Jak ocenia pan reakcje Amerykanów na to, co wydarzyło się w Przewodowie?
Muszę powiedzieć, że prezydent Joe Biden nie jest moim ulubionym politykiem, ale przynajmniej dwa razy w trakcie tej wojny zachował się naprawdę z dużym wyczuciem. Po raz pierwszy, kiedy bardzo szybko podjął decyzję o dostarczaniu Ukrainie sprzętu wojskowego, no i teraz po raz drugi, kiedy nie dał się ponieść emocjom i nie zaczął od razu oskarżać Rosji o atak na terytorium państwa członkowskiego NATO. W żaden sposób nie zaognił sytuacji, tylko spokojnie podszedł do sprawy. Najpierw wyraźnie zaznaczył, że wszystko trzeba dokładnie wyjaśnić, a później dał wyraźny sygnał, że nie oskarża Kremla o bezpośrednie spowodowanie tej tragedii. Chociaż, oczywiście, rakieta jest rosyjska, wojna też jest rosyjska, ale zaznaczył, że nie wygląda na to, by był to atak ze strony Rosjan. Bo to musiałoby wywołać poważną reakcję NATO.
I nie ma co ukrywać, że prezydent Biden zachował się znacznie rozsądniej i poważniej niż polskie władze, które najpierw podniosły raban o uruchomienie artykułu 4 traktatu północnoatlantyckiego, po czym jednak stwierdziły, że w sumie nic takiego się nie stało, to był tylko wypadek przy pracy... Boję się, że to może mieć taki efekt jak fałszywe wołanie „wilk, wilk!” przez pastuszka ze znanej przypowieści. Warto być dużo bardziej ostrożnym w formułowaniu takich wniosków, nie posiadając pełnej wiedzy o zaistniałej sytuacji.
Czytaj więcej
Prezydent USA Joe Biden zakwestionował w czwartek oświadczenie prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, że pocisk, który we wtorek wylądował w Polsce, zabijając dwie osoby, nie był pochodzenia ukraińskiego.
Amerykanie boją się eskalacji?