Blizna porucznika Augsteina

Niemcy przestają widzieć siebie w roli wojennego sprawcy, a zaczynają w roli ofiary. W czasie wojny, jaką Rosja prowadzi w Ukrainie, ta zmiana perspektywy wchodzi w nową fazę.

Publikacja: 25.11.2022 10:00

Blizna porucznika Augsteina

Foto: materiały prasowe

Październik 2022 r. Prowadzący debatę na temat rosyjskiej agresji na Ukrainę, którą zorganizował mój obecny pracodawca FernUniversität w niewielkim westfalskim mieście Hagen, na wstępie wspomina swego zmarłego dziadka: – W czasie II wojny światowej był wykorzystywany jako lotnik przez niemiecką Luftwaffe. Przez całe życie mówił o tym, jak ta wojna pozbawiła go młodości i że ta, cytuję, „gówniana wojna” powinna nauczyć nas wszystkich, że takie rzeczy nie mogą się nigdy więcej zdarzyć.

Czytaj więcej

Pamięć Szymona

Słuchać, nie komentować

Odniesienie do przedwczesnej utraty młodości przez dziadka nie było połączone z informacją o cierpieniach, jakie niemieccy piloci przynieśli mieszkańcom Europy Wschodniej. Luftwaffe rozpoczęła agresję na Polskę we wrześniu 1939 r. od bombardowania miast; kontynuowała swe mordercze dla cywilów dzieło również na terytorium Ukrainy w kolejnych latach wojny. Uderzające jest, jak w 2022 r., w obliczu zdjęć zniszczonych ukraińskich miast, w czasie, gdy zginęły już dziesiątki tysięcy Ukraińców, gdy rosyjskie służby specjalne prowadzą obozy filtracyjne na okupowanych terytoriach, a tysiące dzieci z Ukrainy zostały porwane i wywiezione w głąb Rosji, niemieccy mężczyźni powołują się na doświadczenia wojenne własnych ojców i dziadków – żołnierzy i oficerów Wehrmachtu, aby na ich przykładzie sformułować postulat potrzeby negocjacji z dzisiejszym agresorem. 

Po opublikowaniu listu otwartego do kanclerza Olafa Scholza socjolog Harald Welzer powtórzył w talk-show „Anne Will” w niemieckiej publicznej telewizji ARD argument, że Niemcy muszą naciskać na wynegocjowanie porozumienia w sprawie wojny w Ukrainie bezpośrednio z Moskwą, ponieważ w przeciwnym razie dojdzie do eskalacji konfliktu. W debacie z ówczesnym ambasadorem Ukrainy Andriejem Melnykiem rościł sobie prawo do szczególnej pozycji, występując niemal jako rzecznik ogółu Niemców: – Wypowiadamy się jako członkowie tego społeczeństwa na tle doświadczenia wojennego, które przewija się przez pokolenia. 

Welzer tłumaczył, że chodzi mu o własną rodzinę lub też o nawiązanie do przemówienia Richarda von Weizsäckera z 8 maja 1985 r., w którym ten mówił o „wyzwoleniu”, choć jego własny ojciec został skazany w Norymberdze jako zbrodniarz wojenny. Potem jeszcze socjolog Welzer dawał dobre rady ambasadorowi państwa, w którym obecnie na naszych oczach odbywa się ludobójstwo: – Proszę trochę posłuchać i nie komentować, to byłoby bardzo uprzejme. 

Melnyk odpowiedział tylko: – Nie jestem pana studentem. 

Uprzejmie zamknąć usta

Odwrócenie o 180 stopni perspektywy członka niemieckiego społeczeństwa, które w obliczu wojny rosyjskiej widzi siebie jako ofiarę tyranii, i wykorzystanie tego doświadczenia do pouczania innych nie jest odosobnionym przypadkiem. Pokazała to niedawna, emitowana w stacji RadioEins rozmowa dziennikarza Jakoba Augsteina z ukraińską pisarką Tanią Maliarczuk. Gdy tylko Maliarczuk dała świadectwo swojemu osobistemu przerażeniu z powodu wojny w Ukrainie, on wyjaśnił, jak silnie niemieckie cierpienie podczas drugiej wojny światowej kształtuje jego dzisiejszy pogląd: „Zawsze miałem poczucie, że dorastałem w zranionym mieście”. 

Augstein opowiedział o bliźnie na ramieniu swojego zmarłego ojca, opisując szczegółowo, że miała otwór wejściowy i wyjściowy, i dodał: – Więc jestem naprawdę post-post-postświadkiem. Mówiąc wprost – wojna była obecna z nami, ze mną. 

Następnie insynuował swojej rozmówczyni, że pewnie myślała, że ma do czynienia z jakimś „rozpieszczonym, zniewieściałym zachodnim osłem”, i dodał: – Może to prawda. Ale to, czego pani nie wie, to jest to, co wojna znaczy dla mojej biografii. 

Jak tłumaczył Augstein, opowiada się on za rozmowami z Rosją dlatego, że boi się wojny. I w nawiązaniu do wywiadu niemieckiego tygodnika „Die Zeit” z doradcą prezydenta Zełenskiego dodał: – Jak taki pan Arestowycz mówi o wojnie atomowej, to mnie przeraża. Uważam, że nie powinien tego robić. Powinien uprzejmie zamknąć usta. 

I zakończył pytaniem: – Czy pani rozumie?

Czytaj więcej

Oświęcim. Nowy początek za każdym razem

Kolonialne pouczenia

Paralela z wypowiedziami Haralda Welzera jest uderzająca. Obaj niemieccy mężczyźni agresywnie uzasadniają swoją odmowę udzielania ukraińskim współrozmówcom empatii własnym niemieckim doświadczeniem wojennym. Odwracając niemiecką perspektywę sprawcy o 180 stopni, widząc już siebie w roli ofiary, Welzer i Augstein nie tylko przemilczają, jak różne były doświadczenia rodzin niemieckich i ukraińskich w czasie II wojny światowej. Ignorują też przeciwstawne lekcje, które można wyciągnąć z tych doświadczeń. Co znamienne, w tych samych rozmowach nie wspominają, że to czołgi aliantów wyzwoliły od nazizmu nie tylko Europę, ale i społeczeństwo niemieckie. 

Zamiast tego Jakob Augstein przywołuje bliznę swojego ojca, by pouczać ukraińską pisarkę. W Berlinie, w ósmym miesiącu wojny skierowanej przeciwko samemu istnieniu Ukrainy, pozwala sobie przemawiać tonem folwarcznego pana do podwładnej. Charakterystyczne dla obu niemieckich mężczyzn jest to, że traktują swoich ukraińskich rozmówców w 2022 r. jak ignorantów, którzy z powodów biograficznych nie mogli wiedzieć wszystkiego o ich twórczości i życiu oraz nie byli świadomi cierpień ludności niemieckiej w czasie II wojny światowej. 

Kiedy ambasador Melnyk wprowadził do dyskusji w ARD wątek milionów radzieckich żołnierzy zmarłych w czasie wojny, naukowiec Welzer kręcił głową i z uśmiechem odsyłał do swojej listy publikacji naukowych. A gdy Augstein junior kombinował, jak by tu wprowadzić do gry publicznej bliznę Augsteina seniora, zarzucał ukraińskiej pisarce nieznajomość jego biografii. Nastawienie, które pozwala im udzielać rozmówcom z zaatakowanego kraju tego rodzaju pouczeń, nie jest postkolonialne, ono jest wprost kolonialne. Ich postawa wyraża asymetriię w postrzeganiu Słowian, która jest głęboko zakorzeniona w niemieckim społeczeństwie i stanowi długofalową konsekwencję kolonialnego spojrzenia Niemców na wschód Europy.

Wymazane z biografii

Połączenie braku empatii i odwoływanie się do własnej historii rodzinnej uderza, bo z tych rozmów niemieccy słuchacze nie dowiadują się nic o związkach ojców i dziadków z Europą Wschodnią. Czy brali udział w działaniach na froncie wschodnim – a jeśli tak, to gdzie? Ani Welzer, ani Augstein nie uważają za konieczne wyjaśnienia tego.

Wiemy, że założyciel tygodnika „Der Spiegel” Rudolf Augstein, z którym Jakob dorastał w Hamburgu, myśląc, że to jego ojciec, służył jako porucznik w Wehrmachcie na froncie wschodnim. Dopiero w wieku trzydziestu kilku lat Augstein młodszy dowiedział się, że jego ojcem biologicznym jest pisarz Martin Walser. Dyskusje na temat wczesnej kariery dziennikarskiej Augsteina seniora podczas wojny zawsze koncentrowały się na pytaniu, czy w przypadku katolika i niemieckiego nacjonalisty, który odrzucił ideologię narodowego socjalizmu, możliwe było „zachowanie przyzwoitości” pod rządami Hitlera, a nie na przemocy, jakiej dopuszczali się żołnierze Wehrmachtu w okupowanej Polsce lub Związku Radzieckim. 

Wydana w 2007 r. biografia Augsteina pióra Petera Merseburgera zawiera wyraźne przesłanki, że dziennikarz, choć nie był zwolennikiem narodowych socjalistów, popierał wojnę. Jeszcze w 1943 r. pisał: „Najbardziej genialnym pociągnięciem Hitlera było pogrążenie Rzeszy w walce o być albo nie być i powiązanie jej ze swoją sprawą”. 

Merseburger ujawnia też w swojej książce przyczynę kompleksu rosyjskiego, który w 2022 r. wciąż kształtuje postrzeganie wojny w Ukrainie wśród wielu Niemców. W swojej pracy publicystycznej po 1945 r. Augstein był doskonałym przykładem tego, jak doświadczenie wojny na Wschodzie zostało w Republice Federalnej w całości przeniesione na Rosję. Dziennikarskie zaangażowanie, gesty pojednania i rozmowy, które prowadził przez całe życie z czołowymi członkami partii komunistycznej, a także ze zwykłymi ludźmi w Związku Radzieckim, były zawsze zorientowane na Moskwę – tak jak niemiecka polityka na przestrzeni ostatnich 50 lat. Ów niemiecki kompleks rosyjski jest tak bardzo wpisany w świadomość społeczną Republiki Federalnej, że Jakob Augstein może prowadzić rozmowę o dzisiejszej wojnie rosyjskiej, rozprawiając o bliźnie swojego ojca, a nie wspominając ani słowem, że brał on czynny udział w okupacji Ukrainy, gdzie to właśnie żołnierze Wehrmachtu umożliwiali masowe mordy na Żydach, Sinti, Polakach, Ukraińcach i innych Słowianach. 

Rudolf Augstein miał swój własny sposób na ironiczne zdystansowanie się od tej historycznej rzeczywistości zagłady. Na pytanie ze słynnego kwestionariusza Prousta, które osiągnięcie militarne podziwia najbardziej, w 1980 r. we „Frankfurter Allgemeine Zeitung” odpowiedział: „Moje wycofanie się z Ukrainy”.

Czytaj więcej

Felix Ackermann: Białoruski strach i nędza

Dziadek nie był nazistą

Retoryczne użycie niemieckiej blizny bez informacji, z jakiego właściwie powodu powstała ta rana, wpisuje się w ogólną tendencję – wielu Niemców jest przeświadczonych, że są mistrzami świata w przepracowywaniu przeszłości, ale z reguły nie mają pojęcia np. o tym, w której jednostce Wehrmachtu służyli ich przodkowie. „Dziadek nie był nazistą” – tak ten fenomen nazywał kiedyś sam socjolog Welzer. 

Zdiagnozowana przez niego transformacja perspektywy sprawcy w perspektywę ofiary zdaje się wchodzić w nową fazę w 2022 r. To przesunięcie horyzontu oznacza, że we współczesnych Niemczech mało kto rozumie, że to czołgi radzieckiej produkcji T-34, stworzone przez sowieckich inżynierów w Charkowie, zdecydowały o zakończeniu wojny. I to również dlatego, że samo niemieckie społeczeństwo nie było ani w 1933, ani w 1939, ani w 1945 r. w stanie powstrzymać przemocy, która wyłoniła się z niego samego. W niemieckiej debacie o rozszerzonym wsparciu wojskowym dla Ukrainy takie głosy, jak Welzera i Augsteina, wprowadzają cierpienie społeczeństwa niemieckiego jako argument. W tych samych dyskusjach przemilcza się, że cenę za wyzwolenie od narodowego socjalizmu samego społeczeństwa niemieckiego zapłaciły nie tylko miliony cywilów, w tym obywateli RP oraz Związku Radzieckiego, ale również miliony żołnierzy radzieckich – wśród nich szczególnie wielu Ukraińców, Białorusinów i Rosjan.

To przez skupienie niemieckiej kultury pamięci na zagładzie Żydów oraz brak refleksji nad długim cieniem kompleksu rosyjskiego w 2022 r. w dobrze ogrzanych niemieckich studiach telewizyjnych można spokojnie pouczać Ukraińców, jak mają się zachować w obliczu zagłady.

Felix Ackermann jest kulturoznawcą i historykiem, profesorem historii stosowanej na FernUniversität Hagen, największym, według liczby studentów, niemieckim uniwersytecie publicznym. Obronił doktorat na temat radzieckiej oraz niemieckiej okupacji Grodna.

Październik 2022 r. Prowadzący debatę na temat rosyjskiej agresji na Ukrainę, którą zorganizował mój obecny pracodawca FernUniversität w niewielkim westfalskim mieście Hagen, na wstępie wspomina swego zmarłego dziadka: – W czasie II wojny światowej był wykorzystywany jako lotnik przez niemiecką Luftwaffe. Przez całe życie mówił o tym, jak ta wojna pozbawiła go młodości i że ta, cytuję, „gówniana wojna” powinna nauczyć nas wszystkich, że takie rzeczy nie mogą się nigdy więcej zdarzyć.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi