Aleksandra Mirosław, sylwetka złotej medalistki olimpijskiej

Kilka lat temu pracowała jako sprzedawca w sklepie sportowym. Dziś Aleksandra Mirosław jest mistrzynią i rekordzistką świata w nowej konkurencji olimpijskiej – wspinaczce na czas. Ma wielką szansę na medal igrzysk w Paryżu.

Publikacja: 02.12.2022 17:00

Aleksandra Mirosław, sylwetka złotej medalistki olimpijskiej

Foto: POOL/AFP

W związku ze zdobyciem przez Polkę złotego medalu w Paryżu przypominamy sylwetkę Aleksandry Mirosław, która ukazała się w grudniowym numerze „Plusa Minusa”.

W sierpniu na mistrzostwach Europy w Monachium Polki – Aleksandra Mirosław, Aleksandra Kałucka, Natalia Kałucka, Patrycja Chudziak i Anna Brożek zajęły pierwszych pięć miejsc właśnie we wspinaczce na czas. Srebrny medal wśród panów zdobył Marcin Dzieński. To nie przypadek. Od 2014 r. Polacy regularnie przywożą medale z imprez rangi mistrzowskiej. Dwa ośrodki w Lublinie i Tarnowie od lat szkolą zawodników na najwyższym światowym poziomie.

Czytaj więcej

Festiwal w Tykocinie. Prawdziwa opowieść o małej ojczyźnie

Każdy chciał być Kukuczką

Skąd wziął się polski fenomen wspinaczki sportowej, wyjaśnia Tomasz Mazur, pracujący od 2011 r. w klubie wspinaczkowym w Tarnowie. Wychowawca pięciorga medalistek i medalistów imprez międzynarodowych (zdobyli łącznie 66 medali), wraca do czasów PRL-u. – Medale we wspinaczce sportowej zdobywaliśmy już pod koniec XX wieku. Od razu byliśmy silni. Dlaczego? W latach 80. żyliśmy w systemie totalitarnym, do którego nie bardzo pasował alpinizm, bo kojarzył się z wolnością, nieskrępowanymi zasadami. Polski Związek Alpinizmu musiał podporządkować się regułom ministerialnych klasyfikacji, by zawodnicy mogli dostawać stypendia, a federacja dotacje. W raczkujących zawodach krajowych najłatwiej było klasyfikować zawodników za pomocą czasu. W ten sposób wykształciliśmy zawodników, nabyliśmy wiedzę szkoleniową, mieliśmy specjalistów w tej konkurencji. Przy czym warto pamiętać, że zawodnicy nie trafiali do wspinaczki po to, by być sprinterami. Nieco przejaskrawiając, każdy chciał być Jurkiem Kukuczką. To sukcesy naszych alpinistów przyciągały młodych do naszego sportu. Tak powstała pewna tradycja, którą kontynuujemy, choć wobec naszej konkurencji wewnątrz PZA pojawiają się głosy krytyczne. Alpiniści i wspinacze skalni z lekkim sarkazmem traktują zawody „na czas”, mówiąc, że to raczej lekkoatletyka – tłumaczy Tomasz Mazur.

Mimo tych złośliwości wspinaczka sportowa pozostała w strukturach Polskiego Związku Alpinizmu. Jej znaczenie bardzo wzrosło, gdyż od igrzysk w Tokio jest sportem olimpijskim, choć wciąż traktowanym przez MKOl eksperymentalnie. W Japonii przyznano medale w trójboju wspinaczkowym, połączeniu trzech różnych konkurencji – boulderingu, prowadzenia oraz wspinaczki na czas. Początkowo działacze MKOl zamierzali ograniczyć się tylko do wspinaczki na czas, gdyż po wieloletnich wizytacjach stwierdzili, że jest to konkurencja mająca jasne zasady. Wygrywa ten, kto najszybciej wbiegnie w górę po 15-metrowej ścianie. Ale wspinaczka była już ukształtowanym sportem i nie chodziło w niej tylko o zawody na czas, trzeba więc było dokonać wyboru, gdyż MKOl przewidział dla tego sportu tylko dwa komplety medali. Wybrano więc trójbój kobiet i mężczyzn.

Po tym, co stało się w Tokio, przyszły jednak zmiany. Powód był ewidentny: wspinaczka na czas cieszyła się największą popularnością i miała największą oglądalność. MKOl, który stara się podążać za głosem publiczności – szczególnie młodej – w porozumieniu z gospodarzami kolejnych igrzysk w Paryżu postanowił więc podzielić wspinaczkę sportową na trzy konkurencje, a wspinaczka na czas będzie rozgrywana osobno. A to, uwzględniając polskie tradycje i ostatnie wyniki, stwarza szanse medalowe dla Polski. Za gwiazdę światowego formatu tej dyscypliny uchodzi w tej chwili 28-letnia lublinianka Aleksandra Mirosław.

Praca, studia, trening

Do wspinaczki nie trafiła słuchając opowieści o Jerzym Kukuczce. Bardziej była zapatrzona w amerykańskiego pływaka, multimedalistę olimpijskiego Michaela Phelpsa, bo w dzieciństwie trenowała pływanie. To jej starsza siostra Małgorzata chodziła na ściankę wspinaczkową i z wielu zawodów wracała do domu z pucharami i medalami. – Patrzyłam na nią z podziwem dużymi maślanymi oczami i mówiłam sobie, że też bym tak chciała. Gosia była moim pierwszym wspinaczkowym autorytetem. Niedawno dowiedziałam się, że Phelps miał podobną historię, bo też do pływania i treningu zainspirowały go siostry – mówi Aleksandra Mirosław.

Pierwsze sukcesy przyszły w czasach juniorskich, jako 19-letnia dziewczyna w mistrzostwach Europy sięgnęła po srebrny medal, rok później po brąz na mistrzostwach świata wśród seniorek. Wspinaczka nie była jeszcze wtedy sportem olimpijskim. Alternatywnymi zawodami były World Games oraz prestiżowe imprezy typu Rock Master we włoskim Arco, uznawane za nieoficjalne mistrzostwa świata. Oznaczało to więc, że wspinaczka jest sportem dla pasjonatów.

Aleksandra Mirosław (wtedy jeszcze Rudzińska) łączyła treningi ze studiami i pracą. Nie miała sponsorów, a ponieważ w 2015 r. nastąpił kryzys formy, nie było też żadnego stypendium. – Nie mogłam cały czas inwestować w sport, ani ja, ani moja rodzina, skoro nie było sukcesów. Poszłam do pracy. Najpierw w sklepie sportowym, potem prowadziłam zajęcia z dziećmi w klubie wspinaczkowym w Lublinie w ramach zajęć WF w jednej ze szkół prywatnych – wspomina. Jeśli chodzi o treningi, to w Lublinie nie było komfortu, trenowała na 10-metrowej ścianie, podczas gdy zawody rozgrywane są na 15-metrowej. Aby ćwiczyć na standardowej w jej konkurencji ściance, przeprowadziła się na pewien czas do Tarnowa.

Sukcesów przez trzy sezony nie było i w 2018 roku postanowiła skończyć z wyczynowym uprawianiem ukochanego sportu. – Kończyły się pieniądze, chęć i motywacja. W zamian pojawiły się złość i frustracja. Wydawało mi się, że robiłam wszystko, a to nie wystarczyło do medalu – opowiada. Wtedy decydującą rolę odegrał Mateusz Mirosław, wówczas narzeczony i trener, a od 2019 roku mąż i trener. – Powiedział, żebyśmy dali sobie jeszcze jedną szansę i przygotowali się do mistrzostw świata w Innsbrucku. Warunki do treningu mieliśmy już lepsze, bo w Lublinie powstała 15-metrowa ścianka. Chcieliśmy sprawdzić, dokąd to nas zaprowadzi. I zaprowadziło do mistrzostwa świata – wspomina.

Rok 2018, który miał być zakończeniem kariery, stał się więc nowym początkiem.

Czytaj więcej

Festiwal w Tykocinie. Prawdziwa opowieść o małej ojczyźnie

Mąż i trener

Mateusz Mirosław szkoli Aleksandrę od ośmiu lat. Tak jak większość trenerów wspinaczki sportowej w Polsce jest samoukiem. – Problem, z którym się borykałem, to brak literatury i badań na temat naszego sportu. Jeżeli chciałbym zostać ekspertem w dziedzinie sprintu, to zamawiam 30 książek na Amazonie, mam wokół doświadczonych trenerów i się uczę. We wspinaczce wszystko musiałem robić na własną rękę. Analizowałem filmy z występów różnych zawodników, jeździłem na szkolenia, kursy, pytałem trenerów z innych sportów o radę – tłumaczy.

Tą metodą prób i błędów doprowadził swoją zawodniczkę do poziomu mistrzowskiego. Czy podczas rywalizacji jest bardziej mężem czy trenerem? – To jest wtedy jedna i ta sama osoba. Mateusz od zawsze chciał mi pomóc. Kiedy miałam momenty zwątpienia, słabsze lata, kontuzje, zawsze we mnie wierzył. Dobrze jest mieć kogoś takiego przy sobie – podkreśla Aleksandra Mirosław. – Nieco żartując, relację z tą zawodniczką można określić jako specyficzną. Ale okazuje się to bardzo ciekawym zadaniem. Kiedy Ola czuje moje wsparcie, wskaźniki treningowe i wyniki na zawodach mocno się poprawiają. Zauważyłem, że czasami spojrzenie prosto w oczy jest bardziej skuteczne jako forma kontaktu niż długa analiza w telefonie. Takie niemierzalne rzeczy mogą mieć w sporcie ogromne znaczenie. Nam bardzo pomagają – mówi Mateusz Mirosław.

Tokio jako doświadczenie

Co zmieniło złoto na mistrzostwach świata w roku 2018? – Od tego momentu wszystko poświęciłam sportowi. Miałam już stypendium, nie musiałam pracować. Stałam się profesjonalnym sportowcem. Aby osiągać lepsze wyniki, powiększyłam sztab szkoleniowy – mówi Aleksandra.

Rok później zajęła pierwsze miejsce na mistrzostwach świata w Japonii i wywalczyła kwalifikację do igrzysk olimpijskich. Potem był gorszy czas – pandemia, kontuzja palca, która w tym sporcie jest jedną z najgorszych i może przerwać karierę. Z pomocą fachowców polskich i fizjoterapeuty kadry Niemiec, z którym odbywała konsultacje online, udało się wyleczyć kontuzję.

W Tokio do medalu zabrakło niewiele. Zajęła czwarte miejsce. Wygrała swoją konkurencję – wspinaczkę na czas, ustanawiając przy tym – wynikiem 6,84 s. – rekord świata. Zadziwiła wszystkich, nawet konkurentki, które uważały, że po kontuzji już się nie podniesie. Nie była w stanie jednak powalczyć w boulderingu (tu zadaniem jest przejście trudnej ściany) i prowadzeniu. To dwie różne konkurencje. Prowadzenie jest jak maraton, trwa 6 minut, a wspinaczka na czas jak sprint albo raczej bieg 100 m przez płotki i trwa u najlepszych zawodniczek poniżej 7 sekund.

Mateusz Mirosław tłumaczy, że w przygotowaniach do igrzysk skupili się wyłącznie na atutach Aleksandry i treningu szybkościowym. Czwarte miejsce w trójboju w tej sytuacji było sukcesem. Oboje traktują udział w igrzyskach w Tokio jako cenne doświadczenie. Zapoznali się z atmosferą imprezy, presją, jakie wytwarza start na igrzyskach i oczekiwaniami, jakie się z tym wiążą.

Czytaj więcej

Pogba i Benzema w jądrze ciemności

Będą dalsze rekordy

W 2024 roku w Paryżu wspinaczka na czas pojawi się w programie igrzysk jako osobna konkurencja. Francuzi mają w niej bardzo mocną kadrę. Postulowali taką zmianę. Z nowych sportów olimpijskich, takich jak jazda na deskorolce, surfing czy breaking, Polska ma największe szanse medalowe i poważną kandydatkę do złota jedynie we wspinaczce.

W tym sezonie Aleksandra Mirosław zrealizowała kolejne cele. Dwa razy pobiła rekordy świata, najpierw na zawodach w Seulu (6,64 s.), a potem w Salt Lake City (6,53 s.). Ten ostatni wynik chciała jeszcze poprawić na sierpniowych mistrzostwach Europy w Monachium. – Byłam w świetnej formie, najlepszej w tym sezonie. Ale w finale popełniłam jeden błąd. Mimo to wygrałam w czasie 6,92 s. To duże osiągnięcie. Nigdy żadna kobieta, popełniając błąd, nie pobiegła w czasie poniżej 7 sekund. Można dziś gdybać. Realnie jednak była szansa na kolejny rekord – analizuje.

W przyszłym roku w Bernie odbędą się mistrzostwa świata. Pierwsze dwie zawodniczki kwalifikują się do igrzysk olimpijskich w Paryżu. Dla Aleksandry Mirosław to impreza docelowa. – Moim zadaniem jest dostać się do Paryża. Zdaję sobie sprawę, że są oczekiwania i presja. Ale największą presję nakładam na siebie sama. W tym roku poradziłam sobie z tym. Zrobiłam to, co chciałam, będąc liderką – podkreśla.

A jakie są możliwości dalszej poprawy rekordów? U mężczyzn rekord wynosi 5,009 s. i należy do Kiromala Katibina z Indonezji. Procentowa różnica między rekordami u kobiet i mężczyzn we wspinaczce jest znacząco większa niż między rekordami lekkoatletycznymi na 100 m albo w skoku wzwyż. Jeszcze dziesięć lat temu zawodniczki wspinały się w tempie powyżej 8 sekund. Postęp jest więc ogromny. – Sky is the limit – mówi o możliwych kolejnych rekordach Aleksandra Mirosław. I nie ukrywa, że chce sięgnąć nieba już w Paryżu.

W związku ze zdobyciem przez Polkę złotego medalu w Paryżu przypominamy sylwetkę Aleksandry Mirosław, która ukazała się w grudniowym numerze „Plusa Minusa”.

W sierpniu na mistrzostwach Europy w Monachium Polki – Aleksandra Mirosław, Aleksandra Kałucka, Natalia Kałucka, Patrycja Chudziak i Anna Brożek zajęły pierwszych pięć miejsc właśnie we wspinaczce na czas. Srebrny medal wśród panów zdobył Marcin Dzieński. To nie przypadek. Od 2014 r. Polacy regularnie przywożą medale z imprez rangi mistrzowskiej. Dwa ośrodki w Lublinie i Tarnowie od lat szkolą zawodników na najwyższym światowym poziomie.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi