Stojąc w bałtyckiej wodzie, widzę niesioną przybojem chełbię i kolejne. Niektóre być może, ugrzęznąwszy w piasku, uschną. A to przywodzi mi na myśl pytanie, jakie (w przekładzie Marii Przybyłowskiej) zadaje Elias Canetti: „Czy zwierzęta mniej się boją, bo żyją bez słów?”.
Chełbi nie pocieszy przed śmiercią formuła obrzędu ani czyjekolwiek odezwanie, nie upamiętni imię wyryte w granicie. Tylko homo sapiens ma po temu odpowiedni język. Ten opisuje nawet sam siebie, dzieli się na etniczne odmiany, w każdej inaczej porządkuje rzeczywistość, rozróżniając czy to siedem podziękowań według relacji społecznej, czy 30 równorzędnych nazw śniegu. W tym przywileju nie widzę swojej zasługi.
Czytaj więcej
W ostatniej alejce targu, na jednym ze stoisk lśniły naboje. Te są do mausera – objaśnił sprzedający – a te do mosina. Czyli być może podczas wojny zabijały żołnierzy dwóch wrogich sobie armii. Ci leżą teraz w jednej ziemi, a naboje na jednym straganie.
Zwierzę umiera, czy zdycha? Dyskusja, która pokazała ludzkie poczucie władzy poprzez język
Tylko także ktoś z ludzi umiał ze słów złożyć (objawioną według trzech religii) Księgę Rodzaju, w której Stwórca powierza ludzkości władzę nad ziemią. A tę władzę homo sapiens poszerza także słowami. To wykuwa je na kamiennych tablicach, to wpaja adeptom sztuk wyzwolonych; raz nimi nakazuje „ostateczne rozwiązanie”, raz tworzy Powszechną Deklarację Praw Człowieka. Przez ten czas awansuje też sam siebie nazwą „korona stworzenia”.