Alkohol twój wróg, lej wroga w pysk, głosił żart kpiący z antyalkoholowych kampanii PRL-owskich władz. Jednak dziś mi nie do śmiechu. Oto prokuratura zarzuciła Tomaszowi Lisowi reklamowanie alkoholu. Były naczelny „Newsweeka” miał się tego dopuścić, publikując na łamach tygodnika opisy przeróżnych alkoholi. Zdaniem Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom – a mamy takie ciało – to wystarcza, by ścigać naczelnego.
Czytaj więcej
Domowi dziecka zawdzięczam to, że zostałem dziennikarzem. Jego obraz niosę ze sobą przez lata i nie daje mi on spokoju.
Boję się, że będę następny? Niekoniecznie. Kilkanaście lat temu, gdy zaczynałem pisanie felietonów o winie, odezwał się do redakcji czujny funkcjonariusz rządowy i przestrzegł – nie można pisać o jednym winie, bo to reklama, ale o producencie lub o szczepie już tak, bo to informacja i tego się trzymam. Tym bardziej że choć mam swoje zdanie na temat sensowności działań antyalkoholowych, to z nich nie kpię. Jestem bowiem synem psychologów, a ojciec, terapeuta uzależnień, był wieloletnim kierownikiem oddziału odwykowego, więc choćby z tego powodu wiem, czym jest alkoholizm. Tak, to ciężka, czasem śmiertelna choroba, przy tym choroba szczególna, wywołująca gniew, traumę, złość, bo w jej wyniku cierpią dzieci, rodzina, bliscy alkoholika.
Piszę o winach dla tych odpowiedzialnych dorosłych, którzy chcą wino pić, a ja staram się pokazać im ten arcyciekawy świat. Ani ja, ani redakcja nie bierzemy żadnych pieniędzy od producentów czy importerów, to oczywiste.
Dlatego nigdy nie namawiam do picia. Nikogo. Nie chcesz czy nie możesz? Nie pij, twoja sprawa. Piszę o winach dla tych odpowiedzialnych dorosłych, którzy chcą wino pić, a ja staram się pokazać im ten arcyciekawy świat. Ani ja, ani redakcja nie bierzemy żadnych pieniędzy od producentów czy importerów, to oczywiste.