Współcześnie wciąż, pomimo wojny za miedzą, żyjemy w świecie, gdzie przemoc traktujemy jako coś patologicznego, a przynajmniej jako coś, co tyczy się „jakichś tam szemranych typów”, gwałcicieli i morderców, ale na pewno nie nas. Jednak – jak twierdził Carl Gustav Jung – to, co wyparte do podświadomości, wraca w innej kulturowej formie. Brak przemocy kompensujemy sobie różnego rodzaju przemocą na niby albo nieco bardziej na serio w postaci krwawych rozrywek. Miliony biletów sprzedanych na krwawą serię „Piła” czy setki tysięcy wykupionych dostępów do transmisji z freak fightów (walki w formule mieszanych sztuk walki, ale z udziałem celebrytów, a nie zawodowych sportowców) i wreszcie kilkaset tysięcy subskrypcji na kanałach patostreamerów są tego potwierdzeniem. W tym miejscu zgadzam się z Jordanem Petersonem – potencjał zła i przemocy tkwi w każdym z nas. Jej oglądanie wyzwala w nas adrenalinę. Neuroprzekaźnik dostarczający poczucia, że naprawdę żyjemy. Przemoc, okaleczanie, balansowanie na granicy życia i śmierci są więc w pewien sposób dla człowieka przyjemne. By nad tym zapanować, lepiej to sobie uświadomić i po jungowsku – zintegrować w sobie „cień”. Dlatego patostreaming jest tak niebezpieczny dla młodych ludzi. Powoduje bowiem większą odporność na adrenalinę. Aby nieustannie ją odczuwać, potrzeba coraz mocniejszych bodźców – recepta na stworzenie psychopaty gotowa. Być może „Kawiaq”, mówiąc, że „został stworzony do niemoralnego życia”, jest efektem tej kultury przesytu bodźców?
Krótka droga z patostreamingu do freakfightów. Czy Kamraci albo Cypis będą się bili w Fame MMA?
Po nagłośnieniu licznych afer Twitch i YouTube zaczęły bardziej restrykcyjnie podchodzić do treści publikowanych na swoich platformach, a wielu twórców patostreamów zrezygnowało ze swojej działalności. „Rafonix” tworzy obecnie bardziej przyjazny i mniej wulgarny content. Z kolei „Rafatus” zrezygnował praktycznie w ogóle ze streamowania, przestał pić i postrzega swoją patostreamerską działalność jako efekt pogubienia w życiu. Daniel „Magical” z kolei przeniósł swoją działalność na TikToka, gdzie dalej organizuje transmisje, ale daleko im do wcześniejszej intensywności.
Furorę robi jego matka „Goha”. W zeszłym roku w Fame MMA (jedna z federacji organizująca freak fighty, założona przez ludzi również tworzących de facto patotreści, ale w wersji light) pokonała byłą dziewczynę „Magicala”. Ostatnio zaś miała walczyć z influencerką Marianną Schreiber, jednak z uwagi na zatrzymanie „Gohy” przez policję do walki nie doszło.
Równolegle wobec Grzegorza G., ps. Gural, i „Kawiaqa” toczą się postępowania karne. Czy to znaczy, że zjawisko patostreamingu zanika? Nic bardziej mylnego. Przybiera tylko nieco inne, ale pokrewne formy. Obok influencerów wykształcili się bowiem też patoinfluencerzy. Marta Linkiewicz czy „Fagata” chwalą się swoimi wyczynami seksualnymi, czy zarabianiem kokosów z „sexworkingu”, a potem bluzgają na konferencjach przed walką we „freakach”. W branży politycznej mamy z kolei Wojciecha Olszańskiego i Marcina Osadowskiego, tzw. Kamratów, którzy uprawiają najprawdziwszy polityczny patostreaming. Komentują bieżące wydarzenia polityczno-społeczno, soczyście przeklinając, grożąc śmiercią uczestnikom życia publicznego czy dokonując aktów wandalizmu na tle rasowym.
W branży muzycznej mamy „Cypisa”, Oliwkę Brazil czy właśnie „Fagatę”, którzy promują taki styl życia, jaki często patostreamerzy pokazywali w czasie swych transmisji. Narkotyki, seks, przemoc i urwane filmy.
Rudzińska-Bluszcz: Kiedy patotreść jest przestępstwem
Dorośli myślą, że ich dziecko jest najbezpieczniejsze w swoim pokoju, bo nie dopadnie go pedofil, nie wpadnie w towarzystwo, które pije pod trzepakiem. Tymczasem dzieci są tam jak najbardziej narażone na przemoc, mowę nienawiści, nękanie i są z tym pozostawione same sobie! – mówi Wojciechowi Tumidalskiemu prawniczka z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich Zuzanna Rudzińska-Bluszcz.
Recepta dla rodziców. Zabraniać i blokować dostęp dzieciom do sieci, czy po prostu rozmawiać?
Zjawisko patostreamingu wpisuje się w szerszy problem, jakim są ujemne skutki postępu technologicznego. Mogliśmy się przekonać o tym ostatnio przy okazji afery, tzw. Pandora Gate, po której pojawiły się uzasadnione podejrzenia, że kilku znanych youtuberów dopuszczać się miało molestowania seksualnego wobec swoich nieletnich fanek, wykorzystując podziw, jaki budzili, i niedojrzałość swoich ofiar. Co powinno być odpowiedzią? Co powinni zrobić przede wszystkim rodzice kilkuletnich i nastoletnich dzieci? Po pierwsze, pozbądźcie się złudzeń: nie uchronicie dzieci od kontaktu z całym złem internetu. Jak pokazały badania przeprowadzone na zlecenie Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, ponad 40 proc. spośród nastolatków ogląda regularnie patotransmisje. Po drugie: nic nie dadzą blokady rodzicielskie na urządzeniach waszych dzieci. Dopóki nie zostaną wprowadzone rozwiązania systemowe blokujące rozprzestrzenianie się tego typu treści w internecie, podobne punktowe działania będą przeciwskuteczne. Dodadzą patotreściom tylko aury zakazanego owocu i zamkną dziecko na potencjalne podzielenie się z dorosłymi tym, co szokującego widziało w internecie.
Jak twierdził socjolog prof. Jakub Andrzejczak w rozmowie opublikowanej na łamach 63. teki wydawanego przez Klub Jagielloński czasopisma idei „Pressje”, to, co najlepszego mogą zrobić rodzice, to stworzyć atmosferę zaufania, w której dziecko nie będzie się bało porozmawiać z nimi o tym, co zobaczyło w sieci. Pierwszymi reakcjami nie mogą też być krzyk i przerażenie. Dziecko musi wiedzieć, że ma prawo porozmawiać o wszystkim. Bo nie ochronimy młodzieży przed brudem tego świata. Możemy jednak neutralizować negatywny wpływ „brudnych” treści. A to osiągniemy tylko poprzez szczerą rozmowę i bezpieczne relacje.
Cezary Boryszewski jest redaktorem portalu opinii Klubu Jagiellońskiego oraz redaktorem naczelnym czasopisma idei „Pressje”. Koordynator warszawskiego oddziału Klubu Jagiellońskiego.