Zapomniana wojna o krzyże

Pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do ojczyzny i utworzenie Solidarności zwiększyło nacisk na powrót symboli religijnych do szkół. Walkę o nie prowadzili m.in. uczniowie podstawówki w Szczecinku, gdzie religii uczył młody ksiądz Tadeusz Rydzyk.

Publikacja: 29.03.2024 17:00

Zapomniana wojna o krzyże

Foto: WOJTEK LASKI/EAST NEWS

Pod koniec lat 50., nie bez oporu części Polaków, peerelowskie władze usunęły religię i symbole religijne ze szkół. Przez ponad dwie dekady wydawało się, że na stałe. Wszystko zmieniły strajki z 1980 r., głównie te sierpniowe. To dzięki nim zaczęto w Polskim Radiu transmitować niedzielną mszę świętą. Po powstaniu NSZZ Solidarność, w cieniu walki o demokratyzację kraju, odbywał się inny bój – o powrót krzyży do szkół.

Do historii przeszły późniejsze młodzieżowe protesty z Miętnego z marca 1984 r. oraz Włoszczowy z grudnia tego samego roku. Nie byłyby one możliwe, gdyby nie powrót emblematów religijnych do szkół w tych oraz w szeregu innych miejscowości w tzw. solidarnościowym karnawale. I, oczywiście, gdyby nie działania władz mające na celu ich usunięcie po wprowadzeniu stanu wojennego.

Czytaj więcej

Nagroda Nobla dla Lecha Wałęsy. Reaganowska złośliwość z Oslo

Szkoła ma być świecka

Określenie „bój” czy „wojna” nie jest w tym przypadku na wyrost, gdyż powrót krzyży do szkół wymagał złamania oporu rządzących krajem komunistów. O tym, że nie było to wcale takie łatwe, świadczy przykład ze Szczecinka, z I Liceum Ogólnokształcącego w tym mieście. Jak stwierdzano w anonimowym opracowaniu z marca 1981 r. na temat starań o zawieszenie symboli religijnych w tej placówce, wszystko zaczęło się od kazania miejscowego proboszcza 8 grudnia 1980 r. Stwierdził on, że „są w Polsce takie szkoły, w których wiszą krzyże”. W kolejnych dniach uczniowie liceum przeprowadzili dyskusję we własnym gronie na ten temat.

Nie ograniczyli się jednak do rozmów – 13 grudnia zorganizowali głosowanie w tej sprawie. Na 17 klas wzięło w nim udział 14, a za powrotem krzyży opowiedziało się 447 uczniów spośród 594 ogółem uczęszczających do tej szkoły. Przy czym opowiedzenie się za ich obecnością wymagało podpisu na rozdanych w celu jego przeprowadzenia kartkach, było więc imienne. W młodszych klasach wszyscy mieli być za, inaczej było w starszych – w jednej z klas trzecich oraz w jednej z czwartych nikt nie zagłosował za.

Wobec takich dość jednoznacznych wyników tego nietypowego referendum młodzież przekazała dwa dni później kwestię krzyży samorządowi szkolnemu, aby ten na kolejnym spotkaniu (odbywanym raz w tygodniu) poinformował dyrektora szkoły o inicjatywie młodzieży, zanim ta powiesi krzyże. Nie udało się to jednak, gdyż dyrektor ewidentnie grał na zwłokę i pod pretekstem swojej nieobecności nie zwoływał przez kolejne dwa tygodnie posiedzenia samorządu. W tej sytuacji grupa młodych ludzi spotkała się („konspiracyjnie”) 4 stycznia 1981 r. poza szkołą, podtrzymując swoją decyzję o zawieszeniu emblematów religijnych, po uprzednim poinformowaniu o tym przez samorząd dyrektora. Z tego wspólnego stanowiska wycofały się jednak wszystkie klasy czwarte oraz jedna trzecia.

W końcu – 13 stycznia – odbyło się przekładane posiedzenie samorządu szkolnego. W jego trakcie opiekująca się nim nauczycielka poinformowała uczniów w imieniu nieobecnego dyrektora, że zgodnie z sejmową ustawą „szkoła ma charakter świecki”, a poproszona o wyjaśnienie, co to oznacza, stwierdziła, że „nie wolno wieszać krzyży ani żadnych innych emblematów religijnych”. Kiedy młodzież próbowała z nią dyskutować, użyła „ostatecznego” argumentu: „Dyrektor ustala, co uczniom wolno, a czego nie wolno”. Jednak licealistów to nie przekonało i po konsultacji z prawnikami, którzy nie znaleźli w peerelowskim prawodawstwie zapisu na temat zakazu wieszania krzyży, postanowili je kilka dni później zawiesić bez zgody dyrektora.

1:0 dla was, dzieci

I tak 20 stycznia 1981 r. – po uprzednim poświęceniu 11 krzyży – uczniowie udali się z nimi do szkoły. Jak to potem opisywano we wspomnianym wcześniej opracowaniu: „Następnie wszyscy weszli do szkoły, wzięli klucze od Pani Woźnej i idąc uroczyście korytarzami, każdy wszedł do swojej klasy, żeby zawiesić swój krzyż. Lekcje rozpoczęły się normalnie. Tego dnia w szkole panuje wzorowy porządek, a reakcje większości nauczycieli są życzliwe i przychylne, a Wychowawca jednej IV klasy głośno się dziwi, że w jego klasie nie wisi krzyż. Inni nauczyciele nie zwracają uwagi na krzyże, a tylko jedna Nauczycielka z zaangażowaniem oburza się na młodzież, nazywając ich »złodziejami praw dyrektorskich«”.

Reakcja dyrektora była gniewna – wezwał na dywanik przewodniczącego i dwóch wiceprzewodniczących samorządu, którym nakazał przekonać kolegów do zdjęcia symboli religijnych. Na próżno. Na dodatek dzień później krzyże powiesili również uczniowie klas czwartych, którzy stwierdzili przy okazji, że rzekomo „nie byli dostatecznie doinformowani przez tych, którzy całą akcję organizowali”.

Przez następne tygodnie wydawało się, że sprawa jest rozstrzygnięta, jednak po feriach, 17 lutego dyrektor nakazał nauczycielom poinformować uczniów, że decyzją kuratorium oświaty krzyże mają zostać zdjęte i w jednej z klas rzeczywiście – z inicjatywy nauczycielki – do tego doszło. Młodzież się jednak nie poddała i następnego dnia krzyż zawisł ponownie.

Uczniowie nie odpuszczali i nie zmieniło tego spotkanie z kuratorem zorganizowane przez dyrekcję placówki 18 lutego 1981 r., podobnie kolejne – tym razem z inspektorem szkolnym – dwa dni później. W odpowiedzi na to uczniowie, nie tylko z I LO, ale również ich koledzy z innych szczecineckich szkół, w sprawie krzyży w swoich placówkach zaczęli pisać listy. Kierowali je do lokalnych władz (do naczelnika miasta, I sekretarza Komitetu Miejskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Szczecinku czy jednego z członków Miejskiej Rady Narodowej), a także do Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, do nowego premiera Wojciecha Jaruzelskiego oraz prymasa Stefana Wyszyńskiego.

W tym ostatnim liście stwierdzali m.in.: „Po demokratycznym głosowaniu, wolą przeważającej ilości uczniów krzyże zostały zawieszone. Nasza inicjatywa spotkała się jednak ze zdecydowanym sprzeciwem władz szkoły i wojewódzkiego kuratorium. Krzyże w szkołach podstawowych zostały zdjęte […]. W stosunku do dzieci stosowane są presje i różnego rodzaju naciski, dochodzi nawet do przesłuchań przez dyrekcję szkoły i organa M[ilicji] O[bywatelskiej] oraz rewizji na ulicach naszego miasta w stosunku do młodzieży, która rozwiesza informacje o zawieszeniu i następnie zdjęciu krzyży”.

Mimo tych szykan, dodawali: „Jesteśmy przekonani o słuszności naszej walki, chcemy ją prowadzić do ostatecznego zwycięstwa i wszyscy oczekujemy moralnego i duchowego wsparcia Waszej Eminencji”.

