Ostatnio w ferworze świątecznych przygotowań miałam okazję zapoznać się z kilkoma książkami dla dzieci od Disneya, gdzie znane z ich bajek postacie również przygotowywały się do tego specjalnego czasu. Moją uwagę zwróciła jedna istotna kwestia. Wcale nie zdziwiło mnie to, że nie znalazłam tam żadnych chrześcijańskich wątków, jedynie radosną atmosferę zabawy. Bożonarodzeniowa refleksja nad cierpieniem nie jest czymś, co mogłoby się dobrze sprzedać. Jednak wielkim nieobecnym był także Święty Mikołaj, ten skomercjalizowany roznosiciel prezentów. Owszem, bohaterowie książeczek obdarowywali się prezentami, ale sami je kupowali i pakowali. Zniknęła magia i tajemnica, został tylko hipermarket oraz zachęta do zakupów. Tym gorzej, że przekaz ten został skierowany do dzieci, których przywilejem jeszcze do niedawna była wiara w Świętego Mikołaja. Teraz co najwyżej mogą poprosić rodziców o wyjście do sklepu.
A wydawałoby się, że Święty Mikołaj idealnie wpisuje się we współczesną wizję świąt, gdzie liczy się głównie zaopatrywanie się w kolejne „niezbędne” artykuły. To dzięki niemu Boże Narodzenie zaczęło się kojarzyć przede wszystkim z prezentami. Niemniej i na niego przyszła pora. W końcu trzeba było postawić sprawę jasno: liczy się wydawanie pieniędzy, a nie jakieś opowiastki o starszym panu z dalekiej północy. Dzieci od najmłodszych lat muszą wiedzieć, jak wygląda rzeczywistość. Uchowajmy je od kłamstwa, które sugeruje, że ich prezenty wcale nie biorą się ze sklepu.
Czytaj więcej
Azja nie rozumie Zachodu. Ale i my, na Zachodzie, nie rozumiemy Azji. Możemy za to drogo zapłacić – chyba że przestaniemy tam wreszcie szukać jedynie egzotyki i zaczniemy się nawzajem traktować jak ludzie.
Nowe popkulturowe pragnienia
Nie czarujmy się – od lat w grudniu, raz za razem, powtarzamy ciągle tę samą historię. Zapominamy o problemach, nie myślimy o przeludnieniu, zmianach klimatu, niewolniczej pracy dzieci. Odkładamy na bok oszczędzanie, minimalizm, nawet mniej chętniej segregujemy odpady. W tym szczególnym momencie liczy się przede wszystkim szał zakupów. Trzeba kupić dużo, aby przypadkiem niczego nam nie zabrakło.
Można mieć pewność, że istnieje przynajmniej jedno doświadczenie pokoleniowe, wspólne dla wszystkich Polaków, niezależne od ich statusu majątkowego. Pełna lodówka wypełniona po brzegi jedzeniem, którego nie można ruszyć, bo „to na święta”. Później łączy się z nim obraz narzekającej matki, napełniającej kolejne talerze, gdyż jak nastanie świąteczny czas, to jeść trzeba szybko, gdyż inaczej wszystko się zmarnuje. Konsekwencje zakupowego szału bywają niezwykle bolesne dla naszych żołądków.