Za to znajdujący się na jej obszarze Pawilon X cieszył się jak najgorszą sławą, choć niemało w tym czarnego piaru rosyjskich żołdaków. Nie bez wpływu był też fakt, że przeszli przezeń bodaj wszyscy czołowi polscy politycy, od proletariuszy na narodowcach kończąc, zamykano tu kobiety, duchownych, osoby z najwyższych sfer. Mimo to osadzeni, w tym Wacław Sieroszewski, przekonywali, że w cytadeli ledwie kilku więźniów, z ok. 40 tys., doświadczyło fizycznych tortur. Za to stąd wyruszali zesłańcy na Sybir i porównanie twierdzy do potwora, który połyka kwiat polskiej młodzieży i wypluwa gdzieś na północnych rubieżach Azji, było jak najbardziej trafione. Poza tym na jej zboczach przeprowadzono kilkaset egzekucji i tu m. n. w 1864 r. Rosjanie powiesili Traugutta.
Wsłuchajmy się też w słowo „cytadela”. Militarnego wydźwięku nabrało w XVIII w., ale z włoskiego oznacza po prostu „małe miasto”. I takim właśnie była zabudowa skarpy wiślanej przed wzniesieniem twierdzy – wydzieloną elitarną dzielnicą. Zwano ją Joli Bord, Żoliborzem, a więc z francuska Pięknym Brzegiem, lub Faworami, pewnie od łask spływających na mieszkańców. Skarpę zasiedlali bowiem bogaci, ustosunkowani warszawiacy. Na samym wzgórzu wzniesiono też niewielkie koszary oraz zabudowania pijarów, gdzie trafiło słynne Collegium Nobilium. Rosjanie prywatną architekturę zrównali z ziemią, a wojskową i poklasztorną włączyli do kompleksu twierdzy. I to, co z czerwonej cegły, owo ciało bestii – pochodzi od Moskala, a nieliczne pozostałości otynkowane lub z piaskowca – to zabudowa czasów stanisławowskich.
Po odzyskaniu niepodległości cytadela pełniła te same funkcje, co w carskich czasach, z tą tylko różnicą, że stacjonowało w niej polskie wojsko, m.in. 21. Pułk Piechoty „Dzieci Warszawy”. Poza tym w dawnym areszcie, zapewne więc także w celach Piłsudskiego, Traugutta czy Dmowskiego, osiedlono żołnierskie rodziny, a w pobliskich piwnicach utworzono prochownię. Wciąż jednak wykonywano tu publiczne egzekucje i najgłośniejszą było stracenie zabójcy Narutowicza – Eligiusza Niewiadomskiego.
Robotnik z papierosem
I właśnie tą konstrukcją równo wiek temu wstrząsnął olbrzymi wybuch. Była to największa eksplozja w historii Polski czasów pokoju. A jeśli przyjąć, że wydarzenie to miało podłoże terrorystyczne, byłby to największy i najbardziej śmiercionośny zamach w naszych dziejach.
Eksplodowało 40 kolejowych wagonów prochu zgromadzonego na terenie Cytadeli Warszawskiej w budynku umiejscowionym niemal w całości pod ziemią. Wybuch zmiótł konstrukcję, pozostawiając głęboki na kilkanaście metrów lej, i zdruzgotał ścianę pobliskiego Pawilonu X. Tuż obok znajdował się magazyn części metalowych, po którym nie zostało śladu. Szwalnia i magazyn mundurów „legły w ruinie”. Szczęściem w nieszczęściu pracowano w soboty, a w skrzydle Pawilonu X najbliżej prochowni, ulokowano kwatery oficerów mieszkających samotnie. I ci z rana wyszli do swoich zadań, inaczej niechybnie by zginęli. Niestety, większość zabitych stanowiły żony i dzieci wojskowych zakwaterowane w innej części budynku. Wśród ofiar byli też pracownicy prochowni oraz kobiety szyjące mundury.
Z rumowiska pierwsze ciała wyciągnięto ok. godz. 11. W tym czasie trwała już akcja wożenia rannych do szpitali i według różnych szacunków hospitalizowano do 600 osób, nie tylko z Cytadeli. Ostatecznie liczba zgonów okazała się mniejsza, niż sądzono, i dziś mówi się o 28 ofiarach i setce poważnie rannych.