25 lutego przedstawiciele młodzieży (Dorota Frątczak, Karol Hejnowicz, Radosław Niemiec i Anna Stypa z I LO oraz Agata Frączek i Lucyna Stańczak ze Szkoły Podstawowej nr 2 w Szczecinku) dzięki swojemu uporowi, po dwóch dniach oczekiwania, spotkali się z samym prymasem, który wrócił właśnie do stolicy, i zreferowali mu swoje działania oraz sytuację w szkołach. Tego samego dnia rozmawiali również z sekretarzem Episkopatu bp. Bronisławem Dąbrowskim, który w ich sprawie interweniował u ministra-kierownika ds. wyznań Jerzego Kuberskiego, uzyskując od niego zapewnienie interwencji w Koszalinie.

To nie skończyło jednak ich walki. Kiedy w środę 25 lutego uczniowie I LO wrócili do szkoły, dyrektor oświadczył im, że będzie dzwonić w sprawie krzyży do kuratorium i jeżeli nie dostanie z niego nowych wytycznych, zostaną one zdjęte po niedzieli. Jednak po dwóch godzinach wezwał uczniów ponownie i wyraźnie odprężony stwierdził: „Na razie moje kochane dzieci, 1:0 dla was”…

Do końca roku szkolnego 1980–1981 krzyże zawisły łącznie w dziewięciu szczecineckich szkołach oraz dwóch internatach. Jednak nie na długo – w czasie wakacji zdjęto je „przy okazji porządkowania czy odnawiania sal lekcyjnych”, co stało się w przyszłości doskonałym pretekstem do usuwania z placówek oświatowych symboli religijnych. Krzyże nie wróciły już na swoje miejsce, co miało być efektem „zdecydowanej postawy kierownictw szkolnych”.

Nie bez znaczenia był również – jak stwierdzała Służba Bezpieczeństwa – wyjazd ze Szczecinka księdza, który miał inspirować młodzież i rodziców do walki o przywrócenie do szkół symboli religijnych, czyli Tadeusza Rydzyka. To on – według funkcjonariuszy SB – miał w grudniu 1980 r. podczas zajęć z religii zasugerować przeprowadzenie wspomnianego wcześniej głosowania (referendum) w sprawie obecności krzyży w I LO w Szczecinku.

Czytaj więcej

Pyjas i Macierewicz oczerniani, Świtoń w kamasze, Naimski uprowadzony. Tak w PRL nękano opozycję

Proboszcz naciska na dyrektora

Takich przypadków starań o powrót emblematów religijnych do szkół było więcej. Tak na marginesie wszystko zaczęło się jeszcze przed powstaniem NSZZ Solidarność, jak się można domyślać, zapewne pod wpływem wyboru Karola Wojtyły na papieża w 1978 r. i jego pielgrzymki do kraju w roku następnym. W marcu 1980 r. w miejscowości Platerów w województwie bialskopodlaskim dzieci i rodzice zawiesili krzyże w miejscowej szkole zbiorczej. Zostały one jednak zdjęte przez nauczycieli. Z tego zresztą powodu pedagogów miał rzekomo „publicznie ośmieszać” proboszcz miejscowej parafii ks. Walerian Grondzik. Namawiał on również dzieci i rodziców do powtórnego zawieszenia emblematów religijnych, a także do pisania petycji do władz oraz skarg na nauczycieli.

Z kolei 5 września w Gromcu w województwie katowickim rodzice – jak informowała SB – „wdarli się siłą do sal lekcyjnych i zawiesili krzyże”. Ich działania poprzedziła „presja” wywarta dzień wcześniej przez proboszcza parafii w Bobrku ks. Stefan Wyszogrodzkiego na dyrekcji tej placówki.

Oczywiście, formalne utworzenie NSZZ Solidarność zwiększyło nacisk na powrót symboli religijnych do placówek oświatowych i nie tylko. Związek stał się wręcz instytucją, do której w tej kwestii można się było odwołać. I tak się działo. Przykładowo proboszcz parafii Kuźnica Białostocka ks. Konstanty Andrzejewicz, który czynił starania o ich powrót do szkoły we wsi Czuprynowo, w rozmowie z naczelnikiem Urzędu Gminnego w Kuźnicy Białostockiej miał stwierdzić, że „jeśli nie będą zawieszone krzyże, to będzie interweniował u prymasa, w »Solidarności« oraz będzie publicznie nawoływał wiernych do zawieszania krzyży w szkole”. Jednak o powrót emblematów religijnych do placówek szkolnych walczyły głównie dzieci i młodzież oraz ich rodzice.

I tak np. uczniowie SP nr 14 w Rzeszowie 30 października nie tylko zawiesili w swoich klasach krzyże, ale również przed lekcjami śpiewali pieśni religijne, wchodzących do klas nauczycieli witali zaś słowami „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”… Tego samego dnia emblematy religijne zawieszono – „z inspiracji” administratora miejscowej parafii ks. Juliana Jakieły – również w wiejskiej szkole w miejscowości Laszki w powiecie jarosławskim. Ksiądz ten miał także, jak informowali funkcjonariusze bezpieki, pouczyć miejscową młodzież, aby nie wchodziła do sal lekcyjnych, w których ich będzie brakować.

Z kolei 18 listopada 1980 r. w szkole podstawowej w Bratkowicach w województwie rzeszowskim próbę powieszenia krzyży podjęły dzieci. Kiedy sprzeciwiła się temu dyrektorka, uczniowie opuścili szkołę. Niewiele jednak ta postawa dyrektorki dała, gdyż jeszcze tego samego dnia przybyli do tej placówki rodzice i zawiesili w niej emblematy religijne.

Niemal równocześnie w Rożnowicach w województwie przemyskim krzyże zostały zawieszone w miejscowej podstawówce. Również tam zostały one zdjęte przez „czujną” dyrekcję. Podobnie jak w Bratkowicach w reakcji na to dzieci odmówiły nauki.

Czasami powrót emblematów religijnych odbywał się w sposób bardziej uroczysty. Tak było np. w Dydni w woj. krośnieńskim, gdzie ks. Stanisław Krypel (administrator tamtejszej parafii) poświęcił krzyże, które następnie około 20-osobowa delegacja (wraz z ks. Adamem Drewniakiem, wikariuszem w tej parafii) procesyjnie przeniosła do miejscowej szkoły.

Nie inaczej było w roku 1981. I tak np. w styczniu w szkole podstawowej w Bielicach w gminie Łambinowice krzyże – mimo „perswazji” dyrektora szkoły – zawiesiła grupa rodziców.

Z kolei na początku lutego w Nowej Cerekwi w gminie Kietrz – jak informował Komitet Wojewódzki PZPR w Opolu – „grupa około 300 mieszkańców wsi po uroczystym poświęceniu 11 krzyży w kościele udała się »pochodem« do budynku szkolnego. Kilka osób wyposażonych w potrzebne narzędzia zawiesiło krzyże w klasach. Odbyło się to w trakcie zajęć szkolnych, w obecności dzieci, przy biernej postawie dyrektora oraz grona nauczycielskiego. Krzyże zakupiono ze zbiórki funduszy wśród mieszkańców, pod patronatem miejscowego proboszcza. Następnie jeden krzyż powieszono również w przedszkolu”.

23 lutego 1981 r. grupa rodziców oraz działaczy Solidarności Chłopskiej emblematy religijne zawiesiła w szkole podstawowej w Michałowie w gminie Olszanka, a w połowie marca 30 rodziców uczyniło to samo mimo sprzeciwu dyrektora w Laskowicach w gminie Lasowice Wielkie.

Również w kolejnych miesiącach tego rodzaju inicjatywy powtarzały się, np. w początku czerwca krzyże zawisły w szkole podstawowej w Racławiczkach (gmina Strzeleczki).

Rozpoznać stopień sfanatyzowania młodzieży

Przywracanie na taką skalę emblematów religijnych (w diecezji przemyskiej miały nawet zawisnąć we wszystkich szkołach) wywoływało niepokój, wręcz rozdrażnienie władz. Dał temu wyraz w trakcie posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu 2 marca 1981 r. Kazimierz Barcikowski, który zarzucił stronie kościelnej, że mimo zasady rozdziału Kościoła od państwa masowo zawieszane są w placówkach oświatowych krzyże.

Oczywiście, rządzący nie ograniczali się do działań jawnych. Te niejawne prowadziła Służba Bezpieczeństwa. Tak było np. w przypadku wspomnianych wcześniej wydarzeń w Szczecinku (w I LO i innych szkołach). W związku z nimi Wydział III Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Koszalinie prowadził od 24 lutego 1981 r. sprawę operacyjnego sprawdzenia pod kryptonimem „Symbol”. Miała ona cztery cele, a pierwszym z nich było „ustalenie zasięgu szkodliwego oddziaływania księdza Rydzyka na młodzież szkolną w Szczecinku”, który był wówczas uśmiechniętym, pełnym energii i przede wszystkim lubianym przez uczniów kapłanem.

Wróćmy jednak do celów, jakie zamierzała osiągnąć koszalińska SB w ramach sprawy „Symbol”. Drugim z nich było – jak to określono – „rozpoznanie stopnia sfanatyzowania tej młodzieży”. Kolejnym ustalenie dorosłych oraz uczniów „szczególnie aktywnych” w dotychczasowych działaniach w celu zawieszenia krzyży. I wreszcie inspirowanie na podstawie zebranych danych Kuratorium Oświaty i Wychowania w Koszalinie do „rozwiązania zaistniałego stanu zagrożenia”.

W praktyce działania koszalińskiej SB sprowadzały się głównie do informowania władz politycznych oraz oświatowych o „rozwoju i nasileniu zagrożenia”, a także ustalania „osób inspirujących i uaktywniających młodzież” do wieszania krzyży w szkołach oraz przedstawiania władzom oświatowym sugestii co do rozwiązania zaistniałego problemu. Kilka takich osób wskazano – oprócz ks. Rydzyka m.in. pracownika Biura Projektów Budownictwa Wodnego w Koszalinie i radnego Miejskiej Rady Narodowej w Szczecinku Henryka Skibińskiego, którego uznano za „głównego organizatora szerokiego poparcia akcji wieszania krzyży w szkołach przez młodzież”.

Czytaj więcej

Fakty i wiara w wartości

Na szczęście w tzw. karnawale Solidarności możliwość szykanowania osób zaangażowanych w tego rodzaju działania była mocno ograniczona. Sprowadzało się to głównie do przeprowadzania rozmów ostrzegawczych, np. z jedną z uczennic (13-letnią Małgorzatą Kubów ze SP nr 1 w Szczecinku) zatrzymaną przez milicyjny patrol podczas rozwieszania wraz z koleżankami ulotek w pobliżu siedziby Komitetu Miejskiego PZPR czy (dwukrotnie) z jej matką.

Tak na marginesie sprawę pod kryptonimem „Symbol” SB prowadziła również po wprowadzeniu stanu wojennego. Wówczas to do funkcjonariuszy dotarły informacje, że w 1982 r. dwóch byłych uczniów Liceum Ekonomicznego w Szczecinku namawia młodszych kolegów z tej szkoły do wieszania w niej krzyży. Ale to była już kolejna „bitwa” czy – jak kto woli – „wojna” o ich obecność w lekcyjnych salach. Nie mniej ciekawa, a z pewnością bardziej dramatyczna.

Grzegorz Majchrzak jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN.

Pod koniec lat 50., nie bez oporu części Polaków, peerelowskie władze usunęły religię i symbole religijne ze szkół. Przez ponad dwie dekady wydawało się, że na stałe. Wszystko zmieniły strajki z 1980 r., głównie te sierpniowe. To dzięki nim zaczęto w Polskim Radiu transmitować niedzielną mszę świętą. Po powstaniu NSZZ Solidarność, w cieniu walki o demokratyzację kraju, odbywał się inny bój – o powrót krzyży do szkół.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi