Przed każdymi wyborami w Polsce dostaję przypomnienie, że w Polsce panuje cisza wyborcza, więc powinnam uważać, żeby się nie wychylać. Jest to chyba szczególnie polskie prawo – już tu powinnam uważać, bo prawo jest dziś w Polsce szczególnym tematem i nie ma zgody co do tego, które czy czyje prawo obowiązuje dziś i które sądy są prawdziwymi sądami.
W ogóle trzeba bardzo uważać i wiem, że poruszam się po polu minowym. Samo użycie słowa Polska też może być kontrowersyjne i sugerować jakieś moje preferencje. Różne partie i odłamy polityczne używają tego słowa w różny sposób. Czy pisząc Polska, odwołuję się do nacjonalistów, czy też na odwrót, wytykam im nadmierne używanie tej nazwy? Żaden sąd (patrz wyżej) nie będzie w stanie tego rozstrzygnąć.
Chciałabym napisać, że bardzo się cieszę z wyników wyborów w Turcji, ale ten temat jest bardzo drażliwy, bo jedni wygrali, a inni przegrali, a jak napiszę, kto i jak i kto za, i kto przeciw – to już na pewno natchnę jakiegoś niezdecydowanego wyborcę, by głosował tak, jak ja sobie życzę. To, że ja sobie niczego w tych wyborach nie życzę – nie ma żadnego znaczenia. Tak jak nie ma znaczenia, co my – ludzie piszący, mówiący i nawet śpiewający – chcemy czy nie chcemy.
Czytaj więcej
Podejrzewam, że rosyjska opozycja osiągnie swym wyborczym protestem tyle, co mój brat, który w wyborach do Sejmu PRL w 1965 r. dopisał na karcie wyborczej nazwisko generała Andersa.
Oczywiście, prawo o ciszy wyborczej daje nam nadzwyczajną satysfakcję. Jesteśmy tacy ważni, że jeżeli napiszemy – i to w dodatku w ciągu ostatnich 48 godzin przed wyborami – że wolimy Iksa od Igreka, to wyborca stuknie się w czoło, krzyknie eureka i pójdzie tam, gdzie wytyczymy mu drogę. Nie mogę nawet napisać zamiast Iksa i Igreka Kowalski lub Malinowski, bo na pewno gdzieś w Polsce są na listach wyborczych kandydaci o takich nazwiskach.