Dwunastoletni Rysiek „niczego bardziej nie chciał, niż dostać się do kapeli Gawrońskiego, śpiewać, nauczyć się grać na akordeonie”. I tak jak inne dzieci w jego wieku kolekcjonują wycinki z piłkarzami i piosenkarkami, tak on zbiera pieśni pogrzebowe. Niby spisuje je dla babci Kazi, która śpiewa po wsi na czuwaniach przy zmarłych, ale z czasem nie przestaje się rozstawać z zeszytem. Aż popuchną w nim kartki od nieustannego wertowania. Będzie mu służył nie tylko za śpiewnik, ale też przypominał matkę, która umiera już w pierwszym rozdziale „Wniebogłosu”.
Śmierci jest u Aleksandry Tarnowskiej mnóstwo. Wspomniana babcia ciąga ze sobą Ryśka na czuwania, a jego ojciec jest grabarzem. I tak się jakoś dramatycznie zdarza, że Rysiek może realizować swoją pasję do śpiewania głównie w okolicznościach funeralnych. Nawet kiedy ruszy kolędować w Wigilię z kolegami, skończy się na zgonie. Jakby to Rysiek – przebrany za kostuchę – ściągał na ludzi, którym zaśpiewa, śmierć.
Dostajemy zatem głęboko udokumentowany obrazek etnograficzny, a zarazem napisaną przystępnym, wystylizowanym na gwarę językiem opowieść o polskiej wsi sprzed pół wieku, gdzie bohater dziecięcy usiłuje wbrew wszystkiemu zrealizować swój nietypowy talent – a „głosisko” chłopak ma wspaniałe.
Czytaj więcej
Największym problemem jest to, że na Bałkanach w pierwszej kolejności jesteś identyfikowany jako członek danego narodu, np. Serb lub Chorwat, a dopiero potem jako człowiek. Zdradzić cię może wszystko: język, dialekt, tablice rejestracyjne - mówi Lana Bastašić, bośniacka pisarka.
Pomimo wypełniających karty tej powieści wiejskich obrzędów, pieśni, zwyczajów i zabobonów Aleksandra Tarnowska nie zbacza w zaułek realizmu magicznego, tak lubiany przez autorów w narracjach wiejskich. To powieść realistyczna, choć zarazem pełna wiary w moc rytuałów. W tym sensie, że ich wypełnienie bądź zaniedbanie wywołuje konkretny efekt w życiu jednostki i wspólnoty. Ojciec na przykład ma żal do Ryśka, że ten niefrasobliwie śpiewał pieśni pogrzebowe przy ciężarnej matce. Niby przesąd – ojciec wie. To dlaczego ta myśl tak natrętnie powraca i podsyca jego niechęć do tego całego śpiewania?