Wartości chrześcijańskie tworzy rozum, a nie ślepa wiara

Kościół musi pozostać otwarty na racjonalną krytykę, inaczej odrzucałby jedną z kluczowych prawd własnej doktryny.

Publikacja: 22.03.2024 10:00

Wartości chrześcijańskie tworzy rozum, a nie ślepa wiara

Foto: Mirosław Owczarek

Pytanie o niezmienność doktryny oraz o interpretację korpusu wartości chrześcijańskich powraca wraz z kolejnymi gestami i wypowiedziami papieża Franciszka. Najpierw była to adhortacja „Amoris laetitia” i problem dopuszczenia rozwodników do komunii św. Potem pojawiły się sygnały w sprawie możliwej zmiany nauczania o antykoncepcji. Ostatnio zaś wciąż toczą się dyskusje na temat homoseksualizmu po publikacji dokumentu Dykasterii Nauki Wiary „Fiducia Supplicans”. Postawiono zarzuty dotyczące tego, że papież dąży do zmiany samego nauczania moralnego Kościoła, chcąc dopuścić coś, co jest z gruntu złe. Dla krytyków Franciszka coś takiego byłoby podwójnie szkodliwe. Po pierwsze, stanowiłoby to rewizję doktryny, z którą się zgadzają. Po drugie, byłoby to przekształceniem nauczania katolickiego, któremu przyznają walory odwieczności i niezmienności. Ciągłość i stałość przekazu mają być potwierdzeniem, że pewna prawda rzeczywiście jest częścią chrześcijańskiego Objawienia.

Czytaj więcej

Internet przestanie być ostoją wolności słowa?

Tradycja Kościoła Katolickiego wcale nie jest taka odwieczna

Z pewnością za taką postawą kryje się autentyczna troska o zachowanie przekazu (czyli tradycji od łac. traditio – przekazać, doręczyć) autentycznych wartości chrześcijańskich. Gdy bowiem zastanowimy się nad stosunkiem chrześcijaństwa do współczesnego świata, to siłą rzeczy musimy odpowiedzieć na pytanie o tożsamość chrześcijan, czyli o to, co ich łączy między sobą, a co jednocześnie odróżnia ich od świata, który coraz prędzej się laicyzuje. Nic zaś nie jest tak pewnym gwarantem autentyczności Tradycji jak fakt, że dane nauczanie wyznawał św. Paweł w I wieku n.e., św. Augustyn na przełomie IV i V wieku, św. Tomasz z Akwinu w XIII wieku oraz papieże w wieku XXI.

Problem z takim podejściem polega na tym, że o ile można wykazać ciągłość Tradycji w stosunku do niektórych elementów doktryny, o tyle wiele jej części składowych albo uległo zmianie i porzuceniu, albo zostało do niej dodanych dopiero niedawno. Kościół nie naucza już o kategorycznym złu pożyczania na procent, chociaż ma ku temu dobrą podstawę biblijną i solidne oparcie w tekstach autorów chrześcijańskich. Trudno też dowodzić odwieczności nauczania katolickiego na temat antykoncepcji, biorąc pod uwagę fakt, że skuteczne metody zapobiegania ciąży to wynalazek drugiej połowy XX w.

Czy to znaczy, że zapominając o złu pożyczania na procent (przyjmijmy, że takowe istnieje), Kościół zapomniał o jakichś wartościach chrześcijańskich? Lub czy zakazując stosowania antykoncepcji, papież Paweł VI zachował odwiecznie przekazywane wartości chrześcijańskie? Nie i to z dwóch powodów. Po pierwsze, z ogólnych wartości nie wypływa szczegółowa norma. Docenienie płodności i dzietności nie skutkuje samo z siebie zakazem antykoncepcji. Logicznej konieczności tu nie ma. Po drugie, to, co jest tradycją (w tym także Tradycją Apostolską), zawsze jest pewną mniej lub bardziej arbitralną konstrukcją. Każde kolejne pokolenie chrześcijan musi bowiem zinterpretować otrzymany przekaz wiary na nowo i odnieść go do nowych czasów. Siłą rzeczy ten przekaz i główne akcenty będą ewoluowały. Pewne elementy odpadną, inne wybrzmią mocniej, inne zostaną dołączone. Stąd nie można się okopywać w dotychczasowym rozumieniu doktryny. Byłoby to nie tylko wątpliwe z powodów historycznych, lecz także na gruncie samej doktryny.

Albo chrześcijanie będą racjonalni, albo staną się sekciarzami

Zaproponowane przez Jana Pawła II rozróżnienie na „cywilizację życia” i „cywilizację śmierci” jest w gruncie rzeczy równoznaczne z ogłoszeniem, że prawda w sporach bioetycznych jest w całości po stronie Kościoła, a każdy inny pogląd jest co najmniej fałszywy, jeśli nie wprost szkodliwy. Sam sposób sformułowania tego rozróżnienia wprost zawiera ocenę. W końcu niechrześcijańska reszta świata (świadomie lub nie) chce budować struktury społeczne, które nie szanują jednej z najbardziej podstawowych wartości, jaką jest życie. Ponadto, jeśli to Tradycja Apostolska i posłuszeństwo dotychczasowej wykładni mają być kryterium oceny, czy dany pogląd w sprawach moralności rzeczywiście jest katolicki, to tworzy to bardzo silną zaporę przed racjonalną (tj. nieopartą na Objawieniu) krytyką. Inaczej mówiąc: nauczanie moralne Kościoła można by uzasadniać jedynie na podstawie samej wiary. To zaś rodziłoby sprzeczność na gruncie samej doktryny.

Uniwersalność chrześcijańskiego przesłania była możliwa jedynie dzięki uznaniu przez pierwszych chrześcijan, że normy naszego postępowania można uzasadnić również na gruncie rozumu naturalnego (czyli bez pomocy wiary i Objawienia). Przekonanie to legło u podstaw nauczania św. Pawła, który w Liście do Rzymian tłumaczył, że poganie znają Boga, ponieważ Stwórca objawia siebie ich rozumowi poprzez swoje dzieła (Rz 1, 19). Tym samym dzięki wiedzy racjonalnej znają oni zasady sprawiedliwości, które Żydzi poznali dzięki Prawu. Przez to zaś obie grupy, zarówno Żydzi, jak i poganie, mogą sobie uzmysłowić, że zgrzeszyli i potrzebują odkupienia, które mogą znaleźć jedynie w Chrystusie.

W późniejszych wiekach chrześcijanie, inspirowani nauczaniem św. Pawła, jeszcze mocniej podkreślali, że rozum człowieka może poznać dobro i zło. Św. Tomasz z Akwinu pisał, że „prawo naturalne nie jest niczym innym, jak tym, dzięki czemu stworzenie rozumne uczestniczy w prawie wiecznym”. Tym samym nie może być sprzeczności między tym, co człowiek swoim rozumem rozpoznaje jako sprawiedliwe, a tym, co wiadomo o sprawiedliwości dzięki chrześcijańskiemu Objawieniu. Włączenie tego przekonania do doktryny chrześcijańskiej miało kluczowe znaczenie. Dzięki niemu bowiem można było wykazać, że pewne nakazy ze Starego Testamentu miały charakter kultowy, ceremonialny lub były częścią ustawodawstwa cywilnego, a nie były to prawdy moralne objawione przez Boga. Co więcej, odrzucenie tego etycznego racjonalizmu w teologii skazałoby chrześcijaństwo na pozostanie niewielką zamkniętą sektą, która swojego nauczania nie byłaby w stanie przekazać żadnemu innemu człowiekowi, niebędącemu już jej członkiem.

Kościół musi pozostać otwarty na racjonalną krytykę, inaczej odrzucałby jedną z kluczowych prawd własnej doktryny. Dlatego gdy Jan Paweł II pisał w pierwszym zdaniu encykliki „Fides et ratio”, że „wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy”, w żadnym wypadku nie miał na myśli jedynie poetyckiego frazesu.

Odchodząc od racjonalizmu chrześcijaństwo podważa swe fundamenty

Bibliści oraz wnikliwi czytelnicy Pisma Świętego wiedzą, że Biblia nie jest jedną księgą, ale zbiorem tekstów, które napisano w różnych gatunkach literackich na przestrzeni kilkuset lat. Co więcej, te teksty często pozostają ze sobą sprzeczne. Próba ich uzgodnienia jest zadaniem teologii, która przyjmując religijne założenie o natchnieniu Pisma, doszukuje się jednego, spójnego, przemawiającego z niego głosu. W praktyce oznacza to, że trzeba wybrać jakieś kryterium, na mocy którego jedne wypowiedzi odrzucimy, innym nadamy pierwszeństwo, a znaczenie jeszcze innych uzależnimy od tych, który uznaliśmy za najważniejsze. Nie da się ot tak, po prostu wskazać na wybrane zdanie z Pisma Świętego i powiedzieć „Bóg tak chciał”. W szczególności uwaga ta stosuje się do norm moralnych. Zresztą warto pamiętać, że rozróżnienie na zasady religijne, ceremonialne, prawne i moralne nie istnieje w samej Biblii. Jest znacznie późniejsze. Gdybyśmy zatem chcieli przyjąć wszystkie nakazy biblijne w całości, to musielibyśmy uznać zasadność prawnej instytucji niewolnictwa, a za zdradę małżeńską karać kamienowaniem.

Co jednak zrobić, gdy ktoś twierdzi, że Bóg poucza na kartach Starego i Nowego Testamentu, np. o tym, że seks homoseksualny jest czymś złym? Przecież nie jest to jakieś archaiczne prawo z pierwszej części Biblii, podobne do nakazów kamienowania za cudzołóstwo. Ponadto skoro całe Pismo traktujemy jako natchnione, to wydaje się, że natchnione jest również to, czego całe Pismo jednoznacznie naucza.

Kłopot z tym rozumowaniem jest dwojaki. Jeśli bowiem jest to norma moralna, a nie religijna, to trzeba wykazać, że da się dowieść jej słuszności również racjonalnie, bez pomocy prawd wiary. Oczywiście, ktoś mógłby wtedy odpowiedzieć, że jej słuszność dana jest od Boga, a więc z definicji można jej dowieść racjonalnie. Jeśli zaś tego dowodu wciąż nie ma, to nie należy się tym przejmować. Ale wtedy przychodzi druga trudność.

Zastanówmy się, jak Platon w „Eutyfronie”: czy coś jest miłe Bogu, ponieważ jest sprawiedliwe, czy też coś jest sprawiedliwe, a więc jest miłe Bogu? Brzmi to na początku jak dziwna zagadka logiczna, jednak Platon zawarł w niej bardzo głęboki problem: jaka jest relacja sprawiedliwości do woli Boga? Czy jest ona tożsama z wolą Boga, czy jednak jest czymś zewnętrznym? Oczywiście, można powiedzieć, że jest tożsama, bo Bóg zawsze chce tego, co sprawiedliwe. Jednak to eleganckie rozumowanie załatwiałoby problem, gdybyśmy chcieli mówić o tym, jaka jest relacja między dwoma przedmiotami. Ale tu chodzi o to, w jaki sposób dowiadujemy się, które zachowania Bóg uznaje za sprawiedliwe. Utożsamienie sprawiedliwości z wolą Boga pozwalałoby powiedzieć, że wiedza Kościoła o tym, że antykoncepcja jest zła, wynika z wiedzy o tym, że Bóg nie chce antykoncepcji. Kłopot w tym, że jeszcze w XVII w. krytykowano takie uzasadnienia. Bez szerszej, racjonalnej argumentacji powołanie się na wolę Boga w danym sporze brzmi albo jak arbitralny i doraźny wymysł, albo trąci błędnym kołem. „Król Anglii jest królem z woli Boga, a wiemy o tym, ponieważ Bóg tego chce. To zaś wiemy, ponieważ król rządzi Anglią” – tak w tamtych czasach krytykowano powoływanie się na wolę Bożą. Ten sam argument można podnieść także dziś.

Wynika z tego, że nie ma innej drogi, jak tylko uznać, że jakieś postępowanie jest sprawiedliwe, a więc jest miłe Bogu. A to, co jest sprawiedliwe, wiemy skądinąd na podstawie dociekań rozumowych. Oznacza to, że rozpoznać, co jest wolą Stwórcy, można jedynie za pomocą rozumu. Gdyby więc ktoś chciał twierdzić, że otrzymana dzięki wielowiekowej Tradycji wiara powinna oceniać trafność poznania racjonalnego, musiałby się zmierzyć z dwoma fundamentalnymi zarzutami – arbitralności i fideizmu (pogląd, wedle którego wiara ma prymat nad wszelkimi sądami rozumu, co na gruncie doktryny katolickiej jest herezją). I musiałby jeszcze wykazać, dlaczego z całego zbioru pism biblijnych oraz tekstów autorów chrześcijańskich, które powstawały przez wieki, wydobywa akurat tę konkretną normę moralną, choć wiele innych norm, wyznawanych dawniej, uległo porzuceniu, krytyce bądź rewizji.

Otworzenie się na racjonalną krytykę nauczania i rewizję doktryny jest dla Kościoła koniecznością. Czy to jednak oznacza, że skoro wszystko można zmienić, to nie ma czegoś takiego, jak wartości chrześcijańskie? Czy nie ma swoiście chrześcijańskiego punktu widzenia na postawy i normy, którymi powinniśmy kierować się w życiu? Wydaje mi się, że można go znaleźć. W tym celu jednak trzeba odróżnić rzeczy konieczne od przygodnych dodatków, które się do chrześcijaństwa dokleiły na przestrzeni wieków.

Czytaj więcej

Czy III wojna światowa wybuchnie w kosmosie?

Czym są autentyczne wartości chrześcijańskie

Warto sobie uzmysłowić, że chrześcijaństwo nie jest i nie powinno być doktryną polityczną. W refleksji nad chrześcijańską tożsamością trzeba pilnie śledzić, co faktycznie wynika z Ewangelii, a co przyrosło do doktryny, bo było trwającym przez wieki elementem zastanych stosunków społecznych, do których ludzie tak się przyzwyczaili, że uznali to za część prawa naturalnego i prawa bożego zarazem. Chrześcijaństwo nie jest konserwatyzmem, liberalizmem ani socjalizmem i nie powinno być żadną z tych doktryn. A mimo to Kościół bardzo często przyjmował pozycje konserwatywne, wytrwale i uporczywie bronił dawnych struktur, reagując na zmiany albo krytycznie, albo udzielając spóźnionych odpowiedzi. Tak było na przykład z encykliką „Rerum novarum” Leona XIII, której głównym adresatem była klasa robotnicza. W tekście znalazło się wiele pięknych i rozsądnych idei, ale docenienie problemów klasy robotniczej w 1891 r. oznaczało, że Kościół spóźnił się o jakieś 100 lat. Stąd, badając relację chrześcijaństwa do świata, trzeba uważać, by różne historyczne dodatki nie przysłoniły istoty rzeczy. Innymi słowy, trzeba sprawdzać, kiedy Tradycja jest autentycznym przekazem wiary, a kiedy przekazem zadawnionego błędu.

Gdzie jednak szukać tej autentyczności? Które wartości są rzeczywiście chrześcijańskie? Kryterium, aby przyjmować tylko to, „co zawsze i wszędzie było wyznawane”, faktycznie jest dobre. Jednak jego koniecznym uzupełnieniem jest racjonalna wiarygodność twierdzeń, które dzięki niemu możemy uzyskać. Jeśli coś rzeczywiście podnosiło większość autorów chrześcijańskich, powtarza się przez karty Pisma Świętego i ma na swoje poparcie dobre racjonalne uzasadnienie, to wtedy można zasadnie uznać, że dana wartość, postawa lub norma są istotnie chrześcijańskie. O których zatem wartościach, postawach lub normach mowa?

Chrześcijaństwo przyniosło światu orędzie miłosierdzia i miłości, zwłaszcza względem tych, którzy nie mają niczego. Pomoc sierocie, wdowie i przybyszowi to topos biblijny. To trzy wzorce osób, które nie mają żadnych praw ani żadnego obrońcy. Ostatecznie wszystkie obrazy oraz historie ze Starego Testamentu, które przedstawiały w jasnych barwach losy uciśnionych lub pragnących uratować czyjeś życie, znalazły swoje zwieńczenie w losie Chrystusa, który oddał swoje życie za grzeszników. Wynikające z tego orędzie miłosierdzia i miłości przynależy do samej istoty chrześcijaństwa. Z niego chrześcijanie nie mogą zrezygnować. Wskazuje na nie konsekwentnie nauczanie Pisma oraz teksty autorów chrześcijańskich. Nie da się także racjonalnie podważyć wartości miłosierdzia i miłości. Rezygnacja z nich oznaczałaby w gruncie rzeczy, że świat powinien stać się wyłączną przestrzenią dla dominacji i współzawodnictwa, w którym najsłabsi po prostu giną.

Zapewne rozróżnienie Jana Pawła II na „cywilizację śmierci” i „cywilizację życia” było szersze i obejmowało więcej kwestii niż tylko zagadnienia z zakresu bioetyki, takie jak aborcja, eutanazja, in vitro etc. Niemniej z powodu użytych w nich terminów, które siłą rzeczy odsyłają do problemu uregulowania sposobu leczenia pacjentów, trudno uciec od takich skojarzeń. Moim zdaniem, jeśli już Kościół ma się posługiwać takimi rozróżnieniami, to znacznie lepszy jest podział na „cywilizację relacji” i „cywilizację izolacji”, który bezpośrednio korespondowałby z orędziem miłosierdzia i miłości. Istnieje jednak warunek, od którego zależy „legalność” posługiwania się takimi dystynkcjami. To otwartość na racjonalną krytykę wyznawanych tez. W przeciwnym razie będzie to jedynie kolejny środek retoryczny do utwierdzenia się w słuszności własnych przekonań.

Michał Rzeczycki

Filozof, publicysta, doktorant na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego.

Pytanie o niezmienność doktryny oraz o interpretację korpusu wartości chrześcijańskich powraca wraz z kolejnymi gestami i wypowiedziami papieża Franciszka. Najpierw była to adhortacja „Amoris laetitia” i problem dopuszczenia rozwodników do komunii św. Potem pojawiły się sygnały w sprawie możliwej zmiany nauczania o antykoncepcji. Ostatnio zaś wciąż toczą się dyskusje na temat homoseksualizmu po publikacji dokumentu Dykasterii Nauki Wiary „Fiducia Supplicans”. Postawiono zarzuty dotyczące tego, że papież dąży do zmiany samego nauczania moralnego Kościoła, chcąc dopuścić coś, co jest z gruntu złe. Dla krytyków Franciszka coś takiego byłoby podwójnie szkodliwe. Po pierwsze, stanowiłoby to rewizję doktryny, z którą się zgadzają. Po drugie, byłoby to przekształceniem nauczania katolickiego, któremu przyznają walory odwieczności i niezmienności. Ciągłość i stałość przekazu mają być potwierdzeniem, że pewna prawda rzeczywiście jest częścią chrześcijańskiego Objawienia.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Plus Minus
"Żarty się skończyły”: Trauma komediantki
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje