W związku ze zdobyciem przez Polkę złotego medalu w Paryżu przypominamy sylwetkę Aleksandry Mirosław, która ukazała się w grudniowym numerze „Plusa Minusa”.
W sierpniu na mistrzostwach Europy w Monachium Polki – Aleksandra Mirosław, Aleksandra Kałucka, Natalia Kałucka, Patrycja Chudziak i Anna Brożek zajęły pierwszych pięć miejsc właśnie we wspinaczce na czas. Srebrny medal wśród panów zdobył Marcin Dzieński. To nie przypadek. Od 2014 r. Polacy regularnie przywożą medale z imprez rangi mistrzowskiej. Dwa ośrodki w Lublinie i Tarnowie od lat szkolą zawodników na najwyższym światowym poziomie.
Czytaj więcej
Rozpięte między wnikliwą wrażliwością Wajdy a kpiarstwem, choć także empatią, Majewskiego polskie kino było obecne wszędzie tam, gdzie być powinno. Jestem z niego dumny. Podsumowałem to sobie w Tykocinie.
Każdy chciał być Kukuczką
Skąd wziął się polski fenomen wspinaczki sportowej, wyjaśnia Tomasz Mazur, pracujący od 2011 r. w klubie wspinaczkowym w Tarnowie. Wychowawca pięciorga medalistek i medalistów imprez międzynarodowych (zdobyli łącznie 66 medali), wraca do czasów PRL-u. – Medale we wspinaczce sportowej zdobywaliśmy już pod koniec XX wieku. Od razu byliśmy silni. Dlaczego? W latach 80. żyliśmy w systemie totalitarnym, do którego nie bardzo pasował alpinizm, bo kojarzył się z wolnością, nieskrępowanymi zasadami. Polski Związek Alpinizmu musiał podporządkować się regułom ministerialnych klasyfikacji, by zawodnicy mogli dostawać stypendia, a federacja dotacje. W raczkujących zawodach krajowych najłatwiej było klasyfikować zawodników za pomocą czasu. W ten sposób wykształciliśmy zawodników, nabyliśmy wiedzę szkoleniową, mieliśmy specjalistów w tej konkurencji. Przy czym warto pamiętać, że zawodnicy nie trafiali do wspinaczki po to, by być sprinterami. Nieco przejaskrawiając, każdy chciał być Jurkiem Kukuczką. To sukcesy naszych alpinistów przyciągały młodych do naszego sportu. Tak powstała pewna tradycja, którą kontynuujemy, choć wobec naszej konkurencji wewnątrz PZA pojawiają się głosy krytyczne. Alpiniści i wspinacze skalni z lekkim sarkazmem traktują zawody „na czas”, mówiąc, że to raczej lekkoatletyka – tłumaczy Tomasz Mazur.
Mimo tych złośliwości wspinaczka sportowa pozostała w strukturach Polskiego Związku Alpinizmu. Jej znaczenie bardzo wzrosło, gdyż od igrzysk w Tokio jest sportem olimpijskim, choć wciąż traktowanym przez MKOl eksperymentalnie. W Japonii przyznano medale w trójboju wspinaczkowym, połączeniu trzech różnych konkurencji – boulderingu, prowadzenia oraz wspinaczki na czas. Początkowo działacze MKOl zamierzali ograniczyć się tylko do wspinaczki na czas, gdyż po wieloletnich wizytacjach stwierdzili, że jest to konkurencja mająca jasne zasady. Wygrywa ten, kto najszybciej wbiegnie w górę po 15-metrowej ścianie. Ale wspinaczka była już ukształtowanym sportem i nie chodziło w niej tylko o zawody na czas, trzeba więc było dokonać wyboru, gdyż MKOl przewidział dla tego sportu tylko dwa komplety medali. Wybrano więc trójbój kobiet i mężczyzn.