Profesor Ireneusz Krzemiński, znany socjolog, którego z tego miejsca serdecznie pozdrawiam, bo znamy się i lubimy, napisał w mediach społecznościowych krótki krytyczny tekst na temat wojennych klimatów, jakie wprowadza Donald Tusk, stawiając zbrojenia na pierwszym miejscu. Krytykuje przede wszystkim informowanie o tym publicznie i stwarzanie klimatu zagrożenia. Chciałam po prostu wpisać się swoim komentarzem i dołączyć do niszowej dyskusji, jednak myślę, że sprawa jest godna szerszej publicznej wypowiedzi.
Czytaj więcej
Muchy jako gromada nie wzbudzają empatii. Wystarczy jednak jednej z nich nadać imię i jej życie nabiera wartości.
Na wszystko można spojrzeć albo z lotu ptaka, albo z pozycji mrówki. Ptak widzi łąkę z góry i ocenia, na której z kolorowych plam warto lądować. Mrówka widzi ogromne belki zwane patykami i musi się z nimi uporać. Świat ptaka jest szeroki, ale niedotykalny, świat mrówki to wysiłek i walka z materią. Kilka miesięcy temu napisałam felieton pod tytułem „Matki i wojna”. Dotyczył pani Wali, Ukrainki, której syn poszedł na front, a ona chodzi po aptekach, kupując po kilka bandaży „dla chłopaków”. Pisałam o tym, że patrząc na nią, mam wrażenie, że wojna jest „ bardzo blisko”, jak pisał Wojciech Młynarski. Po prostu pani Wala z tymi kilkoma bandażami przybliżyła mi wojnę znacznie bardziej niż obrazy na ekranach. Historia jej syna stała się dla mnie w jakimś sensie obowiązująca. Domagałam się wiadomości o nim, czy się odzywa, czy mają kontakt. Bywało różnie – czasem cisza przez całe tygodnie, a wtedy łzy matki hamowane, jak tylko się da, bo przecież trzeba pracować i utrzymywać resztę rodziny. Pani Wali nie stać na żadną terapię, więc starałam się po amatorsku pełnić taką właśnie rolę. Pytałam ją o syna, jaki był w dzieciństwie, jaki jest teraz. Otwierała się na taką rozmowę bardzo chętnie, a wspomnienia sprawiały widoczną ulgę. Ja dzięki temu poznałam Wiktora, stał mi się bliski, więc z radością przyjęłam wiadomość, że ma teraz za zadanie dowozić pomoc medyczną, czyli siłą rzeczy jest w drodze, a rzadziej na froncie. Ten radosny telefon przyjęłam tak, jakby chodziło o mojego syna. Pani Wala znowu się uśmiechała, nawet zmieniła fryzurę i w ogóle jej nastrój był taki jak wtedy, kiedy ją zobaczyłam po raz pierwszy. Sama myśl o tym, że Wiktor bywa poza frontem, wystarczyła, żeby wojna stała się mniej groźna i znowu trochę abstrakcyjna.
Nie chcę być zaskoczona, nie chcę się czuć oszukana przez rząd, który miałby stwarzać poczucie złotego czasu. Trzeba się przygotować. Mnie to uspokaja.
Czytaj więcej
Jak nigdy dotąd będę śledzić kampanię przed wyborami do Parlamentu Europejskiego.