Styl komunikacji Pawbeatsa, oparty na prześmiewczym stosunku do jego muzyki i popularności, zdobył wielu zwolenników. Po zapoznaniu się z najnowszym wydawnictwem bydgoskiego producenta zastanawiam się, czy „Dzienna” nie jest kolejnym jego żartem.

Mogłoby się zdawać, że największą siłą „Dziennej” będzie eklektyzm. W końcu autor zaprosił m.in. Roksanę Węgiel, Palucha, Bobera, SKUBASA, Feno i Przyłuca. Klucz, według którego parowano gości, wciąż pozostaje dla mnie enigmą. O ile Meek, Oh Why? i Faustyna Maciejczuk stanowią zgrany duet, o tyle Jarecki z Małachem pasują do siebie jak pięść do nosa.

Czytaj więcej

"TAXI": Bez drogi na skróty

Paradoksalnie to właśnie muzyka jest największą bolączką wydawnictwa. Produkcje z „Dziennej” zmuszają do refleksji, co stało się z artystą odpowiedzialnym m.in. za poruszającą do dziś „Banicję” Bisza. „Każdej nocy” niczym nie wyróżnia się na tle setek ballad wydanych w ciągu ostatniej dekady, a „Światło Dziennej” rozpaczliwie domaga się dropu, który nigdy nie nadchodzi. „Piękne sny” ujmują minimalizmem, lecz zlewają się z pozostałymi podkładami obecnymi na albumie. Jedynie „Krajobraz po Tobie” cieszy nieźle zbudowaną kompozycją i odpowiednio prowadzoną dramaturgią.

Dziwne, że album nie ukazał się na Wielkanoc, bowiem „Dzienna” to idealny przykład muzycznej wydmuszki. Pusta w środku, krucha, bez żadnego konceptu, a autor nie wyznaczył kierunku, w którym zmierzałby z zaproszonymi gośćmi. W rezultacie otrzymaliśmy wątpliwej jakości miszmasz, pozbawiony godnych uwagi punktów zaczepienia.