Ta historia – jak informuje plansza otwierająca – „jest bliższa prawdy, niż mogłoby się wydawać”. Ten na poły żartobliwy, a na poły asekuracyjny chwyt to powszechny ostatnio zabieg, po który filmowcy sięgają na zasadzie wytrychu, chcąc odsunąć od siebie potencjalne oskarżenia o manipulowanie faktami. Oto w niewielkim Littlehampton, w hrabstwie West Sussex w Anglii, Edith Swan (Olivia Colman, na zdjęciu z lewej), przez brytyjską prasę nazywana „bezdzietną starą panną”, otrzymuje 19. z rzędu list, w którym aż roi się od wyzwisk i wulgaryzmów pod jej adresem. Poszkodowana, wciąż mieszkająca z rodzicami (Gemma Jones i Timothy Spall) żarliwa chrześcijanka, ma już tego po dziurki w nosie.
Przeczuwając, że nadawczynią pełnej jadu i żółci poczty jest sąsiadka, samotna matka i imigrantka z Irlandii Rose Gooding (Jessie Buckley, po prawej), z którą jeszcze do niedawna się przyjaźniła, Edith udaje się na komisariat. Stróże prawa i porządku, przesłuchawszy podejrzaną, aresztują ją i wysyłają do więzienia, w którym – z dala od córki i partnera – ma czekać na proces. Sceptyczna wobec swoich przełożonych jest funkcjonariuszka Gladys Moss (Anjana Vasan), pierwsza kobieta w szeregach brytyjskiej policji (zgodnie z rzeczywistością), która zadaje sobie trud porównania dwóch charakterów pisma: tego należącego do Rose i tego używanego na złośliwych karteczkach. Jako że poszczególne litery różnią się od siebie wyraźnie, konstablka Moss postanawia wszcząć śledztwo na nowo, tym razem na własną rękę.
Czytaj więcej
Moda na filmowe biografie znanych marek trwa w najlepsze. „Bez lukru” to kolejna z nich.
Thea Sharrock – reżyserka mająca na koncie „Zanim się pojawiłeś” (2016), „Jedynego i niepowtarzalnego Ivana” (2020) oraz stosunkowo świeżą „Piękną grę” (2024) – przygląda się we „Wrednych liścikach” (2023), filmie idealnie nadającym się do wypełnienia repertuarów kin w sezonie ogórkowym, skandalowi, do jakiego doszło w Wielkiej Brytanii nieco ponad 100 lat temu. Robi to, co znamienne, zarówno z powagą, jak i z właściwym krajowi, z którego pochodzi, czarnym humorem. Parując aktorki, które w „Córce” (reż. Maggie Gyllenhaal, 2021) wcieliły się w młodszą i starszą wersję tej samej postaci, kreśli anegdotę ściśle zakorzenioną w epoce trzeciej dekady XX wieku, ale i aktualną we współczesności, gdy mowa nienawiści rozlewa się z mediów społecznościowych i zatruwa życie milionów osób codziennie przeglądających internet.
Nadmorska mieścina staje się tu zatem symbolem całego globu, tym bardziej że akcja „Wrednych liścików” rozgrywa się w erze, gdy mizoginia i ksenofobia miały się nad wyraz dobrze. To, że kobieta jest policjantką, nie umyka uwadze żadnego z bohaterów, a już zwłaszcza konserwatywnemu patriarsze rodu Swanów, który wprost stwierdza, że świat schodzi na psy (sytuację komplikuje to, że w tym samym czasie sufrażystki walczą o prawa wyborcze dla pań). Nie bez znaczenia jest też to, skąd pochodzi Rose. Pal licho, że ma ona temperament popularnej wtedy Clary Bow – pije, pali, przeklina jak szewc, a seks uprawia tak, by wszyscy wokół słyszeli – jeśli w jej żyłach płynie wroga krew (intryga toczy się wszak w trakcie irlandzkiej wojny o niepodległość).