Jej życiorysem można, na co słusznie wskazuje jej biograf Tomasz Krzyżak, obdzielić kilkanaście osób. Serial, który opowiadałby o losach Wandy Półtawskiej, mógłby mieć kilka długich sezonów, a przy okazji pokazałby naprawdę spory kawałek historii Polski i Kościoła. Wychowała się w II RP, w mało zamożnym domu, związana z harcerstwem, uczęszczała do katolickich szkół. Później nastał czas konspiracji, a potem przyszło jej się zmierzyć z obozem w Ravensbrück, eksperymentami medycznymi przeprowadzanymi przez bezdusznych hitlerowskich lekarzy. Te ekstremalne doświadczenia naznaczyły ją na zawsze. A to przecież dopiero pierwsza część jej życia. Dalej są jeszcze studia, formacja katolicka, małżeństwo z jednym z najważniejszych filozofów chrześcijańskich XX-wiecznej Polski, przyjaźń z Karolem Wojtyłą, tworzenie fundamentów poradnictwa rodzinnego i ruchów pro-life w Polsce. Setki, a może nawet tysiące uratowanych dzieci. I jeszcze historia jej kolejnych chorób, cudownych uzdrowień, dalszych aktywności, a także zaangażowania na rzecz wyjaśnienia sprawy abp. Peatza.
To jedna strona medalu, ale jest też i druga, na którą apologeci niechętnie zwracają uwagę. Jej historia to również wieloletnie zmaganie się z zespołem stresu pourazowego oraz z traumami, które odcisnęły piętno na jej postrzeganiu świata wraz z poświęceniem własnej rodziny na rzecz tego, co postrzegała jako służbę Bogu i Kościołowi. Szczególna duchowa i intelektualna więź Wandy Półtawskiej z Karolem Wojtyłą miała niewątpliwie ogromne znaczenie dla historii i myśli całego Kościoła.
Czytaj więcej
Śmierć Wandy Półtawskiej to symboliczny, ale też ostateczny koniec modelu potężnego Kościoła w Polsce, który ukształtował się w drugiej połowie wieku XX. To ona była jedną z istotnych jego twórczyń, wpływając na ukształtowanie się pewnych elementów etyki seksualnej Jana Pawła II.
Jestem tą najbliższą osobą
Aby dobrze zrozumieć, dlaczego tak było, należy dokładnie przeanalizować, jakie więzy łączyły Wojtyłę i Półtawską. Ona sama wskazywała na wyjątkową naturę łączącej ich relacji. „Jestem tą najbliższą [Tobie – red.] osobą, jesteśmy – i temu nie da się zaprzeczyć. I zresztą nie chcesz temu zaprzeczyć” – pisała w notatkach tuż po wyborze Wojtyły na papieża. I nie była to relacja tylko intelektualna, wyłącznie sterylnie duchowa, ale również ogromnie emocjonalna. „…moje serce płacze” – tak opisywała Półtawska własne emocje, które dopadły ją, kiedy zrozumiała, że po wyborze „brata” (tak go nazywała) na papieża charakter ich znajomości nieodwracalnie się zmieni. „A ja jestem jak drzewo na uschłej nagle glebie. Jak dzwon pusty, który nie uchwycił rezonansu, bo brak mu serca! Jak las w jesieni bez nadziei wiosny” – dodawała.
Takich zapisków w „Beskidzkich rekolekcjach” znajdziemy o wiele więcej. I nie dotyczą one tylko tego okresu, gdy Wojtyła został wyniesiony do godności papieskiej, ale pojawiają się już wcześniej, gdy jeszcze jako metropolita krakowski uczestniczył w obradach Soboru Watykańskiego II. „Bo cóż właściwie jest tęsknota? Jakiś brak, odczucie braku, a przecież równocześnie mimo rozłąki i oddalenia, przecież poczucie, więcej pewność bliskości. (…) Oddalenie pogłębia bliskość” – notowała w latach 60. Półtawska.