Nie czuję się związkowcem. Gdy nastała władza PiS, moi koledzy i koleżanki z Gildii Reżyserów Polskich poprosili, żebym wziął na siebie odpowiedzialność za naszą organizację w tej trudnej chwili. Potraktowałem tę funkcję jako misję powierzoną przez przyjaciół. Dziś chciałbym to wszystko, co wydawało nam się wielkim zagrożeniem za rządów PiS, doprowadzić do znormalizowania. Mam nadzieję, że to się wkrótce uda, bo chciałbym się wreszcie uwolnić od obowiązków.
„Sundown”: Bez happy endu
Michel Franco opowiada o człowieku, który odcina kolejne nici łączące go z życiem. Dlaczego to robi?
Co jest teraz najważniejsze dla środowiska?
Powinny zostać jak najszybciej uzdrowione instytucje współfinansujące filmy – przede wszystkim TVP. Także Polski Instytut Sztuki Filmowej musi zdobyć zaufanie, szacunek oraz wytworzyć przyjazne relacje z twórcami filmów. Także z tymi niepokornymi twórcami. Również nasze branżowe organizacje wymagają jakiejś odnowy – właściwie nasuwa się tu modne słowo – „rewitalizacji”. W naszym filmowym świecie powstał rodzaj klientelizmu. Najsilniejsi ułożyli się wygodnie, mają dobry dostęp do pieniędzy, a ponieważ umożliwia im to funkcjonowanie, przymykają oczy na wiele nieprawidłowości.
Pojawili się jednak nowi producenci, zwłaszcza producentki, jest dużo debiutów. Polskie kino odnosi spektakularne sukcesy na festiwalach.
Te sukcesy są bezsporne. Środowisko filmowe ma ogromną siłę i duży potencjał talentów. Ale to nie zmienia sytuacji. Tego, że obecne struktury są niekorzystne dla osób, które nie mają układów. Filmowcy, tak jak wszyscy ludzie w Polsce, oczekują zmian. Odnowy. Może na przykład przywrócenia systemu eksperckiego w kształcie podobnym do tego, który kiedyś świetnie się sprawdzał. Eksperci byli wówczas osobami zaufania publicznego rekomendowanymi przez środowisko filmowe. To byli wybitni twórcy ze wszystkich pokoleń. Chodzi o to, żeby twórcy mieli zaufanie do procedury wyboru projektów, do uczciwości tego konkursu. Podobnie – co jest bardzo ważne – trzeba przywrócić klarowność finansowania projektów przez publiczną telewizję.
Przed filmowcami jest więc trudny czas?
Spory, a nawet ostre konflikty są nieuniknione. Ale nie odpowiada mi napuszczanie ludzi na siebie jak w kampaniach politycznych. Trzeba zachować to, co jest dobre, i naprawić to, co chore.
Środowisko protestowało przeciwko powoływaniu nowej rady PISF-u przez Piotra Glińskiego, dosłownie w ostatniej chwili jego urzędowania. A jednak wszedł pan do tej rady.
Nie ja wszedłem, tylko Gildia Reżyserów Polskich uznała, że powinniśmy tam być i wysunęła moją kandydaturę. Porozumiała się też w tej sprawie z wieloma przedstawicielami środowiska, m.in. z Krajową Izbą Producentów Audiowizualnych i Polską Akademią Filmową. Wiadomo, że w przyszłości będziemy współpracować z nowym ministrem. I skoro już ta rada powstawała, nie mogliśmy jako organizacja reżyserów obrazić się i oddać wszelkich decyzji w ręce urzędników i działaczy. Wynik wyborów umożliwił zmiany na plus. Musimy w tym uczestniczyć
A na pana własny projekt znowu będziemy czekać pięć lat?
No, to byłoby nieźle, gdyby udało mi się pomysł, nad którym teraz pracuję, zrealizować w takim czasie.
Andrzej Jakimowski
Reżyser, scenarzysta, producent, ur. w 1963 r. w Warszawie, absolwent filozofii na Uniwersytecie Warszawskim oraz Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Autor dokumentów „Miasto cieni” o Tykocinie, gdzie w czasie wojny zginęła niemal cała 2,5-tysięczna populacja żydowska, oraz „Dzyń, dzyń” o dzieciach z podpruszkowskiego „Żbikowa”, a także pięciu filmów fabularnych: „Zmruż oczy”, „Sztuczki”, „Imagine”, „Pewnego razu w listopadzie” oraz „Uśmiechu losu” (właśnie na ekranach kin). Od 2019 roku przewodniczący Gildii Reżyserów Polskich.