W czasie niedawnego Weekendu Gwiazd NHL Aleksander Owieczkin wystąpił na lodzie razem z synem, czteroletnim Siergiejem. Kilka razy wymienili krążek, a towarzyszył im jeszcze Sidney Crosby, słynny kanadyjski hokeista. Na koniec junior pokonał bramkarza i dostał owację od amerykańskiej publiczności zgromadzonej w hali na Florydzie. Dominik Hasek nie zostawił na władzach ligi suchej nitki: „NHL sięgnęła dna! Pozwolenie na występ syna Owieczkina podczas All-Star to naplucie w twarz około 500 dzieciom zabitym przez Rosjan w Ukrainie, tysiącom rannych i dziesiątkom tysięcy porwanych. NHL i Gary Bettman muszą zapłacić za ten haniebny akt” – napisał na Twitterze.
Wywołany do tablicy Gary Bettman, czyli komisarz ligi, niespecjalnie się tym przejął. Odpisał krótko, że były czeski bramkarz wyraża tylko swoją opinię, a on się z nią nie zgadza. Po szefie NHL, który sprawuje tę funkcję od trzydziestu lat i zbudował finansową potęgę ligi, trudno się było spodziewać innej odpowiedzi. Już wcześniej dostał od Haska długi list, w którym Czech forsował swoje najważniejsze przesłanie: wszyscy rosyjscy zawodnicy grający w NHL powinni być natychmiast zawieszeni. Bettman odpowiedział, że liga musi przestrzegać praw pracowniczych. Haskowi pozostał więc Twitter, gdzie publikuje wpisy odnoszące się do rosyjskiej napaści i obojętności amerykańskiej ligi. W ostrych słowach (Owieczkina nazwał między innymi tchórzem i kłamcą) potępia rosyjskich sportowców oraz ligi, w których występują. I nawołuje, by coś z tym w końcu zrobić.
Czytaj więcej
Lada dzień LeBron James wyprzedzi Kareema Abdula-Jabbara i zostanie graczem z największą liczbą zdobytych punktów w historii NBA. Czy to oznacza, że mamy do czynienia z najlepszym koszykarzem wszech czasów? Wielu tak sądzi, oczywiście z wyjątkiem Michaela Jordana.
Ciszej nad tą trumną
O Owieczkinie już w „Plusie Minusie” pisaliśmy, było to zaraz po wybuchu wojny. Wtedy jeszcze można się było zastanawiać, czy zmieni swoje zdjęcie profilowe na Instagramie, na którym stoi uśmiechnięty z Władimirem Putinem. Nie zmienił do dziś. Ale w NHL, najlepszej hokejowej lidze świata, gra oprócz niego jeszcze czterdziestu rosyjskich zawodników (nie ma natomiast w tym momencie ani jednego Ukraińca). Rosjanie to świetni hokeiści, często reprezentanci swojego kraju – między innymi Nikita Kuczerow, Kiriłł Kaprizow czy Andriej Wasilewski. O wojnie milczą. Na Instagramie grafikę wyrażającą sprzeciw wobec wojny opublikował tylko Nikita Zadorow i na tym się skończyło. Z Putinem zadarł jeden hokeista występujący w Stanach (zresztą też wybitny) – Artemi Panarin, napastnik New York Rangers. Już dwa lata temu wsparł głównego przeciwnika rosyjskiego prezydenta, zamieszczając w swoich mediach społecznościowych wpis „Wolność dla Nawalnego”. Rosyjskie media szybko zarzuciły mu wówczas pobicie dziewczyny w barze. Zawodnik zaprzeczał, ale prawdopodobnie sfabrykowana historia żyła w Rosji swoim życiem. Po wybuchu wojny Panarin usunął wpisy krytykujące Putina, a swoje konto uczynił prywatnym, więc osoby, które nie są jego znajomymi, straciły możliwość obserwowania go.
Rosjanie z NHL wolą udawać, że nie ma tematu wojny, ciszej nad tą trumną. Po napaści na Ukrainę najczęściej unikali rozmów z dziennikarzami, później, kiedy już się na nie decydowali, to z wyraźnym zastrzeżeniem: żadnych pytań o wojnę, żadnych pytań o Rosję. Któryś z zawodników – oczywiście anonimowo – stwierdził tylko, że są w „niemożliwej sytuacji”, a skoro tak, to najlepiej nie mówić nic. Dopytywany dodał, że tematu wojny nie ma w szatniach, w rozmowach z kolegami z innych krajów. Jak to możliwe? Jego zdaniem po prostu wszyscy skupiają się na grze. Zamiast hokeistów mówią przedstawiciele klubów NHL, ale raczej też lakonicznie. Co znamienne, w artykule Emily Kaplan z ESPN na ten temat, jeśli już się wypowiadają, to też – podobnie jak rosyjscy zawodnicy – zastrzegają anonimowość. Przyznają, że sytuacja jest trudna dla wszystkich. Podkreślają, że na ogół w ojczyźnie pozostają członkowie rodzin hokeistów. Można przypuszczać, że za jakiekolwiek deklaracje potępiające wojnę ich bliscy w Rosji mogliby zapłacić wysoką cenę. W podobnym tonie wypowiada się agent większości rosyjskich zawodników grających za oceanem, urodzony w Kijowie Dan Milstein.