Pytanie o niezmienność doktryny oraz o interpretację korpusu wartości chrześcijańskich powraca wraz z kolejnymi gestami i wypowiedziami papieża Franciszka. Najpierw była to adhortacja „Amoris laetitia” i problem dopuszczenia rozwodników do komunii św. Potem pojawiły się sygnały w sprawie możliwej zmiany nauczania o antykoncepcji. Ostatnio zaś wciąż toczą się dyskusje na temat homoseksualizmu po publikacji dokumentu Dykasterii Nauki Wiary „Fiducia Supplicans”. Postawiono zarzuty dotyczące tego, że papież dąży do zmiany samego nauczania moralnego Kościoła, chcąc dopuścić coś, co jest z gruntu złe. Dla krytyków Franciszka coś takiego byłoby podwójnie szkodliwe. Po pierwsze, stanowiłoby to rewizję doktryny, z którą się zgadzają. Po drugie, byłoby to przekształceniem nauczania katolickiego, któremu przyznają walory odwieczności i niezmienności. Ciągłość i stałość przekazu mają być potwierdzeniem, że pewna prawda rzeczywiście jest częścią chrześcijańskiego Objawienia.
Czytaj więcej
Miało być pięknie. Powstanie internetu zrodziło nadzieję, że od tej pory racjonalna dyskusja już zawsze będzie święcić triumfy, a problem dostępu do informacji zniknie. Dzisiaj jednak widzimy, że internet przynosi co najmniej tyle szkód, ile pożytku.
Tradycja Kościoła Katolickiego wcale nie jest taka odwieczna
Z pewnością za taką postawą kryje się autentyczna troska o zachowanie przekazu (czyli tradycji od łac. traditio – przekazać, doręczyć) autentycznych wartości chrześcijańskich. Gdy bowiem zastanowimy się nad stosunkiem chrześcijaństwa do współczesnego świata, to siłą rzeczy musimy odpowiedzieć na pytanie o tożsamość chrześcijan, czyli o to, co ich łączy między sobą, a co jednocześnie odróżnia ich od świata, który coraz prędzej się laicyzuje. Nic zaś nie jest tak pewnym gwarantem autentyczności Tradycji jak fakt, że dane nauczanie wyznawał św. Paweł w I wieku n.e., św. Augustyn na przełomie IV i V wieku, św. Tomasz z Akwinu w XIII wieku oraz papieże w wieku XXI.
Problem z takim podejściem polega na tym, że o ile można wykazać ciągłość Tradycji w stosunku do niektórych elementów doktryny, o tyle wiele jej części składowych albo uległo zmianie i porzuceniu, albo zostało do niej dodanych dopiero niedawno. Kościół nie naucza już o kategorycznym złu pożyczania na procent, chociaż ma ku temu dobrą podstawę biblijną i solidne oparcie w tekstach autorów chrześcijańskich. Trudno też dowodzić odwieczności nauczania katolickiego na temat antykoncepcji, biorąc pod uwagę fakt, że skuteczne metody zapobiegania ciąży to wynalazek drugiej połowy XX w.
Czy to znaczy, że zapominając o złu pożyczania na procent (przyjmijmy, że takowe istnieje), Kościół zapomniał o jakichś wartościach chrześcijańskich? Lub czy zakazując stosowania antykoncepcji, papież Paweł VI zachował odwiecznie przekazywane wartości chrześcijańskie? Nie i to z dwóch powodów. Po pierwsze, z ogólnych wartości nie wypływa szczegółowa norma. Docenienie płodności i dzietności nie skutkuje samo z siebie zakazem antykoncepcji. Logicznej konieczności tu nie ma. Po drugie, to, co jest tradycją (w tym także Tradycją Apostolską), zawsze jest pewną mniej lub bardziej arbitralną konstrukcją. Każde kolejne pokolenie chrześcijan musi bowiem zinterpretować otrzymany przekaz wiary na nowo i odnieść go do nowych czasów. Siłą rzeczy ten przekaz i główne akcenty będą ewoluowały. Pewne elementy odpadną, inne wybrzmią mocniej, inne zostaną dołączone. Stąd nie można się okopywać w dotychczasowym rozumieniu doktryny. Byłoby to nie tylko wątpliwe z powodów historycznych, lecz także na gruncie samej doktryny.