Krótka informacja o śmierci byłego gwiazdora futbolu amerykańskiego – zmarł na raka prostaty w wieku 76 lat – podana przez rodzinę, sprawiła, że znowu, jak kiedyś, pojawił się na czołówkach mediów. Nie tylko amerykańskich, bo wiadomość kolportowały serwisy na całym świecie.
Sławę – jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało – zapewniła mu sprawa podwójnego morderstwa, którego ofiarami padli jego była żona oraz jej przyjaciel. Ucieczka przed policją białym fordem bronco, kilkumiesięczny, wciągający niczym serial proces nazwany przez amerykańskie media „procesem stulecia” i wreszcie kontrowersyjny wyrok uniewinniający, który podzielił społeczeństwo, na trwałe zapisały się w historii i popkulturze.
Ameryka „na żywo” śledziła to wszystko z zapartym tchem, a teraz na chwilę wróciła do tamtych wspomnień. Kiedyś media żywiły się bowiem życiem O.J. Simpsona: najpierw błyskotliwą karierą sportową, potem – równie olśniewającą – pozasportową, a wreszcie spektakularnym upadkiem.
Czytaj więcej
Najlepszy baseballista świata uwikłał się – albo został uwikłany – w aferę bukmacherską. To wyjątkowa okazja, żeby napisać o tym egzotycznym z punktu widzenia Polaka sporcie.
Zobaczyli w nim giganta
Orenthal James Simpson urodził się w San Francisco w 1947 roku jako syn Eunice i Jimmy’ego Lee. Matka pracowała w administracji szpitala psychiatrycznego, ojciec był pracownikiem banku federalnego, ale także znanym drag queen (chorował na AIDS, zmarł w 1986 roku). O.J. był czwartym dzieckiem i miał zaledwie pięć lat, kiedy rodzice zdecydowali się na separację. Dzieci wychowywała matka. O.J. wspominał później, że brakowało mu ojca, zwłaszcza kiedy był nastolatkiem. Podobno imię Orenthal wybrała ciotka, powołując się na jakiegoś francuskiego aktora, który jej się podobał, ale nikt tak do chłopaka nie mówił.