Żadan, Forró, Duda, Czech, Rafiejenko. Pisarze o piekle Donbasu

W osiem lat po wybuchu wojny w Donbasie możemy czytać różnorodne ukraińskie dzieła o życiu na hybrydowym froncie, pod jarzmem rosyjskiej agentury i zbrodniczych watażków. Książki świetne, choć trudno się z tego cieszyć.

Publikacja: 29.07.2022 10:00

Żadan, Forró, Duda, Czech, Rafiejenko. Pisarze o piekle Donbasu

Foto: AFP

Pewnych metafor tłumaczyć nie trzeba. Choćby taki opis miejsca, gdzie żyje bohater: „Pasza lubił ten dom, mieszkał tutaj całe życie, miał zamiar mieszkać dalej. (…) dzