We wrocławskiej taksówce znajomi rozmawiali o Andrzeju Waligórskim. Kierowca się zatrzymał. „Mistrz Waligórski” – poprawił i zaoferował, że kurs będzie za darmo, jeśli tylko obejrzą pamiątki, jakie zgromadził po tym pisarzu, satyryku, redaktorze, ale też wielkim koneserze polskości. A tej szukać można na trzy sposoby – przekonywał taksówkarz – na baczność, jak naukowiec, oraz z przymrużeniem oka – i mistrz Waligórski wybrał trzecią z dróg. Upodobał sobie zwłaszcza „Trylogię” i dziś powiedzielibyśmy: pisał sienkiewiczowskie fanfiki.
Pamiętaliśmy o tym i gdy dotarliśmy do Tykocina, zajrzeliśmy do zebranych drukiem tekstów Waligórskiego, prezentowanych na falach Trójki w audycji „60 minut na godzinę”. A tam inspirowana „Potopem” krotochwila „Oblężenie Tykocina”. Wszystko w krzywym zwierciadle. Zagłoba ofiarowuje szwedzkiemu królowi Inflanty zamiast Niderlandów. Co ważniejsze, w tykocińskim zamku, według Waligórskiego, więziono Billewiczównę i groziło jej niebezpieczeństwo ze strony Radziwiłła. Czytajmy:
„Atoli gdy jurny magnat brał się do amorów, tedy uciekała mu po zamkowych komnatach, korytarzach i wirydarzach, aż wreszcie właziła na solidny gdański regał, gdzie nie mógł jej dosięgnąć, tylko nogami tupał, oczami przewracał i mawiał do zaufanego Sakowicza:
– Okrutna z tej panny regalistka!”.
Nasz Kmicic świdrował oczami mury i w wyobraźni widział, jak mebel zostaje zdobyty.