Dominik Hasek: NHL napluła w twarz dzieciom zabitym w Ukrainie

Były znakomity bramkarz Dominik Hasek nie ustaje w gromieniu NHL, czyli amerykańskiej ligi hokeja, w której – jak gdyby nigdy nic – grają Rosjanie. To na razie wołanie na puszczy, ale Czech na pewno się nie podda, tak jak nie poddawał się, gdy był gwiazdą na lodowisku.

Publikacja: 10.03.2023 17:00

NHL sięgnęła dna! Pozwolenie na występ syna Owieczkina podczas All-Star to naplucie w twarz około 50

NHL sięgnęła dna! Pozwolenie na występ syna Owieczkina podczas All-Star to naplucie w twarz około 500 dzieciom zabitym przez Rosjan w Ukrainie, tysiącom rannych i dziesiątkom tysięcy porwanych – napisał Dominik Hasek

Foto: Chase Agnello-Dean/NHLI via Getty Images

W czasie niedawnego Weekendu Gwiazd NHL Aleksander Owieczkin wystąpił na lodzie razem z synem, czteroletnim Siergiejem. Kilka razy wymienili krążek, a towarzyszył im jeszcze Sidney Crosby, słynny kanadyjski hokeista. Na koniec junior pokonał bramkarza i dostał owację od amerykańskiej publiczności zgromadzonej w hali na Florydzie. Dominik Hasek nie zostawił na władzach ligi suchej nitki: „NHL sięgnęła dna! Pozwolenie na występ syna Owieczkina podczas All-Star to naplucie w twarz około 500 dzieciom zabitym przez Rosjan w Ukrainie, tysiącom rannych i dziesiątkom tysięcy porwanych. NHL i Gary Bettman muszą zapłacić za ten haniebny akt” – napisał na Twitterze.

Wywołany do tablicy Gary Bettman, czyli komisarz ligi, niespecjalnie się tym przejął. Odpisał krótko, że były czeski bramkarz wyraża tylko swoją opinię, a on się z nią nie zgadza. Po szefie NHL, który sprawuje tę funkcję od trzydziestu lat i zbudował finansową potęgę ligi, trudno się było spodziewać innej odpowiedzi. Już wcześniej dostał od Haska długi list, w którym Czech forsował swoje najważniejsze przesłanie: wszyscy rosyjscy zawodnicy grający w NHL powinni być natychmiast zawieszeni. Bettman odpowiedział, że liga musi przestrzegać praw pracowniczych. Haskowi pozostał więc Twitter, gdzie publikuje wpisy odnoszące się do rosyjskiej napaści i obojętności amerykańskiej ligi. W ostrych słowach (Owieczkina nazwał między innymi tchórzem i kłamcą) potępia rosyjskich sportowców oraz ligi, w których występują. I nawołuje, by coś z tym w końcu zrobić.

Czytaj więcej

LeBron James. Król wstępuje na tron

Ciszej nad tą trumną

O Owieczkinie już w „Plusie Minusie” pisaliśmy, było to zaraz po wybuchu wojny. Wtedy jeszcze można się było zastanawiać, czy zmieni swoje zdjęcie profilowe na Instagramie, na którym stoi uśmiechnięty z Władimirem Putinem. Nie zmienił do dziś. Ale w NHL, najlepszej hokejowej lidze świata, gra oprócz niego jeszcze czterdziestu rosyjskich zawodników (nie ma natomiast w tym momencie ani jednego Ukraińca). Rosjanie to świetni hokeiści, często reprezentanci swojego kraju – między innymi Nikita Kuczerow, Kiriłł Kaprizow czy Andriej Wasilewski. O wojnie milczą. Na Instagramie grafikę wyrażającą sprzeciw wobec wojny opublikował tylko Nikita Zadorow i na tym się skończyło. Z Putinem zadarł jeden hokeista występujący w Stanach (zresztą też wybitny) – Artemi Panarin, napastnik New York Rangers. Już dwa lata temu wsparł głównego przeciwnika rosyjskiego prezydenta, zamieszczając w swoich mediach społecznościowych wpis „Wolność dla Nawalnego”. Rosyjskie media szybko zarzuciły mu wówczas pobicie dziewczyny w barze. Zawodnik zaprzeczał, ale prawdopodobnie sfabrykowana historia żyła w Rosji swoim życiem. Po wybuchu wojny Panarin usunął wpisy krytykujące Putina, a swoje konto uczynił prywatnym, więc osoby, które nie są jego znajomymi, straciły możliwość obserwowania go.

Rosjanie z NHL wolą udawać, że nie ma tematu wojny, ciszej nad tą trumną. Po napaści na Ukrainę najczęściej unikali rozmów z dziennikarzami, później, kiedy już się na nie decydowali, to z wyraźnym zastrzeżeniem: żadnych pytań o wojnę, żadnych pytań o Rosję. Któryś z zawodników – oczywiście anonimowo – stwierdził tylko, że są w „niemożliwej sytuacji”, a skoro tak, to najlepiej nie mówić nic. Dopytywany dodał, że tematu wojny nie ma w szatniach, w rozmowach z kolegami z innych krajów. Jak to możliwe? Jego zdaniem po prostu wszyscy skupiają się na grze. Zamiast hokeistów mówią przedstawiciele klubów NHL, ale raczej też lakonicznie. Co znamienne, w artykule Emily Kaplan z ESPN na ten temat, jeśli już się wypowiadają, to też – podobnie jak rosyjscy zawodnicy – zastrzegają anonimowość. Przyznają, że sytuacja jest trudna dla wszystkich. Podkreślają, że na ogół w ojczyźnie pozostają członkowie rodzin hokeistów. Można przypuszczać, że za jakiekolwiek deklaracje potępiające wojnę ich bliscy w Rosji mogliby zapłacić wysoką cenę. W podobnym tonie wypowiada się agent większości rosyjskich zawodników grających za oceanem, urodzony w Kijowie Dan Milstein.

Liga NHL wydała oświadczenie, w którym potępia rosyjską agresję na Ukrainę i wyraża nadzieję na rychłe zakończenie konfliktu. Ponadto zerwała kontakty z partnerami biznesowymi z Rosji, zawiesiła rosyjskojęzyczną stronę internetową i media społecznościowe. Poza tym jednak zachowuje się tak, jakby nic się nie stało. Zawodnicy z Rosji stracili jedynie na kontraktach reklamowych (ale to nie zasługa ligi). Znany producent sprzętu hokejowego CCM przestał zatrudniać ich w swoich kampaniach marketingowych. Inne znane firmy też wolą na razie nie angażować Rosjan. Natomiast liga ani poszczególne kluby w żaden sposób nie uprzykrzają życia swoim rosyjskim gwiazdom, wychodząc być może z założenia, które wyartykułowano w oświadczeniu: Rosjanie w Stanach reprezentują swoje kluby, a nie ojczyznę. Według źródeł ESPN niektóre zespoły działają zakulisowo, próbując wspierać rosyjskich graczy, na przykład pomagając w uzyskaniu wiz dla członków rodziny. Odradzają im natomiast – co oczywiste – podróżowanie do Rosji, ale sportowcy nie zawsze słuchają.

Grał nadludzko

W Stanach rosyjscy hokeiści nie mają więc problemów. Wyglądało na to, że dopadną ich one gdzie indziej. Otwierający sezon NHL mecz pomiędzy Nashville Predators i San Jose Sharks miał zostać rozegrany w Pradze. W składach obu drużyn byli Rosjanie. – Nie mogą w Czechach robić reklamy putinowskiej polityce i agresji – przekonywał Dominik Hasek w telewizji Nowa. Apelował i spotykał się w tej sprawie z ważnymi politykami. Wydawało się, że w swojej ojczyźnie może wskórać więcej niż w Stanach. Ale władze amerykańskich klubów postawiły sprawę jasno: jeśli Rosjanie nie przyjadą, nie przyjedzie cała drużyna. Czeski rząd ustąpił. Hasek przegrał, lecz raczej się nie podda. Dominik Hasek nie poddawał się nigdy, kiedy grał w hokeja. Wygrał prawie wszystko. Dwukrotny mistrz NHL, dwukrotnie wybierany na najlepszego zawodnika sezonu, sześciokrotnie – na najlepszego bramkarza ligi, mistrz olimpijski z reprezentacją Czech w Nagano w 1998 roku. Nie chodziło jednak tylko o sukcesy i talent. Zapracował na przydomek Dominator. Wybitny kanadyjski hokeista Wayne Gretzky tak wspominał go w swojej autobiografii: „Hasek był inny niż reszta bramkarzy, grał w dziwny sposób. Wydawać się mogło, że już został pokonany, a on zawsze lądował na czterech łapach. Jeśli udało się go położyć na lodzie, wciąż trzeba było wysłać krążek wysoko, pod poprzeczkę, bo próba strzału po tafli skończyłaby się tym, że obroniłby go nogą lub inną częścią ciała. Grał nadludzko”. To właśnie Hasek odebrał Gretzky’emu marzenie o olimpijskim złocie w Nagano. Rzuty karne bronione przez Czecha w półfinale tamtych igrzysk pewnie jeszcze długo śniły się Kanadyjczykom.

Hasek wspomina w wywiadach, że od kiedy pamięta, chciał być bramkarzem. Tworzył prowizoryczne bramki, w domu stawały się nimi na przykład drzwi od kuchni. Miał sześć lat, kiedy ojciec kupił mu pierwszą parę ochraniaczy bramkarskich i rękawice. Chodził na mecze lokalnej drużyny w swoich rodzinnych Pardubicach, hokeiści byli jego idolami, podpatrywał ich i starał się powtarzać ich zagrania. Zauważył u siebie wyjątkową cechę – jego ciało było niesamowicie elastyczne. Starał się więc uczynić z tego jak największy pożytek. Jego najsłynniejsze obrony (było ich wiele, jest w czym wybierać) to te, kiedy zdawało się, że bramka stoi otworem przed strzelcem, a tymczasem Hasek jakimś cudem zatrzymuje krążek w ostatniej chwili.

Miał 18 lat, kiedy został wybrany w drafcie do NHL przez Chicago Blackhawks w dziesiątej rundzie. Był 1983 rok. Początki nie były łatwe. Nie był znany, wtedy jeszcze nie spodziewano się po nim cudów, nikt na niego nie stawiał, a on nie znał angielskiego, więc nawet nie rozumiał, co mówi trener. Trafił do innego świata i potrzebował trochę czasu, by się w nim odnaleźć.

W meczu reprezentacji Czech zobaczył go generalny menedżer Buffalo Sabres i dostrzegł w nim coś wyjątkowego. Po dwóch latach spędzonych w Chicago przeniósł się więc do Buffalo. Tam jego talent objawił się w pełni. Koledzy wspominali, że czasami nie można go było pokonać nawet na treningu.

Został gwiazdą ligi, bił kolejne rekordy, a przy tym bronił w niepowtarzalnym stylu. Potem przeniósł się do Detroit Red Wings, z którymi dwukrotnie zdobył Puchar Stanleya, został legendą, członkiem Galerii Sław. Na stare lata postanowił pograć u siebie, w klubie z Pardubic, a karierę zakończył ostatecznie (bo kończył kilka razy) w Spartaku Moskwa.

Dzisiaj Dominik Hasek nie ma jednak nastroju, żeby rozmawiać o hokeju. Woli wspominać swojego przyjaciela z czasów gry w Buffalo Sabres Ołeksija Żytnyka, który został w Ukrainie po napaści Rosji, choć ma też dom w Nowym Jorku. Kiedy wybuchła wojna, nie miał zamiaru nigdzie się wybierać. – Bóg ma plan dla każdego. Jeśli coś mi się stanie, to się stanie. Zginęło tu już wiele osób, w tym cywile – powiedział Żytnyk pytany, czy się nie boi. Urodził się w Kijowie, reprezentował Związek Radziecki i Wspólnotę Niepodległych Państw, z Nagano przywiózł srebro, złoto było poza zasięgiem, skoro dostępu do czeskiej bramki strzegł Hasek. Żytnyk rozegrał w NHL ponad 1000 meczów, a na koniec kariery grał w Dynamie Moskwa. Teraz ma 50 lat. Kiedy zaczęły spadać bomby, wywiózł żonę do Nowego Jorku, a sam wrócił do Kijowa.

Czytaj więcej

Aleksander Owieczkin. Legenda i zdjęcia z Putinem

Z lodowiska do aresztu

W Ukrainie został też Dmytro Chrystycz. 53-latek ma na koncie ponad 800 meczów w NHL, jest najskuteczniejszym zawodnikiem urodzonym w Ukrainie w historii NHL. W rozmowie z „The Athletic” nie mógł się nadziwić, że reszta świata tylko patrzy na to, co dzieje się w jego ojczyźnie, i daje na to przyzwolenie. Został w Połtawie razem z żoną, która pracuje w pogotowiu ratunkowym, a dzieci pojechały do dziadków, do Stanów. W rozmowie z ESPN wspominał, jak dorastał w Związku Radzieckim. – Mówiono nam, że jesteśmy najlepszym krajem, a reszta świata chce nas skrzywdzić. Jesteśmy najlepsi i nasz prezydent jest najlepszy, to jest mentalność, z którą dorastałem. W latach 80. sytuacja się rozluźniła, zaczęliśmy widzieć, co dzieje się poza granicami kraju, wiele osób chciało wyjechać, ponieważ chciało tego doświadczyć. Teraz wróciliśmy do miejsca, w którym byliśmy. W Rosji jest tyle dezinformacji, że ludzie tak naprawdę nie wiedzą, co się dzieje. Jak te trzy małpy: nic nie widzą, nic nie słyszą i nic nie mówią. Muszą wiedzieć, że teraz jest wojna. I to jest straszne.

Wśród Rosjan też są hokeiści, którym ta wojna zmieniła życie. 26-letni Iwan Fiedotow miał być bramkarzem Flyers, drużyny NHL z Filadelfii. W zeszłym sezonie grał w CSKA Moskwa w KHL, międzynarodowej lidze, w której rywalizują przede wszystkim rosyjskie drużyny. CSKA jest klubem wojskowym. W maju Fiedotow podpisał kontrakt z Flyers, ale dwa miesiące później, kiedy trenował na lodowisku w Petersburgu, dopadli go funkcjonariusze żandarmerii i przewieźli do centrum rekrutacji wojskowej. Tam sportowiec źle się poczuł, karetka zabrała go do szpitala. Dostał jakieś zastrzyki, po których poczuł się jeszcze gorzej – tak przynajmniej relacjonował to później jego prawnik. A potem został wysłany do Siewieromorska, gdzie mieści się baza Floty Północnej. Fiedotow został zatrzymany pod zarzutem uchylania się od wojska. Te sceny jak z ponurego filmu działy się w lipcu, potem zapadła cisza. Żeby była jasność – Fiedotow to nie byle kto, strzegł rosyjskiej bramki w finale igrzysk olimpijskich w Pekinie.

Zaraz potem media spekulowały, że podobne problemy ma Kiriłł Kaprizow, człowiek, który zapewnił Rosji złoto na igrzyskach w Pjongczangu, strzelając zwycięską bramkę w finale. Miał być podejrzany w śledztwie, które toczy się w Rosji, a dotyczy fałszowania dokumentów w celu uchylania się od służby w armii. Kaprizow miał kłopoty z powrotem do Stanów, ale na jego szczęście udało się, znowu strzela bramki i zarabia miliony dolarów jako zawodnik Minnesota Wild.

Bohater narodowy

W liście adresowanym do NHL, WTA i ATP (związków kobiecego i męskiego tenisa ziemnego), a także innych, niewymienionych z nazwy federacji sportowych, Dominik Hasek napisał w grudniu ubiegłego roku między innymi: „Do dziś nie przeczytałem ani nie usłyszałem nigdzie z waszej strony jednoznacznego potępienia rosyjskiej agresji, w tym popełnionych zbrodni. Tolerując udział rosyjskich sportowców, świadomie przekazujecie Rosji miliardy dolarów na reklamę jej agresywnej polityki. Faktem jest, że każdy obywatel, a co za tym idzie, każdy sportowiec, reprezentuje swój kraj. Tak więc każdy sportowiec ma ogromną wartość reklamową i marketingową dla tego kraju. Wartość ta jest tym większa, im bardziej rozpoznawalna jest konkurencja i im większy sukces odnosi zawodnik. Każde państwo wykorzystuje to na swoją korzyść, do promowania swoich interesów i celów politycznych. Fakt, że po prawie trzystu dniach wojny nic nie zrobiliście i nadal tolerujecie udział rosyjskich sportowców w waszych zawodach, uważam za niewybaczalny. (…) Jeśli nie chcemy wspierać wojny Rosji na Ukrainie i wszystkich okropności, które się z nią wiążą, nie możemy pozwolić rosyjskim sportowcom konkurować z nami w tym czasie”.

Czytaj więcej

Sebastian Janikowski. Narkotyki, alkohol, przekupstwo i kariera w NFL

List był momentami patetyczny, a momentami dość naiwny, kiedy autor pisał, że rosyjskich sportowców można by edukować i należałoby w tym celu przeprowadzić specjalne kursy. Natomiast trudno mu odmówić racji w najważniejszym punkcie: rosyjscy sportowcy są wykorzystywani przez państwo w propagandowej machinie, sport jest jej ważną częścią. W rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Hasek przekonywał też, że sportowcy mieszkający poza Rosją powinni być bardziej odważni. Bo choć ich rodziny pozostają w Rosji, to przecież oni mają dość pieniędzy, żeby ściągnąć je do siebie, do demokratycznego świata. Gra w NHL długo nie była marzeniem Dominika Haska, bo nie oglądał tych rozgrywek, nie znał zawodników. – Jeśli ich nie widzisz, nie mogą stać się twoimi bohaterami – wyjaśniał. – Moimi bohaterami byli czescy hokeiści, czescy bramkarze, ich najbardziej podziwiałem. Oczywiście największe mecze to te, w których Czechy grały z Rosją. Zawsze byłem z ojcem lub dziadkiem przed telewizorem i kibicowałem czeskiej drużynie narodowej – dodawał. Po wygranej na igrzyskach w Nagano, gdzie Czesi pokonali w finale Rosjan, był bohaterem narodowym, czescy kibice śpiewali „Hasek na Hrad”. Wtedy o pałacu prezydenckim nie myślał, choć dzwonił do niego Vaclav Havel i pytał, czy powinien się niepokoić. – Panie prezydencie, spokojnie, chcę jeszcze trochę pograć w hokeja – odpowiedział wtedy. Po latach zainteresował się jednak polityką, krytykował prezydenta Milosa Zemana i premiera Andreja Babisa.

Dominik Hasek ma 58 lat, kiedy teraz bywa pytany o prezydenturę, już nie żartuje. – To coś, co mnie interesuje. Z pewnością. Tegoroczni kandydaci byli lepsi ode mnie. Nie czułem, że teraz jest odpowiedni moment. Ale nie wiemy, co będzie za pięć lat, za dziesięć lat. Niczego nie wykluczam, zobaczymy – powiedział ostatnio. W 2028 roku, kiedy Czesi znowu będą wybierać prezydenta, minie 30 lat od triumfu w Nagano. Ale dziś Dominik Hasek toczy prywatną wojnę z Rosją.

Autor jest dziennikarzem „Kroniki Beskidzkiej”.

W czasie niedawnego Weekendu Gwiazd NHL Aleksander Owieczkin wystąpił na lodzie razem z synem, czteroletnim Siergiejem. Kilka razy wymienili krążek, a towarzyszył im jeszcze Sidney Crosby, słynny kanadyjski hokeista. Na koniec junior pokonał bramkarza i dostał owację od amerykańskiej publiczności zgromadzonej w hali na Florydzie. Dominik Hasek nie zostawił na władzach ligi suchej nitki: „NHL sięgnęła dna! Pozwolenie na występ syna Owieczkina podczas All-Star to naplucie w twarz około 500 dzieciom zabitym przez Rosjan w Ukrainie, tysiącom rannych i dziesiątkom tysięcy porwanych. NHL i Gary Bettman muszą zapłacić za ten haniebny akt” – napisał na Twitterze.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi