Bogusław Chrabota: Klęskę i zwycięstwo trzeba dziś definiować inaczej

Wciąż atakują mnie tzw. realiści, którzy powołując się na Mearsheimera czy Kissingera, dowodzą, że Ukraina tej wojny wygrać nie może. I tu zaczyna się plejada mniej lub bardziej poprawnych argumentów.

Publikacja: 09.09.2022 17:00

Bogusław Chrabota: Klęskę i zwycięstwo trzeba dziś definiować inaczej

Foto: AFP

A to dlatego, że Rosja to mocarstwo nuklearne, kraj o dużo większych zasobach i Ukraina na dłuższą metę nie może się jej przeciwstawić. A to dlatego, że Rosji nie da się, nie można wykluczyć ze społeczności międzynarodowej, bo jest zbyt ważna, więc sankcje nie mają sensu. A to dlatego – to kolejny argument – odwołujący się do wizji apokaliptycznych, że drażnienie Rosji m u s i (!!!) prędzej czy później skończyć się sięgnięciem tej ostatniej do arsenału nuklearnego, co oznaczałoby zagładę. I na koniec – argument, który mnie aż śmieszy swoją durną czułostkowością, naiwnością i głupotą; że wojna jako taka jest zła, że po obu stronach giną ludzie i że to wielka strata; należy więc zrobić wszystko, by konflikt przerwać. Innymi słowy, należy doprowadzić do tego, by Ukraina skapitulowała, oddała swoje terytoria i dokonała oczekiwanej przez Rosję demilitaryzacji i denazyfikacji; bo pod takimi warunkami Moskwa deklaruje zgodę na pokój.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Czy Gorbaczow chciał ratować imperium, czy je zniszczyć?

W tle tych ostatnich sugestii zawsze można trafić na argument, że za kontynuowaniem wojny czai się interes militarnych lobbies z Waszyngtonu, że to wojna USA z Rosją „do ostatniego Ukraińca”, a Zełenski to nieodpowiedzialny i niekompetentny idiota. Dobrze, mam świadomość, że to wulgaryzacja myśli Mearsheimera, ale czy przeciętny odbiorca tych elukubracji (na równi z częścią autorów) rozumie, że to powtarzanie kremlowskiego trollingu? Nie jestem tego pewien.

Ciekawsze jest jednak co innego; na marginesie tej argumentacji, pomijając nieuwzględnianie czegoś tak istotnego, jak psychologia narodów (w tym przypadku jednego narodu – ukraińskiego), w ogóle nie podejmuje się rozważań o tym, jak należy współcześnie definiować kategorie „zwycięstwa” i „klęski”. Mam wrażenie, że wszyscy prymitywizujący „realiści” traktują je na sposób XIX-wieczny, że zwycięstwo to pokonanie kraju, z zajęciem jego terytorium, kapitulacją, traktatem pokojowym, trybutem i zmianą granic. Dla jednych byłoby to zwycięstwo, dla drugich klęska.

Druga połowa XX wieku (w tym sensie pierwsza byłaby jeszcze kontynuacją wieku XIX) dowiodła jednak, że pojęcie „klęska – zwycięstwo” trzeba już definiować inaczej. Otóż mocarstwa, wliczając do ich grona Rosję czy USA, mogą zająć terytorium, doprowadzić do zmiany władzy, przejąć kontrolę nad dużą częścią czy całym krajem, ale finalnie przegrać. Tak było w Korei, Wietnamie czy Afganistanie, by sięgnąć do najbardziej znanych przykładów.

Mam wrażenie, że wszyscy prymitywizujący „realiści” traktują je na sposób XIX-wieczny, że zwycięstwo to pokonanie kraju, z zajęciem jego terytorium, kapitulacją, traktatem pokojowym, trybutem i zmianą granic. Dla jednych byłoby to zwycięstwo, dla drugich klęska.

Co ciekawe, większość wojen ofensywnych w drugiej części XX wieku była – mimo różnicy potencjałów – przez stronę atakującą finalnie przegrywana. I jeszcze jedno; atakujący, w przypadku Wietnamu, Afganistanu czy Iraku, dysponowali bronią nuklearną, ale jej nie użyli. Wojskowi bowiem, na równi z politykami odpowiedzialnymi za konflikt, zdawali sobie sprawę, że atak atomowy skończy się światową apokalipsą. Podobnie może być i pewnie będzie z Ukrainą.

Co w przypadku ostatniej wojny można by uznać za klęskę i zwycięstwo? Na to pytanie odpowie historia, niemniej już samo uchronienie się Ukrainy przed zajęciem Kijowa i Charkowa zimą i wczesną wiosną tego roku można by uznać za zwycięstwo, bo nie doszło do złamania ukraińskiej państwowości. O rosyjskiej klęsce przesądza też zamrożenie konfliktu na dzisiejszej linii frontu, która jest dość bliska liniom podziału sprzed inwazji. Co więcej, za klęskę Rosjan można by uznać również niemożność przeprowadzenia masywnej ofensywy na głębsze teatry wojny, bo brak jej na to środków.

Z kolei klęską Ukrainy może być utrata już zajętych przez Rosjan terytoriów, ale zwycięstwem – uchronienie czterech piątych państwa od zajęcia przez Rosjan. Na koniec, gdyby Rosja zachowała Donbas, Krym i region nadazowski (Mariupol) i podjęła decyzję o zawieszeniu broni, mogłaby ogłosić to swoim zwycięstwem. Podobnie Ukraina, odzyskując Chersoń i Zaporoże, ale tracąc wymienione wyżej tereny, mogłaby ogłosić zwycięstwo i dąć w trąby, że obroniła państwo przed inwazją, choć kosztem pewnych strat.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Prezesowi PiS o potrzebie jedności z Europą

Mam nie tylko nadzieję, że te rozważania wnoszą coś nowego do myślenia o tej strasznej wojnie, uzupełniają myślenie „realistów”, ale na dodatek, że historycznie się sprawdzą. Tym bardziej że ten konflikt jest coraz bardziej szkodliwy dla jego stron i – racjonalnie – należy go zakończyć. Klucze jednak do tej decyzji leżą na Kremlu. Chyba że ukraińska psychika nie wytrzyma myślenia w kategoriach racjonalnych i Kijów będzie ciągnął wojnę, dalej licząc na dezintegrację Rosji. A to więcej niż prawdopodobne. I też się mieści w kategoriach myślenia realistycznego.

A to dlatego, że Rosja to mocarstwo nuklearne, kraj o dużo większych zasobach i Ukraina na dłuższą metę nie może się jej przeciwstawić. A to dlatego, że Rosji nie da się, nie można wykluczyć ze społeczności międzynarodowej, bo jest zbyt ważna, więc sankcje nie mają sensu. A to dlatego – to kolejny argument – odwołujący się do wizji apokaliptycznych, że drażnienie Rosji m u s i (!!!) prędzej czy później skończyć się sięgnięciem tej ostatniej do arsenału nuklearnego, co oznaczałoby zagładę. I na koniec – argument, który mnie aż śmieszy swoją durną czułostkowością, naiwnością i głupotą; że wojna jako taka jest zła, że po obu stronach giną ludzie i że to wielka strata; należy więc zrobić wszystko, by konflikt przerwać. Innymi słowy, należy doprowadzić do tego, by Ukraina skapitulowała, oddała swoje terytoria i dokonała oczekiwanej przez Rosję demilitaryzacji i denazyfikacji; bo pod takimi warunkami Moskwa deklaruje zgodę na pokój.

Pozostało 80% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi