Plus Minus: Kryzys finansowy z lat 2008–2009 sprawił, że podręczniki ekonomii było trzeba napisać na nowo, poświęcając więcej miejsca sektorowi bankowemu i kwestiom stabilności finansowej. Czy ostatnie lata, które też były bardzo turbulentne, ponownie podważyły naszą wiedzę ekonomiczną? Jaka była dla pana najważniejsza lekcja z okresu od wybuchu pandemii Covid-19?
Inflacja jest nieprzewidywalna. W 2021 r. popełniłem błąd, sądząc, że wystrzał inflacji jest zjawiskiem przejściowym. Część moich kolegów dostrzegła uporczywość inflacji, ale mnie – i chyba większość ekonomistów – to zaskoczyło. Dzisiaj jesteśmy w punkcie, w którym można sobie wyobrazić dwa odmienne scenariusze przyszłości. W jednym (o drugim nieco później) inflacja jeszcze spada, ale w końcu stabilizuje się na poziomie powyżej celów inflacyjnych banków centralnych. Sporo decydentów ma takie obawy, otwarcie wyrażał je np. prezes banku centralnego Brazylii. Według niego sprowadzenie inflacji do celu może być trudniejsze niż w przeszłości.
Z czego te obawy wynikają? Jakie są powody, aby sądzić, że inflacja nie wróci do poziomów, do jakich przywykliśmy?
Przede wszystkim zmienił się paradygmat globalizacji. Do niedawna głównym pytaniem, jakie zadawały sobie firmy, było to, jak zmniejszyć koszty produkcji. To, skąd pochodziły surowce i materiały i jak rozciągnięty był łańcuch dostaw, było na drugim planie. Prymat wydajności, rozumianej jako minimalizacja kosztów, obowiązywał przez dekady i był siłą tłumiącą inflację. Ale ten świat, jak się wydaje, przestał istnieć. Firmy zaczęły kłaść większy nacisk na bezpieczeństwo dostaw. To nie jest tylko następstwo pandemii, ale też napięć geopolitycznych. Drugim powodem wpływającym na wyższą inflację są próby zahamowania zmian klimatu.
Czytaj więcej
Skutki pandemii, wojny w Ukrainie i protekcjonistycznej polityki USA mogą prowadzić do rozpadu światowej gospodarki na konkurujące bloki. Ale nie musi to oznaczać schyłku postępującej od dekad globalizacji.