Książka Piotra Zychowicza „Ukraińcy” ukazała się wprawdzie pod koniec zeszłego roku, ale zdobyła rozgłos, weszła na listę bestsellerów wydawcy, wciąż jest dodrukowywana (trzy wydania) i czytana. Zapewne miała na to wpływ wojna z Rosją tocząca się w Ukrainie, ale też walory pióra i warsztatu naukowego autora (Zychowicz jest historykiem). Kto zapozna się z jego dziełem, ten dużo lepiej zorientuje się w zawiłościach „węzła ukraińskiego”, jak się niekiedy określa sprawy polityczno-historyczne związane z Ukrainą.
Zychowicz nie tylko tłumaczy poszczególne epizody historyczne, począwszy od powstania Chmielnickiego, ale unaocznia, że położenie Ukraińców pomiędzy Polską a Rosją wykazuje cechy symetrii w stosunku do położenia Polski pomiędzy Niemcami a znowu Rosją. W obu przypadkach – i Ukrainy, i Polski – są to państwa słabsze, wielokrotnie okupowane, sama zaś Ukraina dopiero niedawno uzyskała niepodległy byt, bo wszak nie można tak traktować okresu, kiedy była republiką sowiecką. Mają Ukraińcy poczucie krzywdy historycznej, bo gdy po I wojnie mniejsze narody wybiły się na niepodległość, im się to nie udało. Rozparcelowani pomiędzy Rosję i Polskę dążyli do własnego państwa wszelkimi dostępnymi sposobami, w tym, niestety, zbrodniczymi.
Czytaj więcej
Z książki Halperna wynika, że nie można w nauce kierować się sympatią, bo to za drogo kosztuje.
Książkę otwierają wywiady z historykami specjalizującymi się w zagadnieniach ukraińskich, którzy tłumaczą, skąd się Ukraina wzięła, dlaczego najpierw była to Ruś, a dopiero potem nazwa się zmieniła, dlaczego Polska w XVII wieku zaprzepaściła wielką szansę na dołączenie Ukrainy do Rzeczypospolitej Dwojga Narodów i powołanie Rzeczypospolitej Trojga Narodów.
Są w książce Zychowicza działy poświęcone ziemiaństwu i rabowaniu dworów na Kresach przez ukraińskie chłopstwo, o Wielkim Głodzie, w wyniku którego życie postradało 5 mln Ukraińców, jest nieprzyjemny w czytaniu fragment o polityce polskiej wobec Ukraińców po I wojnie na zajętych przez nas ziemiach. Być może ta represyjna polityka częściowo tłumaczy (ale nie usprawiedliwia) późniejsze mordy na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, kiedy Ukraińcy (nie wszyscy, Zychowicz podaje, że jakieś 10 proc.) wpadli w szał zezwierzęcenia, uśmiercając wszystkich Polaków bez wyjątku. Dzieciom, kobietom, starcom zadawano śmierć z zastosowaniem jeżących włos na głowie tortur. Najlepszy i zarazem najbardziej wstrząsający fragment na ten temat przeczytałem w pismach Melchiora Wańkowicza; niestety, tekst pozostał niedokończony.