Chicago, sierpień 1955 roku. Trzydziestoparoletnia, czarnoskóra kobieta prowadzi samochód, obok niej siedzi nastoletni syn. Zatrzymują się przed eleganckim domem towarowym. „Pani czegoś szuka?” – pyta strażnik. „Innych klientów też pan o to pyta?” – odpowiada kobieta. Ale nikt jej ze sklepu nie wyprosi. W Chicago nie obowiązuje segregacja rasowa.
Czytaj więcej
Bardzo trudno o tym filmie pisać. Jego trzeba po prostu przeżyć. „Kobieta na dachu” Anny Jadowskiej to, moim zdaniem, najlepszy polski film ostatniego roku.
„Till” to prawdziwa historia. Mamie miała dwa lata, gdy uciekła z rodziną z południa Ameryki do Chicago. Była pierwszą Afroamerykanką, która skończyła z najwyższymi ocenami szkołę średnią w Argo. Jako 18-latka wyszła za mąż za Louisa Tilla, rok później urodził się ich syn Emmett. Małżeństwo się rozpadło, Louis zginął w Europie, w czasie II wojnie światowej.
Tamtego dnia, w którym zaczyna się film Chinonye Chugwu, Mamie bała się o syna. Emmett postanowił pojechać na wakacje do Money w Missisipi, by poznać swoją rodzinę. „Nie możesz mu tego zabronić” – przekonywała ją matka. Przed wyjazdem pozwoliła synowi włożyć na palec grubą, srebrną obrączkę ojca. I tłumaczyła mu, że w stanie Missisipi musi zachowywać się z pokorą, jak obywatel drugiej kategorii. Wiedziała, że Emmett nie rozumie, czym jest prawo Crowa – „równi, bo tego wymagały XIII i XIV poprawka do konstytucji, ale rozdzieleni”. I rzeczywiście. Wychowany w Chicago chłopiec nie wiedział, że w Money nie wolno mu zagadać do białej sprzedawczyni, pokazać jej zdjęcia gwiazdy, do której jest podobna, a wreszcie gwizdnąć z zachwytem na do widzenia. Niedługo później mąż i brat ekspedientki wyciągnęli nocą 14-latka z łóżka i wrzucili do samochodu. Potem już była tylko stodoła, skąd dochodził krzyk katowanego.
Mająca nigeryjskie pochodzenie Chinonye Chugwu jest pierwszą Afroamerykanką, która zdobyła nagrodę na festiwalu Sundance, pokazując w 2019 roku dramat „Clemency”. Teraz zrobiła film o kobiecie, która musiała przeżyć śmierć syna. Pokazała miłość matki i rozpacz, gdy na dworcu zamiast witać wracające z wakacji dziecko, odbiera trumnę. I przerażenie, gdy potem uchyla wieko. Bo Emmett miał zmasakrowaną twarz, a jego ciało było opuchniętą miazgą. Tylko na palcu wciąż tkwiła obrączka ojca. Ale Chugwu chwyta też moment, w którym rozpacz matki przeradza się w gniew. Mamie Till nie pozwala podczas pogrzebu zamknąć wieka trumny. Chce, by „świat zobaczył”. To moment, w którym w młodej kobiecie rodzi się bunt. Potem, w czasie procesu, nie zostanie na ogłoszeniu wyroku. Wie, że w Missisipi prawo będzie po stronie białych, a fałszywie zmanipulowane zeznania doprowadzą do uniewinnienia oprawców.