Michał Szułdrzyński: Roman Giertych jest ciałem obcym, salon nigdy go nie przyjmie

Przypadek Romana Giertycha to nauczka dla wszystkich konserwatystów, którzy chcieliby zostać przyjęci na liberalno-lewicowe salony.

Publikacja: 08.09.2023 17:00

Roman Giertych

Roman Giertych

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Trudny musi być los kogoś takiego jak mecenas Roman Giertych. Z pewnością nie cierpi go obóz prawicowy. Bo uchodzi za głównego przeciwnika Jarosława Kaczyńskiego, choć poglądów w sprawach ideologicznych nie zmienił. Ale lwia część prawicowej inteligencji pomyliła konserwatyzm z pisowskim rewolucjonizmem i uznała, że doktryna prawicowa to nie obrona tradycji i instytucji, ale wsparcie ustrojowego chaosu, który Polsce funduje prezes PiS.

Dlatego więc 99 proc. obozu prawicowego uważa Giertycha za odszczepieńca. Nie że Giertych odciął się od nauczania Kościoła. Nic z tych rzeczy, bo to na prawicy standardem stały się kolejne śluby. Mecenas publicznie deklaruje przywiązanie do katolicyzmu, ale jest ciałem obcym, bo ostro walczy z Kaczyńskim. To tak, jakby Kaczyński był posiadającym cechę nieomylności papieżem prawicowego kościoła, a każda krytyka prezesa byłaby od razu ogłaszana niebezpieczną herezją, za którą należy się spalenie na stosie, infamia i wszelkie inne formy prawicowego cancel culture.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Film „Raport Pileckiego” w trybach politycznej młockarni

Właśnie z powodu tego, że tak boleśnie kąsał Kaczyńskiego i kilka razy naprawdę napytał mu biedy, jak choćby ujawniając plany budowy dwóch wież czy mobilizując antypisowskich internautów, mecenas Giertych stał się przyjacielem obozu antypisowskiego. To znaczy był przyjacielem tak długo, jak był dla niego wygodny i łajał prezesa PiS. Bo gdy pojawiły się pomysły, by wystartował z list opozycji, liberalno-lewicowy salon pokazał, co myśli o Giertychu naprawdę. Możesz być nam pomocny, jeśli wystarczająco mocno nienawidzisz prezesa PiS. Ale jeśli jesteś konserwatystą, nigdy nie będziesz nasz.

I mecenasa spotkało to, co Wokulskiego – cóż, że intelektem przewyższał tuziny nadętych bubków z rodzin ziemiańskich. Oni pieczętowali się szlacheckimi klejnotami, a on był wzbogaconym kupcem. Owszem, na przyjęciach było z nim nawet zabawnie. Ale żeby wszedł do rodziny? Wziął za żonę piękną kuzynkę? Chamstwo powinno znać swoje miejsce.

Właśnie z powodu tego, że tak boleśnie kąsał Kaczyńskiego i kilka razy naprawdę napytał mu biedy, jak choćby ujawniając plany budowy dwóch wież czy mobilizując antypisowskich internautów, mecenas Giertych stał się przyjacielem obozu antypisowskiego.

Gdy ostatecznie Donald Tusk ogłosił, że Giertych będzie kandydować z list KO, nawet z ostatniego miejsca, duża część obozu liberalnego, tak ceniącego sobie swobodę wypowiedzi i wolność poglądów, urządziła mu prawdziwą ścieżkę zdrowia. Mnóstwo drugo- i trzeciorzędnych postaci zaczęło się lansować na besztaniu Giertycha za jego podejście do aborcji. Nawet Tusk, tłumacząc się, dlaczego wziął mecenasa na listy, musiał na Campusie Polska Przyszłości rytualnie odciąć się od jego poglądów, apelując do młodych, by zrozumieli, że pokonanie PiS jest zbyt ważne, by nie skorzystać z szansy, jaką może się okazać mecenas kąsający na liście kieleckiej Kaczyńskiego.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Lokomotywą do Berlina, czyli odjazd według PiS

Nie pomogło też oświadczenie Giertycha, który stwierdził, że kwestia penalizacji aborcji to co innego niż twierdzenie, że aborcja jest złem. Sarkanie na mecenasa nie ustało, nawet gdy zapewnił, że będzie przestrzegał dyscypliny w klubie KO, ani gdy Platforma zapewniała, że nie dopuści go do edukacji czy kwestii praw kobiet. Okazało się, że ktoś, kto nie wyrzekł się przekonania o wartości ludzkiego życia, jest jakby trędowaty. A tolerancja obozu lewicowo-liberalnego kończy się tam, gdzie ktoś na serio traktuje swoje sumienie i doktrynę Kościoła.

Z pewnością to ważna nauczka dla wszystkich konserwatystów krytykujących PiS. Dla obozu liberalnego zawsze będą obcy. To też nauczka dla konserwatywnego, ale krytycznego wobec poczynań PiS elektoratu, który jest dziś ciałem obcym tak samo jak mecenas Giertych.

Trudny musi być los kogoś takiego jak mecenas Roman Giertych. Z pewnością nie cierpi go obóz prawicowy. Bo uchodzi za głównego przeciwnika Jarosława Kaczyńskiego, choć poglądów w sprawach ideologicznych nie zmienił. Ale lwia część prawicowej inteligencji pomyliła konserwatyzm z pisowskim rewolucjonizmem i uznała, że doktryna prawicowa to nie obrona tradycji i instytucji, ale wsparcie ustrojowego chaosu, który Polsce funduje prezes PiS.

Dlatego więc 99 proc. obozu prawicowego uważa Giertycha za odszczepieńca. Nie że Giertych odciął się od nauczania Kościoła. Nic z tych rzeczy, bo to na prawicy standardem stały się kolejne śluby. Mecenas publicznie deklaruje przywiązanie do katolicyzmu, ale jest ciałem obcym, bo ostro walczy z Kaczyńskim. To tak, jakby Kaczyński był posiadającym cechę nieomylności papieżem prawicowego kościoła, a każda krytyka prezesa byłaby od razu ogłaszana niebezpieczną herezją, za którą należy się spalenie na stosie, infamia i wszelkie inne formy prawicowego cancel culture.

Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi