Faktycznie, to jest silne tabu społeczne, nie mówi się u nas o tym głośno, bo trzeba dbać o obraz walczących Ukraińców – zawsze moralnych i prawych. Niemniej jeżeli pomyślimy o wojnie w perspektywie historycznej, zawsze towarzyszyły jej takie historie, ponieważ w takim czasie emocje silniej oddziałują na ludzi. W tak dramatycznych okolicznościach człowiek chce żyć chwilą. Jeśli się zakocha albo nie był szczęśliwy w małżeństwie, a potem na froncie kogoś pozna, to decyduje się na taki krok, bo myśli sobie, że jutro przecież może już nie żyć. Podobnie jest z parami, które podczas wojny sprowadzają na świat dzieci. Też można je spytać, co to za szaleństwo w takich czasach zachodzić w ciążę? Zawsze mnie dziwiła historia mojej prababci – rodzić i wychowywać w piekle II wojny światowej. A kto inny powie: kiedy jak nie teraz? Ponadto dzieci pomagają ludziom wytrzymać trudne momenty i przejść przez to wszystko z nadzieją.
Więc tak, są żołnierze, którzy zostawiają rodziny – będzie takich przypadków jeszcze więcej. Ale nie trzeba się tego wstydzić, a już na pewno nie spowoduje to tego, że na Zachodzie ludzie stwierdzą, że Ukraińcy są niegodni wsparcia. Przeciwnie, każda taka historia, każdy zdemolowany związek i małżeństwo pokazuje, ile żyć i rodzin zrujnowała Rosja. Nie my powinniśmy się wstydzić. To jednak nie jest łatwe, bowiem wszyscy jesteśmy powiązani łańcuchem winy. Ci, którzy wyjechali, czują się winni wobec tych, którzy nie wyjechali. Ci, którzy zostali, ale są względnie bezpieczni, czują się winni wobec tych, którzy są w wojsku. A ci, którzy są w wojsku, czują się winni wobec tych, którzy zginęli. I to jest coś, z czym będziemy trwać do końca życia.
Tych tabu, które pani porusza w „Za plecami”, jest więcej. Oprócz zdrad także korupcja.
Literatura współczesna musi być prawdziwa, a nie propagandowa. Chyba tylko w Rosji artyści wychwalają swój kraj, że jest najlepszy. Jednocześnie, kiedy myślę o korupcji, to widzę, że i tak w Ukrainie jest lepiej, niż było. Kiedy ja byłam młoda, to nie dało się po prostu zdobyć prawa jazdy bez łapówki. Bez względu na to, czy umiałeś jeździć, czy nie. Albo urodzić dziecko w szpitalu w ludzkich warunkach – to też było praktycznie niemożliwe. A teraz? Jest zupełnie inaczej, tworzy się społeczeństwo obywatelskie. Młodzi ludzie zaczynają piętnować codzienną korupcję, która w gruncie rzeczy jest gorsza niż to, że ktoś u szczytów władzy weźmie łapówkę paru milionów euro. To oczywiście przykre, ale stanowi mniejsze zmartwienie od takiej zwyczajowej korupcji, zdecydowanie bardziej szkodliwej, bo dewastującej społeczeństwo. Nie powiem, że korupcja została całkowicie pokonana w Ukrainie, na pewno wciąż jest nad czym pracować. Ale sporo zmienia chociażby digitalizacja państwa, sprawiająca, że urzędnik ma mniej okazji, by przyjąć łapówkę. Co ciekawe, to czasem denerwuje ludzi. Mówią: „Co za biurokracja! Kiedyś za łapówkę wszystko można było załatwić szybciej”. Poza tym Ukraina również prężnie rozwija się biznesowo, więc dzisiaj jak ktoś ma pieniądze, to nie musi już wręczać łapówki w szpitalu publicznym, tylko idzie do prywatnej kliniki.
Batem na korupcję stały się też media społecznościowe. Tylko coś pójdzie nie tak i ludzie od razu piszą o tym na Facebooku, a władza, chcąc nie chcąc, musi reagować. Kiedy dzieje się jakaś niesprawiedliwość, internet pozwala zwykłym obywatelom patrzeć władzy na ręce.
„Wniebogłos”: Komu bije głos
„Wniebogłos” 33-letniej Aleksandry Tarnowskiej to powieść w zasadzie bez wad. Opowiada o rytuałach na polskiej wsi lat 70., ale też konsekwencjach ich zaniedbania. Trudno w ogóle uwierzyć, że to debiut.
Sporo pozytywnych zmian i dowodów solidarności przyniosła wojna. Ale czy to wszystko zostanie z wami na zawsze?
Kiedy byłam niedawno w Kijowie, to parokrotnie słyszałam, że ludzie są pod wrażeniem tego, jak wszyscy stali się wobec siebie uprzejmi. Byłam świadkiem takiej sceny, gdy ktoś kupował jedzenie w sklepie i płacił gotówką, ale w pewnym momencie, gdy dostał resztę, już nie wiedział, i sprzedawca tak samo, czyje to 100 hrywien zostało na blacie. Zaczęli się prawie kłócić. „To twoje!”. „Nie, zabierz swoje pieniądze!”. Kilka lat temu byłoby to nie do wyobrażenia, oskarżaliby się nawzajem, że ten drugi chce go oszukać. Mam nadzieję, że to z nami zostanie. Solidarność i dobroduszność będą nam też potrzebne do powrotu na ziemie okupowane na wschodzie kraju. Jak będziemy żyć z tymi, którzy nie zdecydowali się opuścić Donbasu wobec okupacji rosyjskiej, co mieliśmy im za złe? A przecież wielu z nich było rozczarowanych Ukrainą, czuli się opuszczeni. Czy będziemy w stanie sobie wybaczyć? To będzie dużo pracy, odbudowy nie tylko infrastruktury, lecz też zaufania społecznego. Tak samo żołnierze, którzy wrócą z frontu. Co zrobić, żeby nie czuli się – jak skończy się już wojna – niepotrzebni, albo żeby nie mieli wrażenia, iż poświęcali się nie wiadomo po co i dla kogo.
Tym bardziej że po 2014 r. zdarzały się w Ukrainie głosy krytyczne wobec mieszkańców Donbasu, że to przez nich na Ukrainę spadło całe to nieszczęście.
Teraz panuje większa solidarność i zrozumienie wobec ludzi ze wschodu kraju. Zwłaszcza po tym, kiedy z bliska zobaczyliśmy, w jaki sposób działają Rosjanie. Okazało się, że to nie jest takie proste wyjechać z miejsca, w którym człowiek spędził całe życie. Przyznam, że nigdy nie byłam na wschodzie Ukrainy, a przy tym my, mieszkańcy Galicji, mieliśmy trochę poczucie wyższości – gdyż to my jesteśmy prawdziwymi Ukraińcami, znamy język i tradycję. A wy co? Mówicie po rosyjsku – myśleliśmy. Ale to się zmienia. Staliśmy się bardziej zjednoczeni, solidarni, interesujemy się sobą nawzajem. Kiedyś myślałam: po co mam jechać do Doniecka czy Mariupola, skoro mogę lecieć do Barcelony. Nigdy nie sądziłam, że takiego Mariupola jak wtedy już nigdy nie zobaczę. I dziś żałuję.
Haśka Szyjan (ur. 1980 r. we Lwowie)
Ukraińska pisarka i tłumaczka. W tym roku ukazała się po polsku jej powieść „Za plecami” (wydawnictwo Czarne) przetłumaczona przez Michała Petryka. Zdobyła za nią w 2019 r. Nagrodę Literacką Unii Europejskiej.