Widły o pięciu ostrzach, z których po dwa skrajne pozostają schowane, a to między nimi wystawione jak środkowy palec dłoni w wiadomym geście. Ta sugestywna (i jakże subtelna) okładka zdobi wydaną właśnie przez Znak książkę Michała Rauszera „Ludowy antyklerykalizm. Historia nieopowiedziana”. Wiadomo więc, w kogo ten metalowy środkowy palec jest wycelowany, kogo powinno się wziąć na widły, kto ma się – mówiąc wprost – pier… „Zachwycająca i krzepiąca opowieść o tym, jak pieśniami, dowcipami i bezeceństwem lud stawiał opór Kościołowi” – rozaniela się w lewym górnym rogu okładki Maria Peszek. Mnie natomiast zachwyca, choć może niespecjalnie krzepi, to, jak skrzętnie i sprawnie przemilcza się w całym, coraz bujniejszym nurcie tzw. ludowej historii Polski faktyczny stosunek polskiego ludu do Kościoła.
Kampania reklamowa „Ludowego antyklerykalizmu” toczy się w rytm przyśpiewek i rymowanek, którymi chłopi piętnowali niemoralne zachowania polskich księży. Pomijając przy tym – absolutnie „klerykalny” – kontekst tej twórczości. W jednym z wiejskich kościołów na Podbeskidziu usłyszałem kiedyś anegdotę, która doskonale ten stosunek ludu do kleru charakteryzuje. Starszy już proboszcz opowiadał, że w pierwszych latach jego kapłaństwa panował w tym miejscu zwyczaj całowania księdza w rękę po odbyciu spowiedzi. Któregoś razu próbował – w geście skrępowania – cofnąć swoją dłoń przed pocałunkiem starszej, bardzo pobożnej kobiety. „Co ty sobie gówniarzu wyobrażasz, ja twoje kapłaństwo szanuje, a nie ciebie” – usłyszał od niej wówczas.
Czytaj więcej
AI demaskuje ludzkie pragnienie, żeby stać się fałszerzem samego siebie, uchodząc przy tym za geniusza kreatywności.
Polski lud był tym bardziej wyczulony na grzechy kapłanów, im mocniej zdawał sobie sprawę z wyjątkowości kapłaństwa jako takiego. Tym mocniej piętnował niemoralność osób, w im większym stopniu kalała ona świętość pełnionej przez nich funkcji. Co doskonale tłumaczy fakt, z którym zachwycający się barwnością ludowych rymowanek jakoś nie bardzo potrafią sobie poradzić, to jest głębokiego i nieprzerwanego trwania polskiej wsi przy Kościele pomimo tak wysokiej świadomości grzechów i słabości posługujących w nim poszczególnych osób. Nie był więc w żadnym stopniu „antyklerykalny” we współczesnym rozumieniu tego słowa. Budowanie więc paraleli między ludową poezją XIX-wieczną a poetyką transparentów i okrzyków wznoszonych na czarnych marszach to spektakularny strzał kulą w płot.