Lata 90. na obrzeżach

Wielkim fanem „Oppenheimera” nie jestem i w oscarowym wyścigu kibicowałem innym tytułom.

Publikacja: 15.03.2024 17:00

Lata 90. na obrzeżach

Foto: materiały prasowe

Książki to moja ucieczka od codzienności i często czytam je tylko dla przyjemności. Bardzo odprężają mnie książki historyczne. Ostatnio przeczytałem „Uwikłanych w przeszłość” Waldemara Łazugi, który śledzi losy postaci austro-węgierskich, a jednocześnie polskich, które z różnym skutkiem odnajdywały się w okresie międzywojennym. Walorem tej książki są losy równoległe, a także przypomnienie potencjalności zaistnienia odmiennego od mającego później miejsce biegu wypadków.

Czasami lubię również przeczytać rzeczy traktujące nie tylko o tym, co było, ale również o tym, co będzie, lub połączenie obydwu, i tutaj chciałbym wspomnieć o pozycji Marcina Piątkowskiego „Złoty wiek. Jak Polska została europejskim liderem wzrostu i jaka czeka ją przyszłość”. Fantastycznie się to czytało, przede wszystkim rozdziały przedstawiające spojrzenie na PRL jako na czas, który nie był całkowicie stracony, także ekonomicznie i cywilizacyjnie. Intrygująca była też krytyka międzywojennych postszlacheckich i postromantycznych struktur jako w zasadzie oligarchicznych, ale prowadzona z pozycji ekonomicznych i prorozwojowych, a nie modnej ostatnio ludowej historii Polski.

Czytaj więcej

Michał Strąk: Z punktu widzenia geopolityki nie ma wielu różnic między PRL a III RP

Oscary już za nami i bez wątpienia film Nolana „Oppenheimer”, którego nie jestem szczególnym fanem, był faworytem. Pewną rolę w jego sukcesie odegrało też przedstawianie go przez reżysera jako odmiennego od dominującego w głównym nurcie korporacyjnie kreowanego komiksowego kina superbohaterskiego i zwrot ku widowiskom starszego typu, o większych ambicjach, za którymi być może tęskni część branży. Moimi faworytami były „Przesilenie zimowe” i „Biedne istoty”. Perełki z grupy tych, jakimi rozpieszczali nas dystrybutorzy od początku roku. Zwłaszcza pierwszy film zrobił na mnie ogromne wrażenie, pewnie dlatego, że od czasów „Bezdroży” jestem fanem Alexandra Payne’a. Od pierwszych scen mogliśmy poczuć mistrzostwo wizualne i precyzję reżyserską. Za to rozbuchana wizualność steampunkowej, nieco wiktoriańskiej estetyki stanowi główny walor „Biednych istot” Lanthimosa.

Generalnie moja muzyka to lata 90. Uważam, że była to specyficzna dekada, czas, kiedy wchodziłem w popkulturę już bardziej świadomie. Z tego również powodu kino z tamtego okresu jest mi bardzo bliskie, to tzw. niezależne, tworzone na obrzeżach wielkich wytwórni. Łączyło ono wtedy to, co popularne i artystyczne. Mam tu na myśli ówczesne filmy np. Davida Lyncha czy wspomnianego już Payne’a, ale także Nolana, Aronofsky’ego czy Soderbergha.not. luko

Marcin Adamczak

Dr hab., prof. UAM, filmoznawca. Jego ostatnia książka to „Kapitały przemysłu filmowego. Hollywood – Europa – Chiny” (Wydawnictwo Naukowe PWN, 2019).

Książki to moja ucieczka od codzienności i często czytam je tylko dla przyjemności. Bardzo odprężają mnie książki historyczne. Ostatnio przeczytałem „Uwikłanych w przeszłość” Waldemara Łazugi, który śledzi losy postaci austro-węgierskich, a jednocześnie polskich, które z różnym skutkiem odnajdywały się w okresie międzywojennym. Walorem tej książki są losy równoległe, a także przypomnienie potencjalności zaistnienia odmiennego od mającego później miejsce biegu wypadków.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich