W cieniu KL Auschwitz

Zgoda na to, by choć na krótko stać się armią zbrodniarzy – czegoś podobnego doświadcza właśnie Rosja – powoduje nieodwracalną degenerację narodu.

Publikacja: 01.03.2024 17:00

Kwiaty w ogrodzie Frau Höss są przedmiotem dumy i troski komendanta oraz jego żony (kadr z filmu Jon

Kwiaty w ogrodzie Frau Höss są przedmiotem dumy i troski komendanta oraz jego żony (kadr z filmu Jonathana Glazera

Foto: GUTeK FILM

Film Jonathana Glazera i powieść Martina Amisa noszą wprawdzie ten sam tytuł „Strefa interesów” (w nomenklaturze SS: tereny przyległe do obozu), ale opowiadają o niemieckim Konzentrationslager Auschwitz w różny sposób. Na film wybrałem się po lekturze powieści, żeby przekonać się, jaki obraz KL Auschwitz wykreuje dzisiejsza technika. Spotkała mnie niespodzianka: lagru bezpośrednio nie pokazano. Akcja rozgrywa się w willi i obok willi komendanta Rudolfa Hössa, przytulonej do wielkiego obozu, ale wieże wartownicze i komin krematorium plujący dymem są dobrze widoczne. Za murem oddzielającym posesję od obozu panuje już obozowa jurysdykcja.

Czytaj więcej

„Diuna. Dziedzic Kaladanu”: Cisza przed burzą

Szczęka i ryby

Sam obóz został ukazany przez migawki, jakby ukradkiem. Głównym świadectwem jest ścieżka dźwiękowa: krzyki kapo, wrzaski mordowanych więźniów, odgłosy selekcji na rampie dochodzą do domostwa Hössa całkiem wyraźnie. Od czasu do czasu padnie strzał, jak w scenie, kiedy młodszy syn komendanta słucha rozstrzeliwania więźnia, który ukradł jabłko. „Więcej tego nie zrobisz”, kwituje chłopiec i wraca do zabawy.

Inna scena: przed snem jego starszy brat świeci sobie latarką. Co robisz? Oglądam zęby. Z migawki trudno rozstrzygnąć, czy złote, raczej tak, bo co ciekawego w naturalnych. Inna scena: komendant osobiście łowi w rzece Sole, ale ryby nie biorą. W pewnym momencie czuje, że na coś nastąpił, sięga przez wodę, w której stoi, i wyciąga fragment szczęki ludzkiej, którą odrzuca z niesmakiem, po czym wygania dzieci na brzeg. Długo trwa mycie po kontakcie ze skażoną w taki sposób wodą.

Metoda pokazania obozu poprzez odgłosy, które emituje, dała świetny rezultat: wrażenie jest przejmujące, a udało się uniknąć dosłowności i trywializacji, gdyby więźniowie wyglądali jak poprzebierani aktorzy. Piorunujący efekt wywiera scena biegu więźniów przez jakieś szuwary czy krzaki, filmowana spoza nich, tak że widać tylko ludzkie cienie. Dlaczego ci ludzie biegną w tak uciążliwych warunkach? Na to odpowiada powieść Amisa: „Wprowadzamy pracę z potrójną szybkością”. W przedzieraniu się biegiem przez chaszcze chodzi o to, żeby więźniów jak najszybciej doprowadzić do stanu wycieńczenia, a przy okazji dodatkowo ich maltretować.

Żona rozdaje halki po Żydówkach

Choć mieszkańcy posesji udają przed sobą, że życie przebiega normalnie – dzieci jak co dnia jadą do szkoły, polskie służące sprzątają, Frau Höss krząta się wśród róż – przecież o obecności lagru nie da się zapomnieć. KL Auschwitz atakuje wszystkie zmysły: odór z palonych zwłok zapiera dech, ucho wyłapuje hałasy zza muru, a oko co i rusz dostrzega esesmanów i umorusanych więźniów. W powieści Amisa śmierdzi nawet woda, nie da się jej pić, toteż wszyscy używają butelkowanej.

Ceną za względny jak na warunki wojenne dobrobyt jest znoszenie tych dopustów, traktowanie ich jako koniecznej dla życia niedogodności. Nawet dzieci po pewnym okresie przyzwyczajają się i traktują sąsiedztwo lagru jako rzecz normalną.

W powieści Amisa komendant i jego żona noszą fikcyjne nazwisko Doll, mają bliźniaczki. U Jonathana Glazera komendant zachował własne imię i nazwisko Rudolf Höss, jego żona to Hedwig Höss, mają pięcioro dzieci w różnym wieku. Domostwo, w którym mieszkają, dla potrzeb filmu zostało odrestaurowane na wzór autentycznej willi komendanta. W skrupulatnie odtworzonej scenerii ogród Frau Höss został tak przygotowany, aby kwiaty zakwitły w momencie kręcenia zdjęć. Filmowe róże są bardzo piękne, stanowią przedmiot dumy i troski gospodarzy. Gdy komendant Höss, wrażliwy esteta, dowiaduje się, że przy wartowni SS został obtargany z kwiecia krzak bzu, zarządza kary za niszczenie go. Bez przyczynia się do upiększenia obozu, argumentuje.

Film pokazuje także, jak bardzo gospodarze są zadowoleni ze swej siedziby. „Dobrze się urządziłaś”, powiada matka do córki, którą przyjechała odwiedzić, ale gdy łyknie krematoryjnego smogu, spakuje walizkę i zniknie bez pożegnania. Gdy komendant otrzymuje przeniesienie na szefa niemieckich dowódców lagrów, Hedwig nie może się z tym pogodzić, namawia, by interweniował u samego Hitlera. W końcu postanawia zostać sama z dziećmi – mąż wyjeżdża, ale rozłąka nie trwa długo. Nowe rozkazy nakazują zwiększenie wydajności mordowania, z czym następca Hössa ma trudności; Höss wraca na stare śmieci. Przy okazji rautu SS zastanawia się przelotnie nad problemem technicznym, jak by tu zagazować wszystkich uczestników, ale byłaby to rzecz trudna: sklepienia sal są za wysoko.

Owa satysfakcja rodziny Hössów z życia przy obozie jest najbardziej wstrząsającym wnioskiem z filmu Glazera. Obóz dokucza, ale też odwdzięcza się na tysięczne sposoby: Frau Höss dzieli między służące halki po Żydówkach, do żony przełożonego męża wysyła diamenciki na dowód wdzięczności, komendant segreguje banknoty pozostałe po selekcji. Sporo udaje się odłożyć na czarną godzinę; Hössowie biedy nie cierpią. Są dumni, że się dorobili, uważają się za pionierów torujących elementowi niemieckiemu drogę do Lebensraumu, przestrzeni życiowej na Wschodzie.

Czytaj więcej

„Złe ulice”. Wiedźmy z Pragi

Nie widać końca krwawej roboty

Film wywołuje dziwne wrażenie – jakby lager był żywym stworzeniem, monstrualnym potworem żywiącym się ludźmi i przerabiającym ich na dym i popiół. Lager żeruje całą dobę, jego pokarmem są transporty kolejowe pełne pasażerów, jego bańdziochem – teren obozu, jego wydaliny podlegają dalszej obróbce: kości miele się i sypie z popiołami do Wisły. Lager produkuje liczne hałasy, chrobocze silnikami maszyn i agregatów, jest jak wielki ul brzęczący nieustannie wszechobecnym pomrukiem na granicy rejestracji przez ucho, ale przenikającym wszystko z powodu dygotu, jaki powoduje. W dzień pluje dymem z komina krematorium, w nocy z tegoż komina buchają płomienie, tak intensywna wre tam praca. Obsłudze SS lager krzywdy nie czyni, w przeciwieństwie do widm w  pasiakach plątających się po obozowych ścieżkach.

Szerszy plan metaforyczny obejmuje społeczeństwo niemieckie oplecione siecią podobnych obozów na podbitych i własnych ziemiach. Rozmiary tej ośmiornicy zostały w filmie zasygnalizowane na odprawie komendantów obozów, którą prowadzi nasz dobry znajomy Höss. Nazwy obozów i nazwiska komendantów wymieniono, choć zieją wśród nich luki.

Zatem i Niemcy hitlerowskie miały swój Gułag, precyzyjnie zarządzany, z narzuconymi normami i planami do wykonania. I jak domostwo Hössów przywarło do cielska Auschwitz, tak i III Rzesza grzała się przy swoich lagrach. Powieść Amisa zatrąca o ten aspekt: droga do tysiącletniej szczęśliwości obiecywanej przez Hitlera wiedzie także przez lagrowe bramy.

Niewykluczone, że Niemcy, ci którzy mieli świadomość rzeczy, godzili się milcząco na taką oto transakcję: parę lat mordowania ludzi jest wysoką ceną za zrealizowanie wizji Niemiec aż po Ural, ale ceną do zapłacenia. Wystarczy na krótki z punktu widzenia dziejów okres zawiesić na kołku gadaninę o wolności i równości, nieczynieniu bliźniemu co nam niemiłe, zapomnieć o wysokich standardach – i stanie się. Spełni. Lecz zgoda na to, by choć na krótko stać się armią zbrodniarzy – czegoś podobnego doświadcza właśnie Rosja – powoduje nieodwracalną degenerację narodu, który potem nie jest w stanie wrócić do nieskazitelności moralnej. Po Stalingradzie i Łuku Kurskim staje się jasne, że wojna będzie dla Niemiec przegrana, ale i wcześniej wiadomo było, że na wymordowaniu Żydów się nie skończy, po nich przyjdzie kolej na Polaków i inne zbędne nacje. Co miało być tymczasowe, przerodzi się w trwały element rzeczywistości. Przy postulatach czystości rasowej nie widać końca krwawej roboty. Jaki mógłby być tego finał, czytamy w powieści Roberta Harrisa „Vaterland”, w której Niemcy po zwycięstwie w II wojnie pragną wrócić na drogę cnoty, ale prawda o przeszłych zbrodniach wyłazi nawet spod ziemi.

Niemiecki obłęd

Powieść Amisa początkowo zakrawa na romans pomiędzy jednym z oficerów Buna-Werke, gdzie ma ruszyć produkcja gumy i syntetycznego paliwa, a żoną komendanta obozu. Nic z tego nie wychodzi; choć ocaleją po wojnie, ich związek nie jest możliwy, gdyż przypominałby obojgu o okropnościach lagru.

Amisowi udało się pokazać, jak Niemcy pod wpływem załamania się mrzonek o tysiącletniej Rzeszy stopniowo popadają w obłęd, indywidualnie i zbiorowo. Film Glazera nie jest więc ekranizacją powieści Amisa, jej tekst posłużył raczej jako inspiracja. Uderza in plus warstwa wizualna „Strefy interesów”, pieczołowitość w przygotowaniu kostiumów i scenografii. Zdjęcia polskiego operatora Łukasza Żala kandydowały do nagrody BAFTA, ale niestety jej nie zdobyły.

Film Jonathana Glazera i powieść Martina Amisa noszą wprawdzie ten sam tytuł „Strefa interesów” (w nomenklaturze SS: tereny przyległe do obozu), ale opowiadają o niemieckim Konzentrationslager Auschwitz w różny sposób. Na film wybrałem się po lekturze powieści, żeby przekonać się, jaki obraz KL Auschwitz wykreuje dzisiejsza technika. Spotkała mnie niespodzianka: lagru bezpośrednio nie pokazano. Akcja rozgrywa się w willi i obok willi komendanta Rudolfa Hössa, przytulonej do wielkiego obozu, ale wieże wartownicze i komin krematorium plujący dymem są dobrze widoczne. Za murem oddzielającym posesję od obozu panuje już obozowa jurysdykcja.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich