„Wredne liściki”: Brytyjski czarny humor o hejcie z lat 20.

Thea Sharrock przygląda się we „Wrednych liścikach” skandalowi, do jakiego doszło w Wielkiej Brytanii nieco ponad 100 lat temu. Pewna pani miała ponoć słać innej pani obraźliwe wiadomości. Brzmi znajomo?

Publikacja: 26.07.2024 17:00

„Wredne liściki”, reż. Thea Sharrock, dystr. M2 Films

„Wredne liściki”, reż. Thea Sharrock, dystr. M2 Films

Foto: M2 Films

Ta historia – jak informuje plansza otwierająca – „jest bliższa prawdy, niż mogłoby się wydawać”. Ten na poły żartobliwy, a na poły asekuracyjny chwyt to powszechny ostatnio zabieg, po który filmowcy sięgają na zasadzie wytrychu, chcąc odsunąć od siebie potencjalne oskarżenia o manipulowanie faktami. Oto w niewielkim Littlehampton, w hrabstwie West Sussex w Anglii, Edith Swan (Olivia Colman, na zdjęciu z lewej), przez brytyjską prasę nazywana „bezdzietną starą panną”, otrzymuje 19. z rzędu list, w którym aż roi się od wyzwisk i wulgaryzmów pod jej adresem. Poszkodowana, wciąż mieszkająca z rodzicami (Gemma Jones i Timothy Spall) żarliwa chrześcijanka, ma już tego po dziurki w nosie.

Przeczuwając, że nadawczynią pełnej jadu i żółci poczty jest sąsiadka, samotna matka i imigrantka z Irlandii Rose Gooding (Jessie Buckley, po prawej), z którą jeszcze do niedawna się przyjaźniła, Edith udaje się na komisariat. Stróże prawa i porządku, przesłuchawszy podejrzaną, aresztują ją i wysyłają do więzienia, w którym – z dala od córki i partnera – ma czekać na proces. Sceptyczna wobec swoich przełożonych jest funkcjonariuszka Gladys Moss (Anjana Vasan), pierwsza kobieta w szeregach brytyjskiej policji (zgodnie z rzeczywistością), która zadaje sobie trud porównania dwóch charakterów pisma: tego należącego do Rose i tego używanego na złośliwych karteczkach. Jako że poszczególne litery różnią się od siebie wyraźnie, konstablka Moss postanawia wszcząć śledztwo na nowo, tym razem na własną rękę.

Czytaj więcej

„Bez lukru”: Misja ciastko

Thea Sharrock – reżyserka mająca na koncie „Zanim się pojawiłeś” (2016), „Jedynego i niepowtarzalnego Ivana” (2020) oraz stosunkowo świeżą „Piękną grę” (2024) – przygląda się we „Wrednych liścikach” (2023), filmie idealnie nadającym się do wypełnienia repertuarów kin w sezonie ogórkowym, skandalowi, do jakiego doszło w Wielkiej Brytanii nieco ponad 100 lat temu. Robi to, co znamienne, zarówno z powagą, jak i z właściwym krajowi, z którego pochodzi, czarnym humorem. Parując aktorki, które w „Córce” (reż. Maggie Gyllenhaal, 2021) wcieliły się w młodszą i starszą wersję tej samej postaci, kreśli anegdotę ściśle zakorzenioną w epoce trzeciej dekady XX wieku, ale i aktualną we współczesności, gdy mowa nienawiści rozlewa się z mediów społecznościowych i zatruwa życie milionów osób codziennie przeglądających internet.

Nadmorska mieścina staje się tu zatem symbolem całego globu, tym bardziej że akcja „Wrednych liścików” rozgrywa się w erze, gdy mizoginia i ksenofobia miały się nad wyraz dobrze. To, że kobieta jest policjantką, nie umyka uwadze żadnego z bohaterów, a już zwłaszcza konserwatywnemu patriarsze rodu Swanów, który wprost stwierdza, że świat schodzi na psy (sytuację komplikuje to, że w tym samym czasie sufrażystki walczą o prawa wyborcze dla pań). Nie bez znaczenia jest też to, skąd pochodzi Rose. Pal licho, że ma ona temperament popularnej wtedy Clary Bow – pije, pali, przeklina jak szewc, a seks uprawia tak, by wszyscy wokół słyszeli – jeśli w jej żyłach płynie wroga krew (intryga toczy się wszak w trakcie irlandzkiej wojny o niepodległość).

Sharrock, podobnie zresztą jak w „Pięknej grze”, balansuje na granicy pomiędzy dramatem a komedią, skłaniając się raczej – na szczęście – ku tej drugiej opcji. Sukces osiąga, zderzając ze sobą tak skrajnie różne figury, a więc bogobojną, bigoteryjną wręcz Edith, która „czytuje Biblię pięć razy dziennie” i „pierwsza kamieniem nie rzuci” (akurat!), oraz wyzwoloną Rose, protofeministkę AD 1920. Niemniej reżyserka humor opiera głównie na samym źródle, czyli zachowanych do dziś listach, w których aż roi się od nieprzyzwoitego, obfitującego w zjadliwe komentarze i upstrzonego erotycznymi aluzjami języka (korespondencja czytana przez znakomicie interpretującą swą rolę Colman brzmi doprawdy zabawnie, zwłaszcza w brawurowym tłumaczeniu Jaśminy Dargiel).

Ta historia – jak informuje plansza otwierająca – „jest bliższa prawdy, niż mogłoby się wydawać”. Ten na poły żartobliwy, a na poły asekuracyjny chwyt to powszechny ostatnio zabieg, po który filmowcy sięgają na zasadzie wytrychu, chcąc odsunąć od siebie potencjalne oskarżenia o manipulowanie faktami. Oto w niewielkim Littlehampton, w hrabstwie West Sussex w Anglii, Edith Swan (Olivia Colman, na zdjęciu z lewej), przez brytyjską prasę nazywana „bezdzietną starą panną”, otrzymuje 19. z rzędu list, w którym aż roi się od wyzwisk i wulgaryzmów pod jej adresem. Poszkodowana, wciąż mieszkająca z rodzicami (Gemma Jones i Timothy Spall) żarliwa chrześcijanka, ma już tego po dziurki w nosie.

Pozostało 82% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich