społecznych, i w ten sposób został „panem Walzem”, a gdy zaczął jeszcze pracować z drużynami koszykówki i futbolu amerykańskiego, mianowano go „coachem Walzem”.

Kiedy w Chicago odbywała się Narodowa Konwencja Demokratów, w parku w Alliance zgromadziło się kilkadziesiąt osób. Na tablicach mieli napisy „Congratulation Coach Walz”. Kolejne osoby wychodziły na środek, aby podzielić się wspomnieniami o człowieku, który ma szansę zostać wiceprezydentem. W tej części Nebraski demokraci nie cieszą się jednak dużym poparciem i – jak przekonują lokalne media – niespodziewany awans Walza raczej tego nie zmieni.

Jego karierę przerwało zdarzenie z 1995 roku. Został zatrzymany przez policję za zbyt szybką jazdę. Przekroczył prędkość o ponad 40 mil na godzinę, ale to nie był największy problem. Okazało się, że jest pod wpływem alkoholu. Po tej wpadce uznał, że musi porzucić pracę trenerską, mimo że koledzy namawiali go, aby został, przekonując, że każdy popełnia błędy. – Naprawdę czuł, że zawiódł ludzi – wspomina jego kolega z pracy. Pozostał nauczycielem, ale skończył z trenowaniem.

Nie na długo. Rok później Walzowie przenieśli się do Minnesoty, skąd pochodzi małżonka bohatera tej opowieści. Wkrótce Tim dołączył do sztabu trenerskiego Mankato West Scarlets. Rick Sutton, główny trener tamtej ekipy, opowiada na łamach „The Athletic”, jak szybko przekonał się, że to właśnie człowiek, którego potrzebuje.

– Kiedy przeprowadzam wywiady z trenerami, kieruję się intuicją i podejmuję szybkie decyzje. Tu nie miałem wątpliwości. Był kimś, kogo chciałem mieć w swoim sztabie – wspomina. Przed dołączeniem Walza do drużyny jej bilans zwycięstw do porażek wynosił 1:26. Zawodnicy wspominają, że wniósł inne nastawienie. Był pełen pozytywnej energii i wpoił „kulturę entuzjazmu” wszystkim. Był przy tym twardy i wymagał ciężkiej pracy, ale miał zasady. – Nigdy nie przekazywał instrukcji krzykiem, nie lekceważył ludzi i nie tracił panowania nad sobą, co zdarzało się innym trenerom – mówi jego były zawodnik David Schoetller.

Czytaj więcej

O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki

Walz pełnił jeszcze jedną funkcję, i to dość nietypową: zgodził się zostać doradcą grupy uczniów deklarujących się jako osoby homoseksualne. Wraz z żoną, która również uczyła w szkole, byli dla nich dużym wsparciem. Jeden uczniów wspominał, że początkowo nie był zachwycony, kiedy dowiedział się, że tę funkcję będzie pełnił żonaty mężczyzna, wieloletni oficer gwardii narodowej i trener futbolu amerykańskiego, jednak szybko zmienił zdanie. Dla wielu osób to zarówno dowód otwartości Walza na los innych (później będzie prezentował ją w wielu kwestiach jako gubernator Minnesoty), jak i odwagi, bo niewątpliwie za jej dowód należy uznać pomaganie członkom mniejszości seksualnej w niewielkim miasteczku.

W 2006 roku Walz porzucił sport na rzecz polityki, bo zdecydował się kandydować do Kongresu. Jak się okazało – z powodzeniem. Nie była to wyjątkowa droga, bliskie związki z futbolem amerykańskim miało bowiem wielu polityków zza oceanu. Niektórzy z nich dotarli nawet potem na sam polityczny szczyt.

Czysta gra Forda

Najwybitniejszym graczem futbolu amerykańskiego wśród najważniejszych amerykańskich polityków pozostaje 38. prezydent Stanów Zjednoczonych Gerald Ford, który występował w barwach Uniwersytetu Michigan i był jego gwiazdą. Zasłynął także zachowaniem pozaboiskowym, gdy w 1934 roku jego drużyna grała mecz z Georgia Tech. Szef drużyny z Georgii oświadczył, że jego podopieczni nie wezmą udziału w grze, jeśli w składzie rywali będzie czarnoskóry zawodnik. Władze uniwersytetu Michigan ugięły się i zgodziły zrezygnować z Willisa Warda. Ford był jego dobrym kolegą i współlokatorem, więc zagroził opuszczeniem drużyny. Ostatecznie, po namowach, zagrał w meczu, a potem z takim impetem staranował jednego z rywali, który nie szczędził drwin wymierzonych w czarnoskórego kolegę, że trzeba go było znieść z boiska na noszach.

Ward nie zrobił kariery. Podobno rozważał start w igrzyskach w Berlinie (1936), ale złe doświadczenia z meczu przeciwko Georgia Tech wpłynęły na rezygnację z tych planów. Wybrał karierę prawnika. Sam Ford odrzucił natomiast propozycje Detroit Lions i Green Bay Packers, czyli klubów zawodowych. Wybrał studia prawnicze w Yale, został tam pomocnikiem trenera futbolu amerykańskiego i w ten sposób zarabiał na opłacenie czesnego. – Istnieje wiele podobieństw między futbolem a polityką – opowiadał po latach, kiedy zasiadał w Izbie Reprezentantów. – Grasz twardo, grasz, żeby wygrać, ale nie przetrwasz długo, jeśli nie będziesz grał czysto.

Może, jako wiceprezydent, powinien podzielić się tą mądrością ze swoim przyjacielem, ówczesnym prezydentem Richardem Nixonem, który też był fanem futbolu amerykańskiego. Grał w college’u, ale nie miał takiego talentu jak Ford. Nie przeszkadzało mu to twierdzić, że futbol nauczył go wytrwałości. Pozostał więc kibicem. Podobnie jak John F. Kennedy, który podczas gry na Harvardzie nabawił się kontuzji kręgosłupa. Dolegliwości z tym związane towarzyszyły mu przez całe życie, ale nie przestał dopingować futbolistów.

Czytaj więcej

Paweł Łepkowski: Zaskakujący wybór Kamali Harris kandydata na wiceprezydenta

Jako prezydent oglądał ze szczególnym upodobaniem mające wspaniałą tradycję mecze Army kontra Navy, czyli drużyn akademii wojsk lądowych i marynarki wojennej. W 1963 roku podobno nie mógł doczekać się kolejnego starcia, które miało zostać rozegrane w listopadzie w Filadelfii. Po zamachu w Dallas szykowano się do odwołania meczu, ale rodzina Kennedych poprosiła, by mecz mimo wszystko się odbył. Na trybunach usiadły 102 tys. kibiców, a w kolejnym roku stadion nazwano imieniem JFK – istniał aż do 1992 roku, kiedy został wyburzony.

W zespole Army regularnie grał swego czasu przyszły 34. prezydent Stanów Zjednoczonych, generał Dwight Eisenhower. Karierę przerwała mu kontuzja. Złamał nogę i rozważano nawet zwolnienie go z akademii wojskowej West Point, ale ujął się za nim przewodniczący komisji. Eisenhower pozostał trenerem drużyn uniwersyteckich. Z kolei Ronald Reagan występował w drużynie Uniwersytetu Illinois. Zawodnikiem był ponoć przeciętnym, ale talent aktorski umożliwił mu występ w filmie „Knute Rockne: All American”, gdzie wcielił się w postać George’a Gippa, zawodnika Uniwersytetu Notre Dame.

Drużyna jak armia

Wielu innych amerykańskich prezydentów oraz wiceprezydentów nie kryło swoich związków ze sportem (Barack Obama był wielkim fanem koszykówki), ale to właśnie futbol amerykański robi największe wrażenie na ich rodakach. Sama gra to w USA coś więcej niż sport (Reagan mówił, że „ma w sobie coś mistycznego”). Futbol zastąpił w tej roli baseball już dawno temu, a trener zajmuje na tym polu miejsce szczególne. Dla wielu kibiców mecz to wręcz wojna, gdzie naprzeciw siebie stają wrogie armie, a skoro tak, to szkoleniowcy są generałami. Legendarny trener Vince Lombardi, którego imieniem zostało nazwane najcenniejsze trofeum w NFL, nie żyje od lat, a cieszy się nieprzemijającą sławą.

W 2018 roku burzę wywołały słowa ówczesnego trenera futbolowej drużyny uniwersyteckiej z Karoliny Północnej. Larry Fedora, zirytowany kolejnymi zmianami w przepisach mającymi na celu zwiększenie bezpieczeństwa zawodników (to dyscyplina, za której uprawianie sportowcy płacą nieraz trwałym uszczerbkiem na zdrowiu), stwierdził, że doprowadzą one do upadku Ameryki. – Nasza gra jest atakowana. Obawiam się, że zmiany pójdą tak daleko, że za dziesięć lat już jej nie poznamy. I wierzę, że jeśli dojdzie do tego punktu, nasz kraj również upadnie – mówił. Fedora dodał, że kiedyś zapytał pewnego generała, dlaczego amerykańska armia jest najlepsza na świecie. – To proste. Jesteśmy jedynym narodem na świecie grającym w futbol amerykański – miał odpowiedzieć.

Czytaj więcej

Kamala Harris wybrała kandydata na wiceprezydenta. Przyciągnie prowincję Ameryki?

Dziennikarze mogli sobie z niego żartować, ale wielu Amerykanów usłyszało to, na co czekało i z czym się identyfikuje. Zresztą Fedora w gruncie rzeczy nie powiedział nic nowego. To znany refren, który głośno wybrzmiewa co pewien czas: wojsko, futbol amerykański, do tego wiara – oto podstawy zdrowego społeczeństwa. Brytyjski dziennik „Guardian” przypominał przy tej okazji przemówienie Nixona na uniwersytecie w Kansas z 1970 roku (trwała kampania przed wyborami do Kongresu, a przez kraj przetaczały się protesty przeciwko wojnie w Wietnamie), który twierdził, że Ameryka jest podzielona na małą, hałaśliwą i niewdzięczną grupę protestujących oraz na miłośników futbolu, wielbicieli porządku oraz patriotów.

Przebił to Donald Trump, który jest przede wszystkim miłośnikiem golfa, ale inwestował swoje pieniądze w futbol amerykański, a nawet przez pewien czas tworzył konkurencyjną wobec NFL ligę, co skończyło się dla niego i jego kontrahentów katastrofą. Nie omieszkał więc, już jako prezydent, korzystać z każdej okazji do wypowiadania się na temat ulubionej gry rodaków. Najlepsza nadarzyła się, kiedy Colin Kaepernick, rozgrywający zespołu San Francisco 49ers, odmówił stawania do amerykańskiego hymnu, a w ślad za nim poszli inni zawodnicy. Wybuchła potężna awantura, na której Trump próbował zbić polityczny kapitał. Dziś jego zwolennicy uważają, że związek piosenkarki Taylor Swift i gwiazdy futbolu amerykańskiego Travisa Kelce jest częścią spisku, który ma uniemożliwić powrót ich idola do Białego Domu.

Jakby tego było mało, demokraci wprowadzają na plac gry swojego trenera. Walz przypomina jowialnego staruszka, wygląda na więcej niż swoje 60 lat, ale potrafi porwać ludzi tak, jak kiedyś porywał futbolistów. To naprawdę twardy zawodnik.

Wojciech Małysz

Dziennikarz „Kroniki Beskidzkiej”

Miejsce było odpowiednie, bo konwencja odbywała się w hali United Center, która częściej niż politykom służy sportowcom, skoro mecze rozgrywają tam koszykarze Chicago Bulls oraz hokeiści Blackhawks. To tam największe triumfy święcił Michael Jordan (w tej nowiutkiej wówczas hali zdobył swoje trzy ostatnie mistrzowskie tytuły, w latach 1996–1998), więc dziś przed obiektem stoi jego pomnik. Na konwencji wystąpił zaś między innymi Steve Kerr, czyli trener olimpijskiej drużyny Stanów Zjednoczonych w koszykówce, która dopiero co przywiozła złoto z Paryża.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich