Mariusz Max Kolonko: Pierwszy dziennikarz piątej władzy

Mariusz Max Kolonko chce ze swoją telewizją wejść na multipleks. – MaxTV będzie służyć polskiej racji stanu i będzie mieć polski kapitał. Dziennikarze będą u mnie dobrze zarabiać, ale i mocno zasuwać – zapowiada.

Aktualizacja: 03.04.2016 12:07 Publikacja: 01.04.2016 02:57

Impreza „Róże »Gali«” , Warszawa, 2005. W roli róży – Weronika Rosati

Foto: TRICOLORS/EAST NEWS

„Max, jesteś dla mnie Jezusem internetu" – pisze pod jednym z odcinków MaxTV internauta. „Max na prezydenta" – wtórują mu inni. A sam Mariusz Max Kolonko mówi: stworzyłem pojęcie piątej władzy, w polskim dziennikarstwie opiniotwórczym w sieci jestem number one.

W ostatnich tygodniach Mariusz Max Kolonko przeżywa drugą medialną młodość. Przed dwoma tygodniami na gali tygodnika „Wprost" odebrał Nagrodę Kisiela w kategorii publicysta. Paweł Kukiz widziałby Kolonkę w odnowionej TVP, a Piotr Apel, poseł z jego formacji, chwali Kolonkę za niezależność i widzi w nim nawet szefa „Wiadomości". Pojawiły się również pogłoski, że Kolonko mógłby zostać nawet wiceszefem TVP. – Być może pan Max Kolonko otrzyma ofertę z naszej strony – przyznał w jednej z rozmów dyrektor TVP 1 Jan Pawlicki. I dodał, że jest „wielbicielem jego talentu", który polega na tym, że Kolonko potrafi mówić przez pół godziny do kamery w taki sposób, żeby ludzie tego słuchali.

Kolonko nie mówi „nie". – Jestem niezależnym producentem i nie mam problemu, by produkować dla kogokolwiek – podkreśla, gdy pytam go o ewentualną współpracę z TVP. Zastrzega jednak, że najważniejsze będzie dla niego zdanie internetowego widza. – Jest łącznie ponad milion subskrybentów na MaxTV i MaxTVnews, ponad 700 tys. na Facebooku. To są moi ludzie, wobec których chcę być lojalny przede wszystkim – tłumaczy „Plusowi Minusowi".

Czytaj także:

I nic dziwnego. Renesans popularności Kolonki zaczął się właśnie w internecie, gdzie od listopada 2012 roku Kolonko „mówi, jak jest". A internauci słuchają.

Mariusz z Bydgoszczy

Kolonko jest absolwentem I Liceum Ogólnokształcącego w Bydgoszczy – tego samego, które skończył Radosław Sikorski. Wzmianka o byłym szefie MSZ jest nieprzypadkowa – Kolonko i Sikorski chodzili do tej samej klasy, a twórca MaxTV często wspomina o znajomości z przyszłym szefem polskiej dyplomacji. W 2013 roku Kolonko apelował do kierowanego przez Sikorskiego MSZ o zajęcie się kanałem TVP Polonia i uczynienie z niego programu pod auspicjami resortu tworzonego przez Polonię dla Polonii. Kiedy mówił o tym w rozmowie z Onetem, wspomniał o United States Information Agency (działającej do 1999 roku instytucji zajmującej się promowaniem amerykańskiej polityki w różnych częściach świata – red.) i mimochodem napomknął, że Sikorski wie, o czym mowa, bo „rozmawiali o tym na przerwach w ogólniaku". W innej wypowiedzi wspominał, że z Sikorskim „grali w piłkę po szkole".

Po ukończeniu liceum rozpoczął studia politologiczne w Poznaniu. To właśnie tam zadebiutował na antenie – prowadził program w studenckiej rozgłośni radiowej Winogrady, w którym zajmował się m.in. muzyką rockową. Potem trafił na staż do Programu III Polskiego Radia, gdzie na jego przebojowość zwrócił uwagę Sławomir Zieliński, w tamtym czasie zastępca dyrektora programowego stacji. To on mu poradził, by przeniósł się do Warszawy (w stolicy Kolonko studiował dziennikarstwo).

W Warszawie cierpliwie czekał na swoją szansę – zamieszkał niedaleko siedziby radia. Powód? Zieliński powiedział mu, że jeśli któraś z gwiazd stacji nie da rady dotrzeć do studia, wtedy na antenę wejdzie on – właśnie dlatego, że mieszka najbliżej. I tak też się stało – kiedy pewnego razu do studia nie zdążył Wojciech Mann, na antenie pojawił się Kolonko. Potem jeszcze kilka razy poprowadził audycję „Zapraszamy do Trójki".

I kiedy stanął u wrót kariery medialnej, zdecydował się wyjechać do USA. Miał 23 lata, w USA chciał trochę dorobić i szybko wrócić do Polski. Stało się jednak inaczej.

W Stanach Zjednoczonych początkowo zarabiał przy malowaniu domów. Potem założył firmę budowlaną. Wtedy też stał się Maxem – podobno kiedyś w ten sposób zwrócił się do niego Zachary Fischer, nowojorski magnat działający w branży budowlanej, któremu młody emigrant z Polski prezentował swoje projekty.

Max z Nowego Jorku

Kolonko marzył o karierze w amerykańskim stylu. „Chciałem być milionerem w Ameryce" – pisał w wydanej kilkanaście lat później książce „Odkrywanie Ameryki". Jak sam wspomina, zaczynał niemal od zera – do USA przyjechał, mając w kieszeni 200 dolarów. Własną firmę budowlaną założył, ponieważ wyliczył, że aby zarobić pierwszy milion w cudzych przedsiębiorstwach, musiałby pracować 70 lat. Po wyremontowaniu – jak skrupulatnie wylicza – 54 wieżowców na Manhattanie postanowił wznowić przygodę z mediami. Założył firmę Media 2000. Czemu 2000? Bo – jak wspominał później – zamierzał zostać milionerem do 2000 roku.

Jeszcze przed założeniem spółki Media 2000 został korespondentem „Panoramy", w czym pomogła mu znajomość z jej szefem Marcinem Zimochem, z którym znał się z Polskiego Radia. I wtedy się zaczęło.

– W tamtym czasie byliśmy zafascynowani wzorcami z amerykańskich mediów komercyjnych. Kolonko stał się łącznikiem pomiędzy naszą cywilizacją a zmitologizowaną Ameryką – krajem silnych, niezależnych ludzi. Takie osoby jak Kolonko – aktywne, przedsiębiorcze, przebojowe – robiły wrażenie na Polakach. Kolonko był trochę takim kowbojem, samotnym szeryfem polskiego dziennikarstwa, który zapuszczał się w rejony dzikiej Ameryki – wspomina medioznawca prof. Maciej Mrozowski.

– Edwards mówi, że odkąd zobaczył UFO, ma kłopoty ze snem, jego dom jest pod obserwacją, a nad dachem krążą mu orły – mówił ze śmiertelną powagą, charakterystyczną dla siebie emfazą i akcentem amerykańskiego Polonusa Kolonko w zrealizowanym dla „Panoramy" materiale, w którym szukał śladów obcych form życia w Kolorado. W tym samym reportażu opowiadał o tajemniczej dolinie. – Jej domeną jest to: martwe krowy – mówił Kolonko, pokazując jedną z takich krów, po czym po znaczącej pauzie dodawał: – Okaleczone martwe krowy z wyciętymi organami rodnymi. Wszystkiemu towarzyszyła budująca nastrój grozy muzyka.

Kolonki nie sposób było nie zapamiętać. Widzowie nie tylko go pamiętali, ale też lubili do tego stopnia, że kierownictwo „Wiadomości" w czasach, gdy ich korespondentem w USA był Tomasz Lis, miało mu sugerować, aby czasem przygotowywał materiały w stylu Kolonki.

Kochali go też kabareciarze, którzy często parodiowali jego styl. – Od początku swojego funkcjonowania w mediach realizował zasadę: wyróżnij się lub zgiń – zauważa dr Magdalena Mateja, medioznawca i zastępca redaktora naczelnego pisma „Nowe Media". I dodaje, że Kolonko już wtedy był „memetyczny", choć w tamtych czasach o internetowych memach nikt jeszcze nie słyszał. – To nie było klasyczne dziennikarstwo polegające na relacjonowaniu zdarzeń. On tworzył obrazki z życia, telewizyjne felietoniki – dodaje dr Mateja.

One man show

U szczytu popularności znalazł się po zamachach 11 września 2001 roku, kiedy to relacjonował dla polskich mediów to, co się działo w Ameryce po zamachu na World Trade Center. W kontekście tragicznych wydarzeń jego mocno udramatyzowany sposób przygotowywania materiałów sprawiał, że relacje z USA chwytały widzów za serce. Po latach Jolanta Pieńkowska, wówczas pracująca w „Wiadomościach", wspominała, że „płakała jak bóbr, widząc jeden z materiałów przygotowanych przez Kolonkę". – Pięć razy musiałam to obejrzeć, zanim weszliśmy na wizję. Takie rzeczy potrafi zrobić tylko artysta – chwaliła go.

W tym samym roku Kolonko zdobył przyznawanego przez Akademię Telewizyjną Wiktora dla najlepszego dziennikarza roku, został korespondentem „Wiadomości" w USA, a w rankingach najpopularniejszych dziennikarzy należał do ścisłej czołówki – obok Kamila Durczoka, Tomasza Lisa i Elżbiety Jaworowicz. Prasa kobieca pisała o nim „Maxymalnie seksowny" i przedstawiała jako jedną z najlepszych partii w Polsce. Był na szczycie.

W 2005 roku TVP nie przedłużyła z nim jednak kontraktu. Mówiło się, że nie lubiła go Dorota Warakomska, która w tamtym czasie kierowała „Wiadomościami". Obie strony nie mogły się też podobno porozumieć w kwestiach finansowych. Ponadto TVP coraz mniej potrzebowała szeryfa przemierzającego Amerykę, a coraz bardziej klasycznego korespondenta politycznego.

Kolonko zaczął współpracować z „Dzień Dobry TVN", publikował na łamach polskich gazet, napisał książkę „Odkrywanie Ameryki. Zapiski w jeepie", na podstawie której potem przygotowywał program dla TV 4, został twarzą kampanii reklamowej Liberty Direct, a tabloidy rozpisywały się o jego związku z Weroniką Rosati. Nie zniknął, ale już nie należał do dziennikarskiej pierwszej ligi. Można było odnieść wrażenie, że na polskim rynku odcina kupony od minionej sławy.

I wtedy pojawiła się MaxTV – internetowy „one man show" z Kolonką w roli głównej. Kolonko wciśnięty między półki z książkami, w mocno klaustrofobicznej przestrzeni zaczął zza oceanu wyjaśniać Polakom świat.

Początkowo przekaz MaxTV stanowiły krótkie, kilkuminutowe felietony na wybrany przez Kolonkę temat. Wraz ze zdobywaniem przez MaxTV popularności format ten zaczął ewoluować – obecnie każdy odcinek programu trwa ok. 30 minut, Kolonko porusza w nim kilka tematów, a oprócz niego samego na ekranie widać też fragmenty materiałów wideo, infografiki, fotomontaże.

Największą siłą programu jest jednak sam Kolonko, który rozdaje razy na lewo i prawo (choć najczęściej na lewo) i formułuje ostre sądy, nie dbając o poprawność polityczną (sam nazywa ją zresztą „bakterią Karola Marksa"). Regularnie przestrzega przed agresywnym islamem, zbiera podpisy pod petycją o ograniczenie niemieckiego kapitału w polskich mediach, a obrazki z marszów KOD zestawia z materiałami Polskiej Kroniki Filmowej z pochodów pierwszomajowych. Człowiekiem roku był już dla niego Władimir Putin (za ogranie Zachodu ws. Ukrainy) i Donald Trump, którego sukces zapowiadał jeszcze wtedy, gdy Trump był postrzegany wyłącznie jako ciekawostka w prawyborczym wyścigu u republikanów. Max regularnie podkreśla: mówię, jak jest.

W internecie jak ryba w wodzie

W czym tkwi tajemnica internetowego sukcesu Kolonki? Dr Mateja podkreśla, że Kolonko doskonale rozumie internet. Chwali go za dobre zaaranżowanie sytuacji komunikacyjnej – ciasne studio, w którym występuje Kolonko, sugeruje, że oto widz wkracza do jego przestrzeni prywatnej, a to w sieci ceni się najbardziej. – To ma świadczyć o szczerości i naturalności przekazu – tłumaczy medioznawca. Dodaje, że w takich warunkach przekaz Kolonki jest postrzegany jako autentyczny, nie koniunkturalny. Dlaczego? Chociaż bowiem jest wygłaszany publicznie, to jednak otoczenie, w którym występuje Kolonko, stwarza wrażenie, że mamy do czynienia z prywatnym kontaktem widza z prowadzącym – a w takiej sytuacji najczęściej słowa, które padają, są szczere.

Dr Mateja zwraca też uwagę na pewną manipulację, jakiej dopuszcza się Kolonko. Dziennikarz „mówi, jak jest", jego program stylizowany jest na audycję informacyjną. Tymczasem owo „mówienie, jak jest" jest w rzeczywistości wyrażaniem opinii samego Kolonki, które jednak przedstawiane są nie jako opinie, lecz jako fakty. Medioznawca zauważa przy okazji, że podobnego hasła w kampanii promocyjnej użył przed laty „Super Express", który chwalił się, że „Pisze, jak jest". Chodziło o to samo. I choć – jak zauważa medioznawca – Kolonko jest dziś „nowomedialny", a w internecie czuje się jak ryba w wodzie, to jednocześnie wykorzystuje umiejętności zdobyte w czasie pracy w tradycyjnych mediach. – Kamera go lubi, a on umie z nią grać. Montaż programu jest bardzo dobry, infografiki, z których korzysta Kolonko –świetne – wylicza dr Mateja.

Sam Kolonko pytany o to, czy wzorował się na kimś, przygotowując MaxTV, zaprzecza: – Nigdy nie wzoruję się na nikim i niczym. Nie podglądam innych, bo podglądanie zabija myślenie out of the box. Jestem zadowolony z koncepcji MaxTV, zwłaszcza że nikt tego nie robi, nie ustawia kamery na siebie, nie leci bez promptera, nie mówi, jak jest.

Rusza z posad bryłę świata mediów

Szukając źródeł sukcesu MaxTV, nie można zapomnieć jeszcze o jednym. Odbierając Nagrodę Kisiela, Kolonko podkreślił, że zawsze był dziennikarzem antyestablishmentowym. W MaxTV, a także w licznych wywiadach dystansuje się od dużych organizacji medialnych, a dziennikarzom w nich pracujących nie szczędzi krytyki. Kiedy pytam go o polskich dziennikarzy, których ceni, na początku zaznacza, że „nie obchodzą go ci ludzie".

Potem przyznaje, że ceni Bogdana Rymanowskiego za „przejrzysty styl, cool prezencję i kulturę prowadzenia programu". Na drugim biegunie jest Tomasz Lis, którego Kolonko określa mianem „osoby na smyczy niemieckiego kapitału". – Takiego człowieka jak Lis potrzebuje kapitał niemiecki, a nie Polska – podkreśla. Generalnie jednak Kolonko przyznaje, że choć nie śledzi rynku medialnego w Polsce, to „widzi to, co widzowie podeślą mu do skomentowania". – I zwykle jest to jakaś dziennikarska masakra – podsumowuje.

To dystansowanie się od tradycyjnych mediów sprawia, że w oczach internautów Kolonko staje się jeszcze bardziej autentyczny. Skoro bowiem nie ma nad sobą żadnego szefa, nie obowiązuje go żadna linia redakcyjna i jest zależny wyłącznie od własnego kapitału – to znaczy, że może mówić, co chce. A więc również prawdę.

Kolonko definiuje się jako „piąta władza", czyli przedstawiciel nowych mediów. Na gali Nagród Kisiela mówił do zebranych tam dziennikarzy: „Jestem tu jedynym, który mówi, jak jest". Mówiąc o przedstawicielach klasycznych mediów, podkreśla, że „nie rozumieją dzisiejszej telewizji". – Są jak ci, co zatykali nosy na widok forda T, który zastąpił wóz ciągnięty przez konia. Mówiłem na początku MaxTV: Najpierw się z ciebie śmieją, potem ignorują, potem walczą i wtedy wygrywasz – dodaje. W tej narracji jest więc Kolonko niemal rewolucjonistą, który ma ruszyć z posad bryłę świata mediów w Polsce.

Na razie rewolucji nie dokonał, ale tylko on przebił się z publicystyką społeczno-polityczną do ścisłej czołówki programów polskojęzycznych na YouTubie.

Czas na powrót do TVP? Niekoniecznie. Kolonko sugeruje, że to bardziej on byłby potrzebny TVP niż ona jemu. – TVP ma ten problem, że będą iść w dół w ratingach, mimo pozytywnych zmian. Tam potrzeba dyktatora z decyzyjnym carte blanche, poważnych zmian strukturalnych w funkcjonowaniu redakcji, a przede wszystkim ludzi. A tych nie ma. Nie mają kim robić programu. Wyprowadzenie takiego okrętu z mielizny wymaga synergii wielu czynników, a przede wszystkim czasu, a oni go nie mają. Nie wygląda to najlepiej. Nie mają lokomotywy programowej. Nie chciałbym być w skórze prezesa TVP Jacka Kurskiego – wyjaśnia.

Telewizja, jakiej jeszcze nie było

Medioznawcy zwracają z kolei uwagę, że indywidualizm Kolonki mógłby szybko stać się zarzewiem konfliktu między nim a TVP. Dr Mateja tłumaczy, że solista, jakim jest Kolonko, niekoniecznie sprawdziłby się w orkiestrze symfonicznej. – Czy zadowoliłby się rolą pierwszych skrzypiec? – zastanawia się.

Kolonko ma jednak plan B, choć może jest to nawet plan A, który ściśle wiąże się z jego internetowym kanałem. – MaxTV wejdzie na polski rynek medialny. Jest plan, by wejść na multipleks, przy jednoczesnym rozbudowaniu pozycji w sieci. To będzie nowa telewizja, w znaczeniu – odmienna od wszystkiego, co znacie. Będzie służyć polskiej racji stanu i mieć polski kapitał – zdradza nam. Dodaje, że „jest otwarty na każdego partnera biznesowego i każdego dziennikarza, który chce mówić, jak jest". – Będą u mnie dobrze zarabiać, ale i mocno zasuwać. Zrobię telewizję, jakiej jeszcze nie było – zapewnia.

Każdy, kto odwiedzi stronę Kolonki, będzie wiedział, że dziennikarz lubi być we wszystkim pierwszy. Zapewnia, że był pierwszym polskim dziennikarzem, który trzymał rękę na przyciskach odpalających amerykańskie głowice atomowe, jako jedyny dziennikarz własnoręcznie odlał statuetkę Oscara, a także jako pierwszy polski dziennikarz łączył się z przebywającym na orbicie astronautą. Dziś chce być pierwszym dziennikarzem piątej władzy.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

„Max, jesteś dla mnie Jezusem internetu" – pisze pod jednym z odcinków MaxTV internauta. „Max na prezydenta" – wtórują mu inni. A sam Mariusz Max Kolonko mówi: stworzyłem pojęcie piątej władzy, w polskim dziennikarstwie opiniotwórczym w sieci jestem number one.

W ostatnich tygodniach Mariusz Max Kolonko przeżywa drugą medialną młodość. Przed dwoma tygodniami na gali tygodnika „Wprost" odebrał Nagrodę Kisiela w kategorii publicysta. Paweł Kukiz widziałby Kolonkę w odnowionej TVP, a Piotr Apel, poseł z jego formacji, chwali Kolonkę za niezależność i widzi w nim nawet szefa „Wiadomości". Pojawiły się również pogłoski, że Kolonko mógłby zostać nawet wiceszefem TVP. – Być może pan Max Kolonko otrzyma ofertę z naszej strony – przyznał w jednej z rozmów dyrektor TVP 1 Jan Pawlicki. I dodał, że jest „wielbicielem jego talentu", który polega na tym, że Kolonko potrafi mówić przez pół godziny do kamery w taki sposób, żeby ludzie tego słuchali.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich