Piekielna wyspa. Kryzys humanitarny tuż u wybrzeży USA

Głód, brak dostępu do czystej wody, niedziałające szpitale, epidemia cholery, porwania i zabójstwa – to codzienność milionów Haitańczyków. Świat albo nie ma pomysłu, jak rozwiązać ten problem, albo się nim nie interesuje.

Publikacja: 08.09.2023 17:00

Piekielna wyspa. Kryzys humanitarny tuż u wybrzeży USA

Foto: AFP

Pod koniec lipca 27-letnia Alix Dorsainvil tak jak zawsze udała się do pracy w malutkiej klinice w jednej z dzielnic haitańskiej stolicy Port-au-Prince. Amerykanka, która wyszła za mąż za Haitańczyka, od lat pracowała na wyspie dla chrześcijańskiej organizacji pomocowej El Roi Haiti jako pielęgniarka szkolna i środowiskowa. Tym razem w pracy towarzyszyła jej młodsza córka. W pewnym momencie do niewielkiego ceglanego budynku, w którym przebywała Dorsainvil, wtargnął uzbrojony mężczyzna, który uprowadził ją i córkę. Według świadków napastnik był członkiem jednego z gangów terroryzujących kraj.

Kobieta była przetrzymywana przez niemal dwa tygodnie. Porwanie Amerykanki spowodowało, że światowa opinia publiczna na chwilę zainteresowała się sytuacją na Haiti. Stany Zjednoczone zarządziły ewakuację części swojego personelu i poparły międzynarodową interwencję, by ustabilizować sytuację w kraju. Problem w tym, że do porwań na Haiti dochodzi niemal codziennie i nie przykuwają one niczyjej uwagi. Sam fakt, że Waszyngton zaczął mówić o misji stabilizacyjnej dopiero po porwaniu pielęgniarki, mimo że dziewięć miesięcy temu zaapelowały o nią władze Haiti, pokazuje, jak Zachód mało troszczy się o los tego kraju.

Czytaj więcej

Kreml stracił węgiel i gaz, ale atomem potrafi grać równie dobrze

Gangi i samosądy

Tykająca bomba”, „koszmar na jawie”, „kraj na granicy upadku” – to tylko kilka przykładów tego, jak sytuację na Haiti opisują pracujący tam przedstawiciele organizacji humanitarnych. W ich słowach nie ma grama przesady. Obecnie kraj jest nie tylko najbiedniejszym w obu Amerykach, ale także jednym z najuboższych na świecie. Według szacunków ONZ 87 proc. całej liczącej niemal 12 mln ludzi populacji Haiti żyje w ubóstwie, z czego 30 proc. w ekstremalnym. Średnie zarobki, jeśli ktoś ma szczęście i pracuje, wynoszą nie więcej niż 74 dolary miesięcznie. Oczekiwana długość życia na wyspie wynosi 63 lata, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych 76, a w innych krajach latynoamerykańskich 72.

Co więcej, prawie 5 mln Haitańczyków jest zagrożonych głodem i potrzebuje natychmiastowej pomocy humanitarnej. Połowa z tej liczby to dzieci. W niektórych dzielnicach Port-au-Prince głodują mieszkańcy 97 proc. gospodarstw domowych. Z danych organizacji Mercy Corps wynika, że na 2,6 tys. domów sprawdzonych przez wolontariuszy, w 2,5 tys. je się tylko jeden posiłek dziennie.

Do tego wszystkiego kraj wciąż mierzy się z ogniskami cholery. Choroba powodująca ostrą biegunkę, wymioty, osłabienie mięśni i odwodnienie rozprzestrzenia się bardzo szybko w rejonach, gdzie nie ma sprawnej kanalizacji oraz czystej wody pitnej. Jak donosi telewizja Al-Dżazira, od października zeszłego roku, gdy po kilkuletniej przerwie pojawiły się pierwsze przypadki, do czerwca tego roku cholerą zakaziło się niemal 20 tys. osób. Na Haiti brakuje leków, a szpitale albo nie działają w ogóle, albo ograniczyły świadczone usługi. – Nie ma mowy o leczeniu jakichś przewlekłych chorób lub zapobieganiu poważnym schorzeniom. Stan opieki zdrowotnej jest tragiczny – podkreśla w rozmowie z „Plusem Minusem” dr Joanna Gocłowska-Bolek, latynoamerykanistka z Uniwersytetu Warszawskiego. Wszystko przez brak prądu, spowodowany z kolei brakiem paliwa niezbędnego do napędzania generatorów w placówkach.

Za niedobory paliwa odpowiadają w dużej mierze gangi, które kontrolują terminale i drogi. Ropy i benzyny brakuje na stacjach albo ich ceny szybują w górę. To z kolei paraliżuje transport produktów rolnych z prowincji do miast. Nawet jeśli ciężarówki z pomocą humanitarną albo żywnością kursują, nie ma gwarancji, że nie zostaną przejęte przez bandytów.

Łącznie w kraju działa ponad 200 zbrojnych grup. Kontrolują większość największych miast, w tym dwie trzecie Port-au-Prince, a zarabiają m.in. na handlu i przemycie narkotyków. Jak pisze magazyn „Foreign Policy”, kokaina przechodząca przez Haiti pochodzi najczęściej z Kolumbii i trafia głównie do USA oraz Europy. Dzięki pozyskanym w ten sposób pieniądzom gangi są w stanie kupować broń w Stanach Zjednoczonych, przede wszystkim w tych stanach, które mają najmniej restrykcyjne regulacje dotyczące jej sprzedaży. Pistolety i karabiny są następnie szmuglowane z Florydy na wyspę. Tutaj służą do terroryzowania Haitańczyków.

– Według ONZ od stycznia do czerwca tego roku 2 tys. osób zostało zamordowanych przez gangi. W porównaniu z 2022 r. to wzrost o 125 proc. W tym samym okresie doszło do ponad 1 tys. porwań. Gwałty są wszechobecne i wykorzystywane przez gangi jako kluczowa taktyka zastraszania – mówi „Plusowi Minusowi” prof. Jorge Heine, były chilijski dyplomata, ekspert ds. Ameryki Łacińskiej z Uniwersytetu Bostońskiego oraz autor książki „Fixing Haiti”.

Wielu ludzi żyje w ciągłym strachu. Jak szacuje ONZ, z powodu przemocy stosowanej przez gangi swoje domy w ostatnim czasie opuściło ponad 150 tys. ludzi. „Żyjemy z minuty na minutę. Wychodzimy z domu i nie wiemy, czy do niego wrócimy” – opowiadał dziennikarzom Al-Dżaziry wolontariusz Mercy Corps. – Są całe dzielnice w stolicy, których mieszkańcy obawiają się wyjść z domu. Bywają tygodniami odcięci od świata. Dzieci nie mogą chodzić do szkół, a często tylko tam mogą liczyć na jeden posiłek dziennie. Jakość samej edukacji, nawet jeśli placówki są otwarte, jest na niewyobrażalnie niskim poziomie – zauważa dr Gocłowska-Bolek.

Haitańczyków przed terrorem nie ma praktycznie kto bronić. Policja państwowa jest niedofinansowana i wiecznie brakuje jej ludzi. Z 14 tys. funkcjonariuszy aktywną służbę w jednym czasie pełni jedynie 9 tys. Daje to 1,6 funkcjonariusza na 1 tys. mieszkańców. To jeden z najniższych wyników na świecie. Dla porównania w sąsiedniej Dominikanie ten współczynnik wynosi 3,3. W kraju, którego linia brzegowa ma długość 1771 km, w straży przybrzeżnej służy tylko 181 osób, które mają do swojej dyspozycji jeden działający statek.

Wielu oficerów służb mieszka w dzielnicach kontrolowanych przez gangi, przez co „normą” są ich zabójstwa. Przestępcy mają też w policji swoich ludzi i informatorów. Formacja nie ma co liczyć na pomoc armii, bo ta liczy zaledwie 500 żołnierzy. W takiej sytuacji część mieszkańców bierze sprawy w swoje ręce, co jeszcze nakręca spiralę przemocy. Od kwietnia do sierpnia 2023 r. w samosądach zabito 350 osób oskarżonych o członkostwo w gangach. W jednym z takich incydentów tłum porwał z policyjnego konwoju tuzin podejrzanych, powiesił im na szyjach płonące opony i zatłukł ich na śmierć. W kraju powstał nawet ruch nazywany Bwa Kale, który zajmuje się polowaniem na przestępców.

Mieszkańcy nie mogą też liczyć na swoją klasę polityczną. Obecnie w kraju nie ma ani jednego demokratycznie wybranego polityka. Kadencje wszystkich już wygasły, a nowych wyborów nie ma.

Równia pochyła

Gdyby chcieć szukać przyczyn wszystkich problemów, z jakimi mierzy się Haiti, trzeba by było cofnąć się praktycznie do początków istnienia tego państwa. Haitańczycy ogłosili niepodległość w 1804 r. po krwawych walkach z Francuzami i wykorzystywanymi przez nich polskimi legionistami. Dla imperiów kolonialnych istnienie pierwszej czarnoskórej republiki to było zdecydowanie za dużo. Paryż, chcąc sobie powetować utratę jednej ze swoich najcenniejszych kolonii, wysłał na jej wody okręty wojenne i zmusił kraj do spłacania reparacji. Haiti, znacznie uszczuplając swój budżet, płaciło je aż do 1947 r. Łącznie wyniosły one równowartość dzisiejszych 21 mld dolarów.

W kolejnych latach Haitańczyków izolowały od świata Stany Zjednoczone. W 1915 r. Waszyngton, pod pretekstem zabezpieczenia spłat haitańskiego zadłużenia, zajął kraj i okupował go do 1934 r. Od lat 50. XX w. przez następne trzy dekady Haiti rządził duet dyktatorów – ojciec François „Papa Doc” Duvalier i syn Jean-Claude „Baby Doc” Duvalier. Ich władza charakteryzowała się brutalnymi represjami, gigantyczną korupcją i dalszym zubożeniem kraju.
Nastanie demokracji w latach 90. nie przyniosło poprawy. To w tamtym czasie kolejni liderzy i politycy zaczęli wykorzystywać gangi do celów politycznych: zastraszania rywali, zbierania funduszy albo zdobywania wyborców. – Ten „kryminalny dryf” narodził się w momencie nazywanym „demokratyczną fiestą”. Ówczesny prezydent Jean-Bertrand Aristide najpierw nielegalnie rozwiązał armię, a później stracił kontrolę nad swoimi uzbrojonymi poplecznikami. To właśnie ci ludzie, byli żołnierze oraz przemytnicy narkotyków, stali się zaczątkiem terroru gangów – przypomina w rozmowie z „Plusem Minusem” prof. Jean Jonassaint, ekspert ds. strefy frankofońskiej z Uniwersytetu Syracuse.

Lata 90. to także czas, kiedy USA wymusiły na Haiti obniżenie do minimum taryf na produkty rolne. Doprowadziło to do załamania się lokalnej produkcji ryżu, przez co kraj musiał zacząć go importować. W 2004 r. wybuchły antyrządowe protesty, które zmusiły do odejścia prezydenta Aristide’a. Ponieważ chaos i przemoc wciąż narastały, w tym samym roku na mocy rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ powołano Misję Stabilizacyjną Narodów Zjednoczonych na Haiti (MINUSTAH). Przybycie ponad 7 tys. żołnierzy sił międzynarodowych początkowo poprawiło sytuację w państwie.

Wydarzeniem, które doprowadziło do tego, że mierzące się z problemami Haiti ostatecznie znalazło się na równi pochyłej, było trzęsienie ziemi z 2010 r. – Pogrzebało ono częściowo, jeśli nie całkowicie, cały postęp, który udało się osiągnąć. Stworzyło nowe problemy, które pogłębiły już te istniejące – mówi „Plusowi Minusowi” prof. Matthew J. Smith, historyk badający dziedzictwo brytyjskiego niewolnictwa z University College London.

Wstrząsy o magnitudzie ponad 7 zniszczyły mnóstwo budynków w Port-au-Prince, w tym pałac prezydencki oraz główne więzienie, co doprowadziło do ucieczki osadzonych. Uszkodzone zostały szpitale w stolicy i innych miastach. Łącznie życie straciło ponad 300 tys. osób. Bez dachu nad głową zostało z kolei ponad 800 tys. Dla biednego państwa to było zbyt wiele. Dzięki pomocy finansowej z całego świata rozpoczęto co prawda powolną odbudowę, ale dużą część funduszy rozkradły skorumpowane elity. Gdy w 2017 r. MINUSTAH zakończyła działalność, władzę nad krajem znów zaczęły przejmować gangi. I gdy wydawało się już, że gorzej być nie może, w 2021 r. grupa kolumbijskich najemników zamordowała prezydenta Jovenela Moïse’a. Do dzisiaj nie ustalono, na czyje polecenie działali.

– Po zabójstwie przemoc tylko się nasiliła, choć sam Moïse i jego otoczenie byli uwikłani w sieć nielegalnych powiązań i oskarżano ich o defraudacje. Jednak po jego śmierci nastąpiła faktyczna zapaść – tłumaczy dr Gocłowska-Bolek.

Szok kulturowy

Świat coraz mniej interesował się sytuacją na Haiti. Wymownym symbolem tego podejścia może być niedawny komunikat należącego do ONZ Światowego Programu Żywnościowego. Jego dyrektor ogłosił, że z „braku wystarczających środków” musi o 25 proc. zmniejszyć pomoc dla Haiti. Zgodnie z jego słowami, jeśli program do końca tego roku nie zostanie dofinansowany kwotą 120 mln dolarów, to pomocy zostanie pozbawionych co najmniej 750 tys. osób.

W tej sytuacji wsparcie w wysokości 10 mln euro zadeklarowała UE, ale to kropla w morzu potrzeb. „Jesteśmy obecnie w punkcie zwrotnym. Ten kryzys nie minie. Potrzebna jest ciągła i zdecydowana pomoc humanitarna” – mówił już w grudniu 2022 r. Jean-Martin Bauer, przedstawiciel Haiti w Światowym Programie Żywnościowym.

W kraju z trudem operują pozarządowe organizacje humanitarne, ale ich działalność to za mało, by pomóc Haitańczykom. Bez zwalczenia gangów kontrolujących porty, drogi i miasta nawet skromna pomoc nie dotrze do potrzebujących. Dlatego też, gdy w październiku 2022 r. zbrojne grupy zablokowały największy terminal paliwowy w stolicy, premier Ariel Henry zaapelował do społeczności międzynarodowej o interwencję zbrojną. Przez niemal dziewięć miesięcy od tego wezwania świat nie zrobił nic.

– Niezwykłe jest to, że żaden kraj w obu Amerykach nie robi nic w sprawie tego kryzysu. To naturalne zadanie dla takich ciał jak Organizacja Państw Amerykańskich czy Wspólnota Państw Ameryki Łacińskiej i Karaibów albo Stanów Zjednoczonych, ale żadne z nich nie stanęło na wysokości zadania – mówi prof. Jorge Heine.

Stany Zjednoczone i Kanada ograniczyły się tylko do nałożenia sankcji na liderów największych gangów i polityków zamieszanych w korupcję i przestępstwa.

Sytuacja zmieniła się dopiero w lipcu tego roku po porwaniu amerykańskiej pielęgniarki. Wówczas Waszyngton ogłosił, że skieruje do Rady Bezpieczeństwa wniosek o rezolucję w sprawie wysłania na Haiti międzynarodowych sił pokojowych. Nie podano jednak żadnego terminu, kiedy ONZ może się zająć tym wnioskiem. Jednocześnie Amerykanie, po doświadczeniach z Afganistanu niechętni kolejnym interwencjom, zapowiedzieli, że nie zaangażują się w tę misję. Chwilę później Kenia ogłosiła, że może przewodzić takim siłom i jest gotowa wysłać 1 tys. swoich policjantów. Kraj odwiedziła już nawet delegacja kenijskiej policji. Gotowość do wsparcia tej inicjatywy zgłosiła m.in. Jamajka.

Jeśli nawet misję uda się zorganizować, będzie ona piekielnie trudna. Po pierwsze, chodzi o wielkość zapowiadanych sił, które mają wylądować na Haiti. 1 tys. nawet najlepszych funkcjonariuszy nie pomoże rozwiązać problemów 11 mln ludzi. – Ta interwencja stwarza ryzyko powstania kolejnych problemów, m.in. z powodu szoku kulturowego, do jakiego może dojść między Haitańczykami a Kenijczykami. Sądzę też, że zasoby ludzkie i finansowe takiej misji są nieadekwatne i nieodpowiednie – tłumaczy prof. Jonassaint.

Jak zauważa na łamach „New York Times'a” Pierre Esperance, haitański obrońca praw człowieka, Kenijczycy nie znają francuskiego ani kreolskiego, przez co nie będą mogli porozumiewać się bezpośrednio z mieszkańcami. Przy tym przyjdzie im działać w skrajnie nieprzyjaznym środowisku. Kenijscy policjanci musieliby poruszać się w labiryncie slumsów – nie znając terenu – i odróżniać cywilów od członków gangów. Te zapowiedziały już, że będą walczyły z interwentami.

Prośba o interwencję oraz odpowiedź Kenii wywołała obawy wśród obrońców praw człowieka oraz samych Haitańczyków. Wielu z nich mimo kryzysu, w jakim znajduje się ich ojczyzna, nie ma dobrych wspomnień po ostatniej międzynarodowej misji. Nepalscy żołnierze MINUSTAH mieli doprowadzić do wybuchu epidemii cholery, która pochłonęła życie ponad 10 tys. ludzi. Członków misji oskarżano o liczne przestępstwa seksualne, w tym gwałty na kilkunastoletnich dziewczynkach, które potem zaszły w ciążę. Zaniepokojenie budzą w tym kontekście wcześniejsze doniesienia o nadużyciach kenijskich funkcjonariuszy. „Nasza policja ma znaną historię łamania praw człowieka” – mówi w rozmowie z Al-Dżazirą Martin Mavenjina, działacz Kenijskiej Komisji Praw Człowieka, a Amnesty International przypomina o 11 osobach zabitych przez służby podczas lipcowych protestów w Kenii.

Haitańczykom mają także nie odpowiadać cele, jakie stawia przed sobą Kenia na Haiti. Według przedstawicieli kenijskich władz policjanci na wyspie mają przede wszystkim strzec kluczowej infrastruktury. Krytycy podkreślają, że w ten sposób nie zmniejszy się przemocy stosowanej przez gangi.  

Więcej niż interwencja

Eksperci, haitańscy aktywiści i obrońcy praw człowieka w większości są zgodni, że aby rozwiązać problemy dręczące Haiti, potrzebne są szeroko zakrojone działania. Sama doraźna interwencja policyjno-wojskowa może ulżyć losowi Haitańczyków tylko na chwilę.

– Długoterminowa zmiana wymaga rozwiązań systemowych. Kluczowym elementem przywracania stabilności i legitymizacji władz są wybory. Jednakże ich przeprowadzanie w obecnych warunkach stanowi wyzwanie. Dlatego też społeczność międzynarodowa powinna wesprzeć ustanowienie bezpiecznych warunków dla głosowania. Może to zrobić poprzez współpracę z lokalnymi podmiotami i organizacjami międzynarodowymi. Ważne jest także wsparcie rządów prawa, rozwoju gospodarczego oraz służb cywilnych – wylicza w rozmowie z „Plusem Minusem” Jerry Chandler, lekarz z haitańskiej rządowej Agencji ds. Ochrony Ludności.

W grudniu 2022 r. premier Henry zapowiedział co prawda przeprowadzenie wyborów w 2024 r. oraz powołanie tymczasowej rady, która ma sprawować władzę w okresie przejściowym, ale plany te odrzuciły partie opozycyjne. Niezbędny jest również rozłożony na lata plan odbudowy kraju oraz zapewnienie finansowana takiego przedsięwzięcia.

– Interwencja musi mieć jakiś cel, jakiś program, w który zaangażowani zostaną Haitańczycy z różnych obszarów społeczeństwa oraz diaspora. Trzeba wziąć pod uwagę historię i kulturę kraju, ale przede wszystkim uwarunkowania na poziomie mikro – mówi prof. Smith.

Pomoc dla Haiti musi objąć również reformę tamtejszych służb, szczególnie policji. Potrzebna jest rozbudowa tej formacji i lepsze szkolenie funkcjonariuszy. Wsparcia wymaga także straż graniczna. Bez tego nie uda się walka z przemytem narkotyków. – Konieczna wydaje się pomoc finansowa i sprzętowa. Przede wszystkim jednak trzeba przeciąć wszelkie powiązania pomiędzy politykami i biznesem a przestępczością zorganizowaną. Nie będzie to łatwe – zauważa dr Gocłowska-Bolek.

Czytaj więcej

Nowa generacja leków na otyłość. Ryzykowny przełom?

By te wszystkie działania miały szansę powodzenia, muszą być odpowiednio zabezpieczone przez siły posiadające doświadczenie w misjach stabilizacyjnych, ale także walkach miejskich. – Myślę, że tylko wojska państw takich jak Francja, Kanada czy Stany Zjednoczone, które mają jednostki doświadczone w budowaniu pokoju, mogą wykonać te ważne dla przetrwania Haitańczyków zadania – mówi prof. Jonassaint.

Nic nie wskazuje na to, by w najbliższej przyszłości świat bardziej zainteresował się losem Haitańczyków. Niepewna misja kenijskiej policji to na razie jedyne, na co mogą liczyć. Widać, że wciąż dobrze ma się sposób myślenia, jaki w 1994 r. przedstawił ówczesny senator Joe Biden. Pytany o różnice między amerykańskim zaangażowaniem w Bośni i Hercegowinie a tym na Haiti odpowiedział: „Jeśli Haiti po cichu zatonie w Morzu Karaibskim albo podniesie się o 90 metrów, to nie miałoby to większego znaczenia z punktu widzenia naszych interesów”.

Pod koniec lipca 27-letnia Alix Dorsainvil tak jak zawsze udała się do pracy w malutkiej klinice w jednej z dzielnic haitańskiej stolicy Port-au-Prince. Amerykanka, która wyszła za mąż za Haitańczyka, od lat pracowała na wyspie dla chrześcijańskiej organizacji pomocowej El Roi Haiti jako pielęgniarka szkolna i środowiskowa. Tym razem w pracy towarzyszyła jej młodsza córka. W pewnym momencie do niewielkiego ceglanego budynku, w którym przebywała Dorsainvil, wtargnął uzbrojony mężczyzna, który uprowadził ją i córkę. Według świadków napastnik był członkiem jednego z gangów terroryzujących kraj.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi