Aleksander Owieczkin. Legenda i zdjęcia z Putinem

Aleksander Owieczkin jest wybitnym hokeistą. A jakim jest człowiekiem? Wielu kibiców uznało, że małym, skoro po rosyjskiej inwazji na Ukrainę nie zmienił profilowego zdjęcia na Instagramie: stoi na nim uśmiechnięty wspólnie z Władimirem Putinem.

Publikacja: 25.03.2022 17:00

Aleksander Owieczkin. Legenda i zdjęcia z Putinem

Foto: Reuters Forum, VASILY FEDOSENKO

Konto sportowca śledzi 1,6 mln ludzi. Zdjęcie z rosyjskim przywódcą widnieje tam od dawna. Pojawiły się informacje, że planował je zmienić po ataku Rosji na Ukrainę i zastąpić symbolem pokoju, ale tak się nie stało. Czy dlatego, że w ojczyźnie pozostaje żona hokeisty z dwójką małych dzieci, a także jego rodzice? Tego nie wiemy. Dan Milstein, agent wielu rosyjskich i białoruskich hokeistów grających w NHL, sam pochodzący z Kijowa, w rozmowie z „New York Timesem" mówił rzeczy wiadome: że jego podopieczni znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji, że są obrażani w mediach społecznościowych i na stadionach, że kibice wysyłają ich z powrotem do Rosji, oraz, że otrzymują groźby. Hokeiści nie chcą mieć nic wspólnego z wojną, zapewniał Milstein, ale z drugiej strony obawiają się zabierać głos na ten temat, bo nie wiadomo, jakie mogłoby to mieć dla nich konsekwencje w przyszłości.

Na razie konsekwencje poniosły rosyjskie drużyny. Międzynarodowa Federacja Hokeja (IIHF) zawiesiła udział reprezentacji oraz klubów Rosji i Białorusi we wszelkich rozgrywkach. Natomiast NHL (zawodowa liga hokejowa zrzeszająca amerykańskie i kanadyjskie kluby, w której występują najlepsi) potępiła rosyjską inwazję na Ukrainę i zawiesiła współpracę z rosyjskimi partnerami biznesowymi. Zrezygnowała też z organizowania w Rosji jakichkolwiek imprez. Wyraziła przy tym zaniepokojenie o rosyjskich graczy, dodając, że reprezentują oni kluby NHL, a nie Rosję. „Rozumiemy, że oni i ich rodziny znaleźli się w bardzo trudnym położeniu" – w oświadczeniu powtarza się to, co mówi Milstein. Nie wszyscy są tak stanowczy jak hokejowy gigant – firma CCM. Kanadyjska marka zapowiedziała zakończenie współpracy z Owieczkinem, a także z innymi rosyjskimi hokeistami, choć oczywiście – jak podkreślono – nie są odpowiedzialni za działania władz swojego kraju.

Wojenny dramat przesłonił sportowe osiągnięcia Owieczkina, które są niewątpliwe. Właśnie bije kolejne rekordy: najpierw, strzelając gola numer 767, zdystansował Jaromira Jagra i awansował na trzecie miejsce wśród najlepszych strzelców w historii NHL. Przed nim są już tylko legendarni zawodnicy, którzy dawno zakończyli kariery: Wayne Gretzky i Gordie Howe. Jagr pogratulował Rosjaninowi w okolicznościowym filmiku i zażartował, że jeszcze wróci do NHL (Czech, który niedawno świętował 50. urodziny, nadal gra w swojej ojczyźnie), więc kolejność na liście najskuteczniejszych może się zmienić. Ale na razie swój dorobek powiększa Owieczkin, który zdobył już kolejne gole. Jeden z nich był jego 40. w tym sezonie, co oznacza, że osiągnął ten pułap po raz dwunasty w karierze, wyrównując rekord Gretzky'ego.

Zamiast odbierać hołdy, Owieczkin musi jednak odpowiadać na pytanie, jaki jest teraz jego stosunek do rosyjskiego prezydenta. Na niedawnej konferencji prasowej nie odciął się jednoznacznie od Putina, choć starał się, jak mógł, by wyjść z tej sytuacji z twarzą. – Cóż, to jest mój prezydent, ale nie zajmuję się polityką. Jestem sportowcem. To ciężka sytuacja dla obu stron. Mam wielu przyjaciół w Rosji i Ukrainie. Mam nadzieję, że to szybko się zakończy. Nigdy więcej wojny – powiedział, ale to ostatnie hasło, w kontekście całej wypowiedzi, dość mętnej, zabrzmiało jak pusty frazes.

Czytaj więcej

Ciekawy przypadek Toma Brady’ego

Drużyna Putina

Najmocniej na wystąpienie Owieczkina zareagował Dominik Hasek, inna legenda NHL, wybitny czeski bramkarz, obecnie już na emeryturze. „Co? Nie tylko alibista i tchórz, ale też kłamca! Każdy dorosły dobrze wie, że Putin jest szalonym zabójcą i że Rosja prowadzi wojnę przeciwko wolnemu krajowi i jego mieszkańcom. NHL musi natychmiast zawiesić kontrakty wszystkich rosyjskich zawodników" – namawiał Hasek na Twitterze. To się jednak raczej nie wydarzy, natomiast Owieczkin obrywa od kibiców. Był wygwizdywany przy każdym kontakcie z krążkiem podczas niedawnego meczu z Edmonton Oilers w kanadyjskiej prowincji Alberta, gdzie jest liczna diaspora ukraińska, w hali było mnóstwo niebiesko-żółtych flag. Dostaje mu się też w innych miastach, ale nie wygląda na to, żeby się tym bardzo przejmował. Po strzeleniu zwycięskiej bramki w meczu z Carolina Hurricanes przyłożył rękę do ucha, prowokując buczących na niego kibiców.

Nie wszyscy są tak surowi dla lidera drużyny z Waszyngtonu. Niektórzy dziennikarze zwrócili uwagę, że Putin być może jest wręcz zawiedziony postawą hokeisty i oczekiwał od niego znacznie więcej. Owieczkin to pupil prezydenta, prawdopodobnie jego ulubiony sportowiec. Tymczasem podczas konferencji – być może nieświadomie – sportowiec użył słowa wojna, a przecież w terminologii Putina niczego takiego nie ma, jest tylko „operacja specjalna". To się mogło nie spodobać prezydentowi, podobnie jak cała wypowiedź Owieczkina, w odbiorze przeciwników wojny bardzo łagodna, ale z punktu widzenia dyktatora też mało przekonująca.

Zwłaszcza w ustach człowieka, który w 2017 roku powołał do życia Putin Team. Drużyna Putina miała pomóc prezydentowi w odbywających się rok później wyborach. Owieczkin tłumaczył: – Nigdy nie ukrywałem mojego wsparcia dla prezydenta Putina. Jestem pewien, że jest nas wielu. Dlatego zjednoczmy się i pokażmy wszystkim silną Rosję. Do drużyny wstąpiło wielu innych rosyjskich sportowców, głównie hokeiści, jak Jewgienij Małkin, Paweł Bure i Ilja Kowalczuk. Spotkało się to z ostrą krytyką ze strony między innymi Garriego Kasparowa i Aleksieja Nawalnego, mimo że wtedy popieranie Putina jeszcze nie było tym, czym jest dzisiaj. Choć warto przypomnieć, że działo się to już po aneksji Krymu i wielu innych niegodziwościach. Zresztą Owieczkinowi przypomina się też dziś, że przy okazji wojny w Donbasie sfotografował się z kartką z napisem: „Chrońmy dzieci przed faszyzmem". Oczywiście, chodziło o rzekomy ukraiński faszyzm. Wracając do Drużyny Putina: spekulowano, że nie jest to pomysł hokeisty, tylko speców od wizerunku głowy państwa, ale nawet jeżeli tak było, nie zmienia to faktu, że sam hokeista nigdy nie stronił od pokazywania się w towarzystwie prezydenta, a potem chętnie upubliczniał te zdjęcia w sieci. Nawet jeśli Drużyna Putina nie była jego pomysłem, raczej nie trzeba było go do niego namawiać.

Owieczkin to dla Rosjan idol, bohater narodowy, symbol hokeja i ukochanej ojczyzny. Wielki (także dosłownie), poobijany w starciach z rywalami, co najlepiej symbolizuje prezentowane z premedytacją niepełne uzębienie, nieustraszony brutal wyglądający jak bandyta, którego nie chcielibyście spotkać w przejściu podziemnym, ale na szczęście demolujący rywali tylko na lodzie – tak mniej więcej opisywał go kiedyś magazyn „GQ".

Trafił do Washington Capitals i szybko został także idolem amerykańskich kibiców, choć stolica nie była bardzo hokejowym miastem przed jego przybyciem. Okazał się maszyną do zdobywania goli, zawsze daje z siebie wszystko, gra ostro, czasami brutalnie. Jest wierny Capitals, został kapitanem drużyny, sowicie opłacanym, ale ciężko na to zapracował. Ma talent i charyzmę. No i wreszcie ma Puchar Stanleya, który był jego największym marzeniem, doprowadził Capitals do upragnionego mistrzostwa, pierwszego w historii klubu, w 2018 roku.

Z reprezentacją Rosji trzykrotnie zdobył mistrzostwo świata. Do kolekcji brakuje mu tylko olimpijskiego złota, które trzeba chyba spisać na straty, bo trudno sobie wyobrazić, żeby reprezentacja Rosji została szybko ponownie wpuszczona na hokejowe salony, a on ma już 36 lat. Nie udało się w Soczi, gdzie apetyty były największe, skończyło się na przegranej już w ćwierćfinale z Finami. W Rosji uznano to za klęskę, Owieczkin musiał się publicznie kajać. – Chcę przeprosić kibiców, bo wiem, że to była życiowa szansa na osiągnięcie czegoś wielkiego. Reprezentowaliśmy nasz kraj, nie zdobyliśmy medalu. Zbliżam się do trzydziestki i muszę jakoś to przełknąć – komentował gorzko tamto niepowodzenie. Rosja (właściwie olimpijczycy z Rosji) zdobyła złoto na igrzyskach w 2018 roku, ale Owieczkina przy tym nie było, bo NHL nie doszła do porozumienia z Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim i w Pjongczangu zabrakło hokeistów z najlepszej ligi świata. Podobno był z tego powodu wściekły.

Na peryferiach Moskwy

Mama Tatiana była koszykarką, złotą medalistką igrzysk w Montrealu w 1976 r. i Moskwie w 1980 r., mistrzynią świata i sześciokrotną mistrzynią Europy. Rosyjscy kibice uznali ją po latach (w rankingu jednej z gazet) za swoją najlepszą rozgrywającą w XX wieku. Grała z numerem 8, który wybrał też jej syn (stąd jego amerykański przydomek „The Great Eight"). Po latach czuwała nad karierą syna. Formalnie nie była jego agentem, ale tak naprawdę była kimś znacznie więcej: mocną kobietą, która dawała mu ważne rady. Ojciec Michaił też był związany ze sportem, ale nie miał takich sukcesów jak żona. Oboje byli związani z klubem Dynamo Moskwa. Wkrótce po urodzinach Aleksandra państwo Owieczkinowie przenieśli się na peryferie stolicy, gdzie zamieszkali w bloku na dziesiątym piętrze. Publiczna szkoła nr 596, do której trafił ich syn, była znana z żelaznej dyscypliny. Dlatego gwiazdor hokeja mówi, że nie był dzieciakiem z centrum Moskwy, nie był przyzwyczajony do luksusowych towarów. Wydaje się, że nieco przesadza – na pewno rodzina żyła na dobrym poziomie. Za to Moskwa w roku 1992 była jak Chicago w 1929 – to barwne porównanie z artykułu w „GQ". Rządzili kapitaliści i kryminaliści, gangsterskie porachunki były na porządku dziennym. Niełatwo się było wydostać z tego świata, a syn Owieczkinów poza sportem nie miał wielkich perspektyw, geniuszem był tylko na lodzie.

Z kolportowanych przez rodzinę legend wynika, że kiedy miał dwa lata, chwycił w sklepie hokejowy kij i nie chciał puścić. Gdy miał pięć lat, zobaczył w telewizji mecz Dynama i płakał, kiedy tata zmienił kanał. Gdy miał dziesięć lat, oddał strzał tak mocny, że krążek, który uderzył w słupek, złamał się na dwie połówki – trener zachował je sobie na pamiątkę. Dzięki talentowi do hokeja opuścił szkołę nr 596 i przeszedł do szkoły sportowej Dynama. Dwa razy dziennie miał treningi, a kiedy wracał do domu, nadal grał w hokeja: z dzieciakami sąsiadów. – Wchodzisz w sport na całego. Nie ma innej drogi – przekonywał.

Jego starszy o 15 lat brat Siergiej zmarł po wypadku samochodowym w Moskwie, gdy miał 25 lat (na jego cześć hokeista nazwał swojego pierworodnego syna). Pierwszy trener zmarł na serce w wieku 29 lat. Wielu jego kolegów miało problemy z narkotykami, umarli młodo albo skończyli w więzieniu. Ale inaczej niż oni Aleksander miał nieprawdopodobny talent – prawdziwy dar od Boga. Został najmłodszym zawodnikiem rosyjskiej Superligi w wieku 16 lat, najmłodszym w historii członkiem kadry Rosji – w wieku 17 lat. Szedł za marzeniem, którym była NHL. Kibicował Pittsburgh Penguins, jego idolem był Mario Lemieux. W 2004 roku spełnił swój sen – z numerem pierwszym w drafcie wybrali go Capitals. Nie zawiódł siebie ani ich, był coraz lepszy, bardzo szybko osiągnął status gwiazdy, a po latach legendy.

Chętnie wraca do Moskwy, bo – jak tłumaczył – kiedy masz pieniądze, jesteś w niej królem. Niby tak jest wszędzie, ale w Moskwie – przekonywał – jeszcze bardziej. Po zdobyciu Pucharu Stanleya paradował z tym trofeum po placu Czerwonym w towarzystwie fanów. Długo był najbardziej pożądaną partią w kraju (spotykał się między innymi ze znaną tenisistką Marią Kirilenko). Teraz to już nieaktualne, kilka lat temu poślubił piękną Anastazję Szubską. Córka biznesmena Kiryła Szubskiego i znanej w Rosji aktorki i reżyserki Wiery Głagolewej (zmarła pięć lat temu) jest modelką, próbowała też swoich sił w aktorstwie, ale raczej z marnym skutkiem. Podczas uroczystości ślubnej odczytano gratulacje od prezydenta Putina. Dziś mają już dwóch synów – Siergieja i Ilję. Na swój przyozdobiony Putinem profil n Instagramie Owieczkin wrzuca często ich zdjęcia.

Czytaj więcej

Lakers i LeBron. Tym razem musiało się udać

Linia niczym granica

Slava Malamud, który przedstawia się jako nauczyciel matematyki z Baltimore, ale długo był dziennikarzem w Rosji i pisał o hokeju, a teraz opisuje zachowania sportowców w kontekście toczącej się wojny, nie zostawia na Owieczkinie suchej nitki. W obszernym wpisie w mediach społecznościowych wyjaśnia, dlaczego oddzielanie sportu od polityki, zwłaszcza w rosyjskim wydaniu, jest kompletną bzdurą. Jego zdaniem w Rosji sport i polityka nie tylko są powiązane, to właściwie synonim. Żeby to zrozumieć, trzeba przestudiować historię imperium. Znaczenie sportu pokazywał już propagandowy film „Wratar" (po polsku „Bramkarz") z 1936 roku. „Wyobraź sobie, bramkarzu, że ta linia za tobą to granica twojego państwa" – ta fraza z filmowej piosenki miała prosty wydźwięk: sportowcy są niczym żołnierze zobligowani do obrony państwa.

Sowieccy sportowcy długo nie stawali jednak do olimpijskiej rywalizacji z zawodnikami z innych krajów, bo władza obawiała się porażki. Przekaz był taki: żeby grać, trzeba mieć pewność zwycięstwa. Wreszcie wystartowali w igrzyskach letnich w 1952 roku w Helsinkach. Piłkarze mierzyli się z reprezentacją Jugosławii, państwa rządzonego przez Josipa Broza-Tito, którego Stalin nienawidził. Porażka nie wchodziła w grę. Stalin wysłał do zespołu telegram, który jednak dotarł do adresatów dopiero w przerwie meczu, kiedy przegrywali już 0:4. Telegram przyniósł jednak pożądany skutek, przerażeni Rosjanie odrobili straty i skończyło się wynikiem 5:5. Dogrywek wtedy nie grano i dwa dni później zespoły spotkały się ponownie. Rosjanie okazali się jednak słabsi – przegrali 1:3. CSKA Moskwa, klub, z którego wywodziła się większość piłkarzy reprezentacji, został rozwiązany, choć to była połowa sezonu. Czterech piłkarzy zostało zawieszonych do końca życia.

CSKA odrodził się dopiero po śmierci Stalina. Dyktator umarł, ale pozostało przekonanie, że sportowcy to żołnierze, a medale to trofea wykorzystywane przez propagandową machinę. Potem okazało się, że nawet doping jest w porządku, oczywiście, dopóki nie zostaniesz złapany. Malamud przytacza znamienne słowa wypowiedziane przez jego przyjaciela: – Jest różnica między nami a Amerykanami: oni kochają sport, my kochamy złote medale. W tej sportowo-politycznej rozgrywce także język ma znaczenie: rosyjscy zawodnicy nie rywalizują, tylko bronią honoru ojczyzny, nie wygrywają medali, tylko zdobywają je w bitwach. To jest wpajane sportowcom od dziecka, tak było, jest nadal i prawdopodobnie szybko się nie zmieni, dlatego widok gimnastyka z symbolem rosyjskiej agresji („Z") na piersi może oburzać, ale nie powinien dziwić.

Znaczenie sportu rozumieli kolejni przywódcy państwa, a Putin być może najlepiej z nich. Nigdy nie grał w hokeja przed ukończeniem 50. roku życia i nagle zaczął budować swój wizerunek znakomitego hokeisty. Czasami gra wspólnie z prezydentem Białorusi Aleksandrem Łukaszenką i strzela bramki tak często jak Owieczkin, bo obrońcy mu nie przeszkadzają. Hokej ma dla Rosjan szczególne znaczenie, zmagania zawodników Związku Radzieckiego z Amerykanami, kiedy świat dzieliła jeszcze żelazna kurtyna, były czymś więcej niż sportem. Częściej wygrywali Sowieci, ale to Amerykanie dokonali hokejowego „cudu na lodzie" w Lake Placid (podczas igrzysk w 1980 r. amatorska reprezentacja USA pokonała państwowych zawodowców z ZSRR).

Stracona okazja

Rosyjscy hokeiści i inni sportowcy z tego kraju są teraz w trudnej sytuacji, to fakt, ale niektórzy znaleźli w sobie więcej odwagi niż Owieczkin. Tenisista Andriej Rublow napisał na kamerze po wygranej w Dubaju z Hubertem Hurkaczem: „No war please". Była znakomita siatkarka Jekatierina Gamowa rozwinęła temat: „Nigdy nie pomyślałabym, że Rosja zaatakuje państwo europejskie, zbombarduje i ostrzela. Nie potrzebujemy żadnej wojny. Zwykli ludzie nie są niczemu winni, a cierpią w pierwszej kolejności. Zapamiętam ten dzień do końca życia. Powiedziałam – wojna się zaczęła, spojrzałam na syna i popłynęły mi łzy. Panie, pomóż. Czy mogłabym milczeć? Mogłabym! Ale wstydzę się i boję" – napisała w mediach społecznościowych. Primabalerina Olga Smirnowa opuściła Bolszoj Balet i dołączyła do Holenderskiego Baletu Narodowego. A przecież, jak twierdzą niektórzy, hokej to balet na lodzie.

Amerykański dziennikarz Kevin B. Blackistone uznał (na łamach „Washington Post"), że konferencja wybitnego hokeisty była straconą okazją na powiedzenie czegoś ważnego, bo jego głos miałby wielką siłę. Owieczkin mówi, że jest sportowcem, a nie politykiem? A kim był, kiedy zakładał Drużynę Putina? Dziennikarz daje hokeiście za przykład Dennisa Brutusa, aktywistę z Republiki Południowej Afryki, który co prawda nie był sportowcem, tylko dziennikarzem i poetą, ale namawiał właśnie świat sportu do bojkotu RPA za politykę apartheidu. Zapłacił za to wysoką cenę, siedział w więzieniu w celi obok Nelsona Mandeli, ale protest był skuteczny, RPA była bojkotowana na sportowych arenach i reprezentanci tego kraju wystąpili ponownie na igrzyskach olimpijskich dopiero w 1992 r. w Barcelonie.

Owieczkin powinien być nieustraszony jak Dennis Brutus, przekonuje amerykański dziennikarz, choć bardziej naturalnym skojarzeniem jest w tej sytuacji inny Brutus, ten, który zdradził Cezara. Czy Owieczkin okaże się Brutusem? Na razie się na to nie zanosi, wydaje się raczej wiernym żołnierzem Putina.

Czytaj więcej

Kobe Bryant. Zuchwały, arogancki, fantastyczny

Autor jest dziennikarzem „Kroniki Beskidzkiej"

Konto sportowca śledzi 1,6 mln ludzi. Zdjęcie z rosyjskim przywódcą widnieje tam od dawna. Pojawiły się informacje, że planował je zmienić po ataku Rosji na Ukrainę i zastąpić symbolem pokoju, ale tak się nie stało. Czy dlatego, że w ojczyźnie pozostaje żona hokeisty z dwójką małych dzieci, a także jego rodzice? Tego nie wiemy. Dan Milstein, agent wielu rosyjskich i białoruskich hokeistów grających w NHL, sam pochodzący z Kijowa, w rozmowie z „New York Timesem" mówił rzeczy wiadome: że jego podopieczni znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji, że są obrażani w mediach społecznościowych i na stadionach, że kibice wysyłają ich z powrotem do Rosji, oraz, że otrzymują groźby. Hokeiści nie chcą mieć nic wspólnego z wojną, zapewniał Milstein, ale z drugiej strony obawiają się zabierać głos na ten temat, bo nie wiadomo, jakie mogłoby to mieć dla nich konsekwencje w przyszłości.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Plus Minus
"Żarty się skończyły”: Trauma komediantki
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni