Władzo, nie przeszkadzaj
Marcin Przybysz w kryzysie widzi szansę. Przede wszystkim na to, że trudne czasy uporządkują branżę. – Na Zachodzie standardem jest, że szef kuchni jest współwłaścicielem. A w Polsce jest tendencja do otwierania miejsc nieprzemyślanych, na jedno kopyto, byleby był mielony i schabowy, bo to najbardziej inwestorowi smakuje – uważa. I dodaje: – Nie rozumiem, czemu wszyscy myślą, że gastronomia daje łatwe pieniądze. Wręcz przeciwnie, są one jednymi z najciężej zarabianych. Jego zdaniem z zawieruchy wyjdziemy silniejsi, bardziej świadomi i zahartowani. – Może zamiast kupić 10 dag szynki, a później 5 wyrzucić, zaczniemy brać tyle, ile nam potrzeba? Ja już zmieniłem swoje nawyki, wcześniej wyrzucałem w domu dużo żywności, teraz ograniczyłem to do minimum – zdradza Przybysz. Jak przyznaje, „wyjście ze strefy komfortu” dla wielu może być „trudne, wręcz bolesne”. – Ale nie oszukujmy się, ostatnie lata to była szaleńcza pogoń nie wiadomo za czym. I bez oglądania się, do czego doprowadziło to planetę i przyrodę. Teraz coraz więcej ludzi mówi: halo, musimy przemyśleć nasz styl życia, zatrzymać się. I może rzeczywiście przyszedł już na to czas.
Co do tego nie ma jednak w branży jednomyślności. Jest za to coraz więcej frustracji. – Czy nie czuję się zmęczony, że ciągle muszę liczyć, kombinować, wszystko sprawdzać? – Hubert Górski powtarza głośno moje pytanie. – Nie stać nas na to, żeby tak się czuć. Mamy 30 ludzi i ich rodziny do wykarmienia. Jeśli nie damy im pracy, zostaną sami z rachunkami i życiem do opłacenia – tłumaczy.
Marcin Maliszewski wspomina z kolei o znajomych restauratorach. – Mają pomysł na biznes, dają z siebie wszystko – i to działa, są pełne sale. Nawet teraz, gdy inflacja szaleje – opowiada. – Jak się patrzy na to z boku, można pomyśleć: marzenie! Ale wystarczy porozmawiać 10–15 minut z każdym po kolei, żeby poznać listę patologii, których na co dzień nasza branża doświadcza. To nas najbardziej denerwuje: że wielu z nas robi wszystko dobrze, a ktoś nagle przychodzi i ot tak wszystko rujnuje.
Wiele restauracji przegrywa tę potyczkę, w kuluarach już wiadomo, kto od stycznia zwija się z interesem. – Wiemy sami i od pracowników, co dzieje się w branży: tu się lokal zamknął, tam szef nie wypłacił pieniędzy, gdzie indziej w ogóle zniknął, próbuje się ukryć przed rosnącymi zaległościami – opowiada Maliszewski. W końcu przyznaje, choć wcześniej unikał takiego rozważania: nie wyobraża sobie, że im także przyjdzie stanąć pod ścianą. – Ktoś by powiedział: nie sztuką jest założyć biznes, sztuką jest w odpowiednim momencie z niego zrezygnować – ten cytat zapowiada najtrudniejszą część rozmowy. – Jeśli nic się nie zmieni, rząd nie przestanie nam dowalać, nawet dobrze prosperujące biznesy będą się musiały prędzej czy później pozamykać.
Kolejne tarcze nie rozwiązują problemu. Jak wynika z raportu „HoReCa 2022: Branża gastronomiczna w Polsce dwa lata po wybuchu pandemii”, do maja 2022 roku niemal co piąty lokal z branży gastronomicznej i eventowej został zlikwidowany albo zawiesił działalność. Inflacja, niski kurs złotówki oraz rosnące ceny prądu i gazu stawiają przed restauratorami kolejne wyzwania – co wykazała analiza przygotowana przez Dun & Bradstreet dla „Rzeczpospolitej”: od początku roku działalność zwiesiło prawie 4 tys. obiektów gastronomicznych (o 60 proc. więcej niż w 2021 roku).
Dofinansowanie, kolejna tarcza nie wydają się jednak skutecznym rozwiązaniem. – Pewnie, to by ulżyło wielu ludziom, pomoc państwa w ciężkich chwilach jest bardzo przydatna. Jednak nie można sięgać po nią bezwarunkowo i zawsze, nie może kończyć się na wyręczaniu. A u nas, mam wrażenie, jest to w wielu przypadkach wręcz absurdalne – uważa Marcin Przybysz. Dlatego, co podkreśla ponownie, raczej koncentruje się na własnym działaniu. – Okej, jest trudniej. Ale to może nas pobudzać do większej kreatywności. Inni przedstawiciele gastronomii nie są jednak o tym przekonani. – Nikt, kto nie prowadził własnego biznesu, nie zrozumie problemów, z którymi teraz się borykamy – Hubert Górski chce, żeby to wybrzmiało. Także to, że rozwiązanie wcale nie jest skomplikowane: – Mnie płacą za to, żebym robił zaj…ą pizzę, a my płacimy rządowi, żeby dobrze nami rządził. Niech więc po prostu to robi. Przede wszystkim niech nam, przedsiębiorcom, nie przeszkadza.
Zdaniem Marcina Kuca, kucharza i dziennikarza kulinarnego, część przyciśniętych problemami restauratorów może obniżać jakość. – Zwłaszcza lokale serwujące mięso będą musiały albo dowalić zaporowe ceny, albo przeprosić się z podrobami – przewiduje
Foto: Agnieszka Wanat
Marcin Przybysz, właściciel restauracji w centrum stolicy, przekonuje, że kryzys może być szansą: – Okej, jest trudniej. Ale to może nas pobudzać do większej kreatywności
Foto: Dawid Jasiurkowski