Pod koniec lipca 27-letnia Alix Dorsainvil tak jak zawsze udała się do pracy w malutkiej klinice w jednej z dzielnic haitańskiej stolicy Port-au-Prince. Amerykanka, która wyszła za mąż za Haitańczyka, od lat pracowała na wyspie dla chrześcijańskiej organizacji pomocowej El Roi Haiti jako pielęgniarka szkolna i środowiskowa. Tym razem w pracy towarzyszyła jej młodsza córka. W pewnym momencie do niewielkiego ceglanego budynku, w którym przebywała Dorsainvil, wtargnął uzbrojony mężczyzna, który uprowadził ją i córkę. Według świadków napastnik był członkiem jednego z gangów terroryzujących kraj.
Kobieta była przetrzymywana przez niemal dwa tygodnie. Porwanie Amerykanki spowodowało, że światowa opinia publiczna na chwilę zainteresowała się sytuacją na Haiti. Stany Zjednoczone zarządziły ewakuację części swojego personelu i poparły międzynarodową interwencję, by ustabilizować sytuację w kraju. Problem w tym, że do porwań na Haiti dochodzi niemal codziennie i nie przykuwają one niczyjej uwagi. Sam fakt, że Waszyngton zaczął mówić o misji stabilizacyjnej dopiero po porwaniu pielęgniarki, mimo że dziewięć miesięcy temu zaapelowały o nią władze Haiti, pokazuje, jak Zachód mało troszczy się o los tego kraju.
Czytaj więcej
Gdy rosyjskie giganty gazowe i naftowe tracą przez sankcje swoją globalną pozycję, to Rosatom wciąż ją umacnia. Postępująca dekarbonizacja świata pozwala Kremlowi wykorzystywać energię jądrową jako narzędzie politycznego wpływu.
Gangi i samosądy
Tykająca bomba”, „koszmar na jawie”, „kraj na granicy upadku” – to tylko kilka przykładów tego, jak sytuację na Haiti opisują pracujący tam przedstawiciele organizacji humanitarnych. W ich słowach nie ma grama przesady. Obecnie kraj jest nie tylko najbiedniejszym w obu Amerykach, ale także jednym z najuboższych na świecie. Według szacunków ONZ 87 proc. całej liczącej niemal 12 mln ludzi populacji Haiti żyje w ubóstwie, z czego 30 proc. w ekstremalnym. Średnie zarobki, jeśli ktoś ma szczęście i pracuje, wynoszą nie więcej niż 74 dolary miesięcznie. Oczekiwana długość życia na wyspie wynosi 63 lata, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych 76, a w innych krajach latynoamerykańskich 72.
Co więcej, prawie 5 mln Haitańczyków jest zagrożonych głodem i potrzebuje natychmiastowej pomocy humanitarnej. Połowa z tej liczby to dzieci. W niektórych dzielnicach Port-au-Prince głodują mieszkańcy 97 proc. gospodarstw domowych. Z danych organizacji Mercy Corps wynika, że na 2,6 tys. domów sprawdzonych przez wolontariuszy, w 2,5 tys. je się tylko jeden posiłek dziennie.