Prowincjusz i rewolucja w filozofii

Kant oprócz tego, że kontrowersyjny, nie byłby tak znanym i dla wielu wciąż aktualnym filozofem, gdyby w ciągu minionych prawie trzech wieków czytelnicy nie łowili w jego pracach niekiedy wręcz olśniewających myśli.

Publikacja: 14.06.2024 17:00

Wokół życia Immanuela Kanta narosło wiele anegdot. Według najbardziej znanej, tak systematycznie i p

Wokół życia Immanuela Kanta narosło wiele anegdot. Według najbardziej znanej, tak systematycznie i punktualnie odbywał swój spacer, że mieszkańcy Królewca właściwie nie potrzebowali zegarków – jeśli spotkali go na ulicy, wiedzieli, która jest godzina

Foto: Ernst Keil's Nachfolger

Europa i nie tylko ona obchodzi w tym roku 300-lecie urodzin Immanuela Kanta. Właściwie mógł pozostać lokalnym, pruskim profesorem filozofii. Przyszedł na świat jako czwarte dziecko w protestanckiej rodzinie rymarzy i niemal nie opuszczał rodzinnego Królewca. Całą karierę naukową odbywał na miejscowym Uniwersytecie Albrechta, nazwanym tak od imienia Albrechta Hohenzollerna, ostatniego wielkiego mistrza krzyżackiego, a potem pierwszego władcy Prus książęcych – tego samego, który w 1525 r. złożył słynny hołd przed królem Zygmuntem Starym. Mało kto zresztą pamięta, że Albrecht był synem Zofii Jagiellonki, córki Kazimierza Jagiellończyka. Hołd składał zatem Hohenzollern przed swoim wujem, królem Polski. A Zygmunt II August, kolejny polski władca, nadał Albertynie przywileje uniwersyteckie.

W latach 1747–1754, zmuszony trudną sytuacją materialną rodziny po śmierci ojca, Kant był nauczycielem domowym w okolicach Królewca, m.in. u pastora we wsi Judtschen (obec. Wessjolowka). Plebania, gdzie mieszkał i pracował, spłonęła, ale jeszcze w czasach pruskich odbudowano ją i stworzono izbę pamięci. W okresie sowieckim dom uległ niemal całkowitemu zniszczeniu. Dopiero po wizycie Putina na Uniwersytecie Kaliningradzkim w 2013 r. został odnowiony i od 2018 r. mieści się w nim muzeum.

W 1755 r. Kant uzyskał doktorat, a w 1770 r. wymarzone stanowisko profesora logiki i metafizyki. Z powodzeniem ponoć wykładał na Albertynie nieprawdopodobną wręcz liczbę przedmiotów: metafizykę, filozofię moralności, teologię naturalną, matematykę, fizykę, mechanikę, geografię, antropologię, pedagogikę i prawo naturalne. W latach 1786 i 1788 był rektorem królewieckiego Uniwersytetu.

Wokół życia filozofa narosło wiele anegdot. Według najbardziej znanej, tak systematycznie i punktualnie odbywał swój spacer, że mieszkańcy Królewca właściwie nie potrzebowali zegarków – jeśli spotkali go na ulicy, wiedzieli, która jest godzina. Według innej, miał być pedantem i samotnikiem. Owszem, nigdy się nie ożenił. Zakupił jednak w pobliżu zamku królewieckiego duży dom, w którym chętnie przyjmował na obiadach swoich przyjaciół i znajomych.

Nie znosił spóźniania się – punktualnie o 12.45, wraz z wybiciem dzwonu na wieży zamkowej, do sali przyjęć wkraczał służący i oznajmiał: „Zupa na stole”. Kant kierował się przy tym zasadą, że liczba zaproszonych gości nie powinna być mniejsza niż liczba Gracji i nie większa niż liczba muz, czyli nie mniej niż trzy i nie więcej niż dziewięć. Toczone przy stole rozmowy nie mogły dotyczyć filozofii, lecz np. wydarzeń w mieście, spraw uniwersyteckich. Powinny także zdaniem gospodarza przebiegać w ściśle określonym formacie: najpierw należało dzielić się wiadomościami; potem roztrząsać kwestie trudniejsze, sporne, zaostrzające apetyt; wreszcie skupiać się na żartach, a to dlatego, że natura dała nam śmiech, by przez wzmożony ruch przepony i jelit lepiej trawić spożywane potrawy.

Czytaj więcej

Ks. Henryk Seweryniak: Jak gotycka katedra

Sapere aude

W 1765 r., w trakcie wykładów z logiki, Kant sformułował słynne cztery pytania, wokół których rozwijał swoją myśl filozoficzną: Co mogę wiedzieć? (Was kann ich wissen?), Co powinienem czynić? (Was soll ich tun?), Czego wolno mi się spodziewać? (Was darf ich hoffen?) i Kim jest człowiek? (Was ist der Mensch?). To one również miały stanowić punkt wyjścia programu, który przedstawił w 1783 r. w znanym eseju „Odpowiedź na pytanie: co to jest oświecenie?” Odpowiedź brzmiała: „Sapere aude! Wyjdź z zawinionej niepełnoletniości! Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem!”.

Sapere aude! nie pochodziło od niego, zaczerpnął je z listów Horacego. Był to jednak strzał w dziesiątkę – „odważ się myśleć“ przyjęło się w całej Europie i stało hasłem oświecenia. Nie było hasłem bezstronnym, kryło się bowiem w nim inne: „do wejścia na drogę oświecenia nie potrzeba niczego prócz wolności […]”. Czyń zatem użytek ze swego rozumu, nie odwołuj się do tradycji i autorytetów, zerwij z „ciemnym średniowieczem”, badaj i eksperymentuj, nie szukaj w zaświatach, zmieniaj ten świat, wierz w postęp.

Rewolucja kopernikańska

Odpowiedź na pytanie: co mogę wiedzieć, Kant zawarł w trudnym, choć podobno napisanym piękną niemczyzną, dziele „Krytyka czystego rozumu” z 1781 r. Dotąd – tak brzmi główna teza dzieła – ludzka wiedza wyznaczona była przez sam świat, teraz dostrzegamy, że świat jako taki jest niepoznawalny, wiedza o nim pochodzi od nas, od naszego postrzegania, pojmowania. Współczesny brytyjski filozof Nigel Warburton oddaje tę myśl mistrza z Królewca za pomocą obrazu kolorowych okularów: jeśli nosisz różowe okulary, cała rzeczywistość, którą przez nie oglądasz, będzie w różowym kolorze... Możesz zapomnieć, że masz je na nosie, ale nie zmieni to twojego obrazu świata.

Filtr naszego umysłu determinuje sposób, w jaki wszystko postrzegamy, rozumiemy. Czas i przestrzeń to tylko formy chwytania przez człowieka wrażeń zmysłowych; formy, w które te wrażenia zostają wtłoczone. Naszym pojmowaniem rządzą kategorie – ujmowanie wszystkiego w przyczyny i skutki. Wreszcie sprawa najważniejsza – idee. Bóg, dusza, wolność, kosmos, to idee naszego umysłu – on sam je tworzy. Poznajemy zatem tylko „fenomeny”, zjawiska zapośredniczone przez zmysły i ujęte w czasowe, przestrzenne, przyczynowe oraz substancjalne formy, natomiast o „noumenach” – rzeczach samych w sobie, jak nazywa je Kant, nie wiemy nic. „Nie mamy bezpośredniego dostępu do prawdziwej natury świata. Nie możemy zdjąć »okularów« i zobaczyć go takim, jakim jest naprawdę. Musimy posługiwać się naszym filtrem, a bez niego nie bylibyśmy w stanie doświadczać czegokolwiek. Wszystko, co możemy zrobić, to stwierdzić, że on istnieje, i spróbować zrozumieć, jak wpływa na nasze doświadczenie, jak je zabarwia” – twierdzi Warburton.

Dla wielu brzmi to przekonująco. Inni, jak na przykład francuski konwertyta i niebywale trzeźwy myśliciel André Frossard, pytają: skąd Kant wie o rzeczach samych w sobie, skoro twierdzi, że nie mamy możliwości dotarcia do nich? Jakkolwiek było, Kant postawił na głowie zagadnienie prawdy (zgodność sądu o rzeczywistości z nią samą) czy sprawę Boga. W konsekwencji jego pisma szybko wylądowały na katolickim indeksie ksiąg zakazanych. Również protestanci nie próżnowali – król Fryderyk Wilhelm II oskarżył filozofa o to, że zniekształcił „fundamentalne nauczanie Pisma Świętego i chrześcijaństwa”.

Czytaj więcej

Umberto Eco, zmyślona masonka i podarty list świętej Teresy

Niebo rozgwieżdżone nade mną

W czym mogę pokładać nadzieję? Mimo wszystko, w Bogu. Teza Kanta jest wszelako zniuansowana: ani nie można za pomocą wystarczających racji dowieść istnienia Boga, ani nie można dowieść Jego nieistnienia. Przy czym filozof bynajmniej nie był zainteresowany eliminacją religii – uważał, że tak zarysowana teza stwarza sytuację, która pozwala postawić sprawę Boga na innym poziomie. Ten inny poziom opisał m.in. w „Krytyce rozumu praktycznego” z 1788 r.

Obok rozumu spekulatywnego istnieje jeszcze rozum praktyczny, który pozwala nam formułować zdania równie ważne jak zdania matematyki. Przykład takiego zdania sformułował na początku tego dzieła: „Dwie rzeczy napełniają umysł coraz to nowym i wzmagającym się podziwem i czcią, im częściej i trwalej się nad nimi zastanawiamy: niebo rozgwieżdżone nade mną i prawo moralne we mnie”. Najpierw więc „niebo rozgwieżdżone”… Bóg nie jest przedmiotem wiedzy obiektywnej, ale jest przedmiotem dobrze uzasadnionej nadziei. Jego istnienia nie można udowodnić, lecz rozumna nadzieja wzywa nas do przyjęcia istnienia Stwórcy rozgwieżdżonego nieba. Także działanie moralne nie jest ostatecznie możliwe bez wiary w wolność, w nieśmiertelność duszy, w Boga... Dzięki nim realne staje się dążenie do moralnej doskonałości oraz związane z tym poczucie szczęścia.

Imperatyw kategoryczny

To właśnie gdzieś w tym miejscu Kant znajduje odpowiedź na swoje pytanie: „Co powinienem robić?”. Mimo to, co wcześniej powiedziano, Bóg nie jest Kantowi potrzebny do ustalenia podstaw moralności. Co oznacza, że królewiecki filozof nie zgodziłby się z napisanym 100 lat później zdaniem Dostojewskiego z „Braci Karamazow”: „Jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno”.

Podstawy moralności daje nie Bóg, nie objawienie, ale wspólny wszystkim rozum, który poucza: nie możesz unieważnić prawa moralnego – to imperatyw. Kant dodaje: „kategoryczny”, ponieważ obowiązuje on zawsze i wszystkich. „Prawo moralne we mnie – komentuje tę jego słynną konstatację Leszek Kołakowski – tak samo nie zostało przeze mnie stworzone, jak niebo gwiaździste nade mną, jedno i drugie jest gotowe już, gdy na świat przychodzę. Tak samo nie mogę zmienić prawa moralnego, które jest we mnie, jak gwiazd i galaktyk, które widzę. Jedno i drugie istnieje i jest podziwiania godne. Czy mogę więc prawo moralne odrzucić? Mogę, ale unieważnić go nie mogę, ono jest bez względu na to, czy mi się to podoba i czy wiem o nim”.

Pierwszy, podstawowy imperatyw moralny naszego rozumu Kant formułuje nieco zawile: postępuj tylko według takiej maksymy, co do której mógłbyś jednocześnie chcieć, aby stała się ona powszechnym prawem. Dalsze warianty imperatywu można znaleźć w „Podstawach metafizyki moralności” (1785 r.). Postępuj tak – brzmi najważniejszy wariant – aby człowieczeństwo zarówno w twojej osobie, jak i w osobie każdego innego człowieka było celem, a nie tylko środkiem.

Jak to wygląda w praktyce? Znowu odwołam się do interpretacji Warburtona: tyle już razy wyjaśniano przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Kant też do niej się odwoływał. Oto pobity do nieprzytomności człowiek leży na skraju drogi. Przechodzący jego krajanie i to wysokiej wtedy rangi – kapłan, lewita, mijają go bez słowa. Ratuje go tylko obcy – Samarytanin. Gdyby pomógł mu ze współczucia, bo był wrażliwy, bo cierpienie tamtego również jego bolało, to według Kanta taki uczynek nie byłby moralny. Współczucie, wrażliwość, to tylko cechy naszego charakteru, niemające wiele wspólnego z dobrem ani ze złem. W moralności według Kanta decyzja musi wypływać z rozumnego poczucia obowiązku, niezależnie od tego, jakie są nasze uczucia. Jeśli Samarytanin pomógł tamtemu, bo uważał, że dzięki temu trafi do nieba, to też nie miałoby zdaniem Kanta nic wspólnego z czynem moralnym, więcej, byłoby to wykorzystaniem nieszczęścia tamtego człeka do osiągnięcia własnych celów. Tylko jeśli Samarytanin pomógł mu, uznając, że taki jest obowiązek i że każdy powinien tak zrobić w tych okolicznościach, wówczas Kant zgodziłby się, że postępek Samarytanina był wysoce moralny.

Warburton przypomina, że filozof z Królewca użył jeszcze innego przykładu: słyszysz pukanie do drzwi. Otwierasz, to twoja przyjaciółka. Opowiada, że ktoś gonił ją z nożem w ręku, chcąc ją zabić. Wpuszczasz ją, ukrywasz. Chwilę później ktoś znowu puka. To domniemany zabójca. Chce wiedzieć, gdzie jest przyjaciółka. Mówisz, że jej u ciebie nie ma, zachęcasz zbrodniarza, by szukał jej gdzie indziej. Według Kanta postąpiłeś niemoralnie… – nie powinieneś kłamać w żadnych okolicznościach. Dlaczego? Dlatego, że nie możesz stworzyć reguły powszechnej, że każdy może kłamać, gdy mu to akurat pasuje.

Ktoś napisał: jakie to sztywne, wręcz pruskie. Owszem, na tych przykładach dobrze widać, jak ograniczona jest kantowska moralność imperatywu moralnego. Prawo do ujawniania prawdy nie jest bezwarunkowe. Dobro i bezpieczeństwo drugiego człowieka, poszanowanie życia prywatnego, dobro wspólne są wystarczającymi powodami do przemilczenia tego, co nie powinno być ujawniane.

Święty Jan Paweł II, aprobując w „Przekroczyć próg nadziei” drugi imperatyw Kanta: człowieczeństwo musi być zawsze celem działania, nigdy tylko środkiem, stawia pruskiemu filozofowi inny mocny zarzut: „osoba jest takim bytem, że właściwym do niej odniesieniem jest miłość. […] Miłość osoby wyklucza traktowanie jej jako przedmiotu użycia. Należy to do etyki kantowskiej i stanowi treść tak zwanego drugiego imperatywu Kanta. Jednakże ten imperatyw ma charakter raczej negatywny i nie wyczerpuje całej zawartości przykazania miłości. […] Przykazanie miłości domaga się nie tylko wykluczenia wszystkiego, co jest traktowaniem osoby jako przedmiotu użycia – domaga się czegoś więcej: domaga się afirmacji osoby dla niej samej. […]. Jeżeli pozbawimy ludzką wolność tej perspektywy, jeżeli człowiek nie umie stawać się darem dla innych, wówczas ta wolność może okazać się niebezpieczna”.

Czytaj więcej

Chrześcijanka Oriana Fallaci

Religia rozumu

W ostatnim ze swoich obszernych dzieł „Religia w obrębie samego rozumu” (1793 r.) Kant, jak sam tytuł wskazuje, rozwinął koncepcję rozumnej religii, której celem byłoby przezwyciężenie „dogmatyzmu wiary kościelnej” i „wszechpotężnego klerykalizmu”. Religią ludzkości powinna jego zdaniem stać się religia powszechnego prawa moralnego i rozumu, a więc wspólna wszystkim religia, która nie spełnia się w kulcie, modlitwie i innych pobożnych praktykach, ale w prawdziwie moralnych czynach.

Według przekonania filozofa koncepcja taka odpowiada nauce Chrystusa, jak widać to w przypowieści o dobrym Samarytaninie czy w mowie o sądzie ostatecznym z Mt 25, 31–46, w których decydujące dla zbawienia stają jedynie dobre uczynki („daliście Mi jeść…, daliście Mi pić…, odwiedziliście Mnie…”). Chrześcijaństwo – twierdzi Kant – ma charakter uniwersalny i może być czystą wiarą religijną, o ile odrzuci tradycję i kościelny instytucjonalizm wraz z jego urzędnikami.

Obchodząc na Zachodzie, zwłaszcza w Niemczech, jubileusz królewieckiego filozofa, widzi się w nim często proroka dokonującego się dzisiaj procesu odchodzenia tych, którzy mają dość: nudnego kultu, niezrozumiałego credo, niemoralności nas, duchownych, czy naszego urzędniczego tonu... Mimo to nawet liberalny „Christ in Gegenwart” (nr 17/2024) przypomina, że nie kto inny jak Jürgen Habermas, najbardziej znany dzisiaj niemiecki filozof krytyczny, głosiciel oświecenia jako „niedokończonego projektu”, podkreśla, że to wspólny kult jest specyficzny dla religijnej interpretacji siebie i świata, a charakterystyczne dla takiego kultu jest to, że uzewnętrzniają się w nim i ludzka prośba, i skarga, i dziękczynienie, odniesione do Naprzeciw, zwanego Bogiem.

Na nasze czasy

Kant, prócz tego, że kontrowersyjny, nie byłby tak znanym i dla wielu wciąż aktualnym filozofem, gdyby w ciągu minionych blisko trzech wieków czytelnicy nie łowili w jego pracach znakomitych, niekiedy wręcz olśniewających myśli. Wystarczy tylko przypomnieć niektóre tytuły jego prac: „O nielegalności nieautoryzowanego przedruku książek”, „O porzekadle: To może być słuszne w teorii, ale nic nie jest warte w praktyce” czy „Ku wieczystemu pokojowi filozoficzny projekt” (egzemplarz tego ostatniego, z 1796 r., opatrzonego pieczęcią „Czytelnia akademicka we Lwowie”, podarował niedawno prezydent Macron papieżowi Franciszkowi).

Ot, choćby w przedśmiertnym „O pedagogice” (1803 r.), w którym filozof pozostawił zręby medytacji o triadzie żądz w człowieku: żądzy posiadania (Habsucht) – chciwości, rozporządzania osobami jak rzeczami; opierania relacji nie na zaufaniu, solidarności, miłości, lecz na wyrachowaniu; żądzy znaczenia (Ehrsucht) – samospełniania się w uznaniu ze strony innych, i żądzy dominowania (Herschsucht) – odnajdywania siebie w dominacji, panowaniu nad innymi. To naprawdę coś także na nasze czasy.

Zmarł w 1804 r. i został pochowany przy katedrze królewieckiej. Sowieci nie zniszczyli jego grobowca ponoć dlatego, że widzieli w nim protoplastę Hegla, a w Heglu mistrza „wielkiego Marksa”.

Ks. prof. dr hab. Henryk Seweryniak

Profesor WSD i Akademii Mazowieckiej w Płocku, autor m.in.: „Geografia wiary”, „Teologia fundamentalna”, „Apologia i dziennikarstwo”, „Studia nad Pontificale Plocense I” (współaut.), „Dziennikarz i papież. Teoria wywiadu rzeki w świetle rozmów Petera Seewalda z Josephem Ratzingerem/Benedyktem XVI”, „Umberto Eco i Święta z Lisieux. Z dziejów teorii spiskowych”.

Europa i nie tylko ona obchodzi w tym roku 300-lecie urodzin Immanuela Kanta. Właściwie mógł pozostać lokalnym, pruskim profesorem filozofii. Przyszedł na świat jako czwarte dziecko w protestanckiej rodzinie rymarzy i niemal nie opuszczał rodzinnego Królewca. Całą karierę naukową odbywał na miejscowym Uniwersytecie Albrechta, nazwanym tak od imienia Albrechta Hohenzollerna, ostatniego wielkiego mistrza krzyżackiego, a potem pierwszego władcy Prus książęcych – tego samego, który w 1525 r. złożył słynny hołd przed królem Zygmuntem Starym. Mało kto zresztą pamięta, że Albrecht był synem Zofii Jagiellonki, córki Kazimierza Jagiellończyka. Hołd składał zatem Hohenzollern przed swoim wujem, królem Polski. A Zygmunt II August, kolejny polski władca, nadał Albertynie przywileje uniwersyteckie.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi