W 1893 roku czteroletni chłopiec siedział na rozchwianej piramidzie z krzeseł, którą wzniósł razem z kolegami w piwnicy swojego domu na przedmieściach Bukaresztu nieopodal Dunaju. Ten chłopiec, Jacob Moreno, wykorzystywał nieobecność rodziców do swojej ulubionej zabawy. On był „Bogiem”, a pozostałe dzieci z okolicy jego „aniołami”. Siedząc na wysokim tronie, rozkazał swoim aniołom, by zaczęły trzepotać skrzydłami. Posłuchały. „A dlaczego ty nie polecisz?” – spytał jeden z aniołów. „Bóg” przystał na to, rzucając się w powietrze, by w ciągu sekundy znaleźć się na podłodze piwnicy ze złamaną ręką.
Moreno nigdy tak naprawdę nie stracił ochoty do zabawy w Boga. Postrzeganie ludzi jako samodzielnych bóstw żyjących w swoich własnych światach społecznych, stwarzających samych siebie oraz swoje relacje, napędzało w dorosłości jego karierę psychoanalityka i psychologa społecznego. Jego dzieło z 1920 roku pt. „The Words of the Father” wyznaczyło drogę przerażającemu nurtowi psychologii humanistycznej, w której jednostki stoją w obliczu nieskończonych możliwości, a jedynym czynnikiem ograniczającym ich moc autokreacji jest to, że funkcjonują w grupach społecznych. Chociaż nad nimi też da się popracować. W końcu każdy bóg potrzebuje aniołów.
Czytaj więcej
Z żywiołu literackiego Zbigniewa Nienackiego można było ulepić intrygującą, niejednoznaczną męską postać. Zamiast tego dostaliśmy narcyzika, którego banalność drwi z przeżycia pokoleniowego dzisiejszych 40- i 50-latków - mówi Paweł Droździak, psycholog i psychoterapeuta.
Pogawędka z Freudem
Mit o absolutnej niezależności był jednym z elementów budowanego przez Moreno wizerunku i sprawił, że zaczął on szerzyć niedorzeczne historie dotyczące swojej oryginalności. Część z nich była zwykłymi kłamstwami. Na przykład wielokrotnie powtarzana opowieść o tym, że miał on się urodzić w 1892 roku na pokładzie statku, z nieznanego ojca i z niedającą się stwierdzić narodowością, podczas gdy faktycznie urodził się w 1889 roku w Bukareszcie jako syn ubogiego żydowskiego kupca o tureckiej przynależności państwowej. Na późniejszym etapie życia często usiłował przypisywać sobie autorstwo różnych pomysłów i technik krążących wówczas w psychologiczno-psychiatrycznym światku. Szczególną wrogością darzył psychologa Kurta Lewina w przekonaniu, że ten podkrada mu pomysły. Jak na kogoś tak bardzo oddanego badaniu relacji społecznych, Moreno był niezwykle znerwicowany i egocentryczny.
Gdy był jeszcze dzieckiem, jego rodzina przeprowadziła się do Wiednia, i to właśnie tam rozpoczął on później studia medyczne. Umożliwiło mu to słuchanie wykładów Zygmunta Freuda na krótko przed wybuchem pierwszej wojny światowej. Gwiazda psychoanalizy nie zrobiła na Moreno zbyt dużego wrażenia. Pewnego dnia w 1914 roku zaczepił go po wyjściu z sali, mówiąc: „No cóż, doktorze Freud, ja zaczynam tam, gdzie pan już odpuszcza. Pan spotyka się z ludźmi w sztucznych warunkach pańskiego gabinetu, a ja na ulicach oraz w ich domach, w ich naturalnym środowisku”. Wybuch wojny stworzył mu do tego świetną okazję.