„Wniebogłos”: Komu bije głos

„Wniebogłos” 33-letniej Aleksandry Tarnowskiej to powieść w zasadzie bez wad. Opowiada o rytuałach na polskiej wsi lat 70., ale też konsekwencjach ich zaniedbania. Trudno w ogóle uwierzyć, że to debiut.

Publikacja: 14.07.2023 17:00

„Wniebogłos”, Aleksandra Tarnowska, wyd. ArtRage

„Wniebogłos”, Aleksandra Tarnowska, wyd. ArtRage

Foto: mat.pras.

Dwunastoletni Rysiek „niczego bardziej nie chciał, niż dostać się do kapeli Gawrońskiego, śpiewać, nauczyć się grać na akordeonie”. I tak jak inne dzieci w jego wieku kolekcjonują wycinki z piłkarzami i piosenkarkami, tak on zbiera pieśni pogrzebowe. Niby spisuje je dla babci Kazi, która śpiewa po wsi na czuwaniach przy zmarłych, ale z czasem nie przestaje się rozstawać z zeszytem. Aż popuchną w nim kartki od nieustannego wertowania. Będzie mu służył nie tylko za śpiewnik, ale też przypominał matkę, która umiera już w pierwszym rozdziale „Wniebogłosu”.

Śmierci jest u Aleksandry Tarnowskiej mnóstwo. Wspomniana babcia ciąga ze sobą Ryśka na czuwania, a jego ojciec jest grabarzem. I tak się jakoś dramatycznie zdarza, że Rysiek może realizować swoją pasję do śpiewania głównie w okolicznościach funeralnych. Nawet kiedy ruszy kolędować w Wigilię z kolegami, skończy się na zgonie. Jakby to Rysiek – przebrany za kostuchę – ściągał na ludzi, którym zaśpiewa, śmierć.

Dostajemy zatem głęboko udokumentowany obrazek etnograficzny, a zarazem napisaną przystępnym, wystylizowanym na gwarę językiem opowieść o polskiej wsi sprzed pół wieku, gdzie bohater dziecięcy usiłuje wbrew wszystkiemu zrealizować swój nietypowy talent – a „głosisko” chłopak ma wspaniałe.

Czytaj więcej

Lana Bastašić: Na Bałkanach najlepiej być turystą

Pomimo wypełniających karty tej powieści wiejskich obrzędów, pieśni, zwyczajów i zabobonów Aleksandra Tarnowska nie zbacza w zaułek realizmu magicznego, tak lubiany przez autorów w narracjach wiejskich. To powieść realistyczna, choć zarazem pełna wiary w moc rytuałów. W tym sensie, że ich wypełnienie bądź zaniedbanie wywołuje konkretny efekt w życiu jednostki i wspólnoty. Ojciec na przykład ma żal do Ryśka, że ten niefrasobliwie śpiewał pieśni pogrzebowe przy ciężarnej matce. Niby przesąd – ojciec wie. To dlaczego ta myśl tak natrętnie powraca i podsyca jego niechęć do tego całego śpiewania?

Jest i psychologiczne piętro tego hipnotyzującego debiutu. Bo „Wniebogłos” jest także opowieścią o powtarzanych w kolejnych pokoleniach błędach, o przekazywaniu i dziedziczeniu tego, co piękne (jak pieśni), ale też tego, co złe i dewastujące, jak pijaństwo, uprzedzenia i złe plotki. „Słowa, czyny, gesty odbijają się i wracają. Złe najbardziej. To tak wrasta i gdzieś po cichu rośnie, kiełkuje. Nawet nie wiemy kiedy, mówimy to samo, robimy to samo, choć tak bardzo nienawidziliśmy i tak bardzo chcieliśmy zapomnieć. Stajemy się tacy sami. Może nawet gorsi?” – tłumaczy Ryśkowi nauczycielka Celina, która przeszła ze swoim ojcem gehennę. Jedyna, która w tej historii opuściła wieś, by po latach wrócić. Nie wiadomo, czy bardziej z miłości, chęci wyciągnięcia ludzi z zabobonu, czy też by domknąć przeszłość, oczyścić się i pójść naprzód.

Ostatnia dekada w Polsce obfitowała w narracje wiejskie. Wpierw było sporo powieści i opowiadań, dzisiaj wydaje się więcej „ludowej” publicystyki i książek reportersko-historycznych. W prozie twórcy często sięgali po język poetycki, rzeczony realizm magiczny albo formułę baśni, mitu. Bywały też beletryzowane wspomnienia, które raz polską wieś idealizowały, a innym razem demaskowały. „Wniebogłos” jest osobny – to realistyczna powieść obyczajowa. Wymyślona i napisana po głębokiej dokumentacji tematu oraz świata w niej przedstawionego. A to pokazuje, że mamy do czynienia z niebagatelnym talentem pisarskim. Z autorką, która potrafi uwieść językiem oraz fabułą. Która umie wzruszyć, rozśmieszyć, a przy tym nie musi pouczać, by pisać mądrze.

mat.pras.

Dwunastoletni Rysiek „niczego bardziej nie chciał, niż dostać się do kapeli Gawrońskiego, śpiewać, nauczyć się grać na akordeonie”. I tak jak inne dzieci w jego wieku kolekcjonują wycinki z piłkarzami i piosenkarkami, tak on zbiera pieśni pogrzebowe. Niby spisuje je dla babci Kazi, która śpiewa po wsi na czuwaniach przy zmarłych, ale z czasem nie przestaje się rozstawać z zeszytem. Aż popuchną w nim kartki od nieustannego wertowania. Będzie mu służył nie tylko za śpiewnik, ale też przypominał matkę, która umiera już w pierwszym rozdziale „Wniebogłosu”.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi