Jest takie nieoczywiste miejsce na warszawskim Nowym Mieście, które odwiedzają goście z całego świata. Usłyszeć tu można przeróżne języki, a turyści zostawiają na pamiątkę swoje krajowe monety, by kiedyś tu wrócić. Najbardziej egzotyczna, jaką widziałem, pochodziła aż z Vanuatu w dalekiej Oceanii. Od czasu do czasu kogoś zagadam albo sam zostanę zaczepiony, a od Polaków często słyszę: „Tyle razy tędy przechodziłam i dopiero teraz zorientowałam się, że jest tu takie miejsce” albo „Całe życie tu mieszkam i wreszcie postanowiłem was odwiedzić”.
Tymczasem większość obcokrajowców z góry planuje odwiedzić to miejsce, uznając je wręcz za punkt obowiązkowy wycieczki do Warszawy. Tyczy się to szczególnie Azjatów, którzy nieraz potrafią już rano czekać podekscytowani na otwarcie drzwi budynku. Latem nie ma dnia, żeby nie spotkać tu kogoś z Chin, Hongkongu, Japonii, Korei Południowej czy Tajwanu.
Czytaj więcej
Politycy Koalicji Obywatelskiej głowią się, jak przejąć media publiczne. Z pewnością im się to uda. Pytanie, na ile je przy okazji ekonomicznie osłabią i co się stanie z ich rolą w sferze najszerzej pojmowanej kultury.
K-dramy i K-pop
Tym miejscem jest Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie przy ul. Freta 16, znajdujące się w budynku, gdzie przyszła na świat słynna w świecie uczona. Muzeum odwiedza kilkadziesiąt tysięcy osób rocznie i tylko niecała połowa z nich to Polacy. Azjaci stanowią obecnie około jednej dziesiątej gości muzeum. Sytuacja pandemiczna i wojna w Ukrainie wpłynęły na liczbę odwiedzin – do 2020 r. pod względem liczebności zagranicznych turystów na pierwszych trzech miejscach znajdowali się Chińczycy, Japończycy i Koreańczycy z Południa (w ostatnich dwóch latach Koreańczycy wyprzedzili Japończyków dużo bardziej zachowawczych w swoich podróżach po pandemii).
Do muzeum trafia mniej więcej kilkuset Koreańczyków rocznie. To spora grupa osób, którzy nawet nie zawsze przed przybyciem do Warszawy zdają sobie sprawę, że Maria Skłodowska-Curie była Polką. Natomiast praktycznie każdy wie o jej dokonaniach. Dla wielu z nich to postać na wskroś inspirująca. To wszystko do mnie dociera, a przecież nie pracuję bezpośrednio ze zwiedzającymi w obsłudze ekspozycji, tylko raczej w biurowej części muzeum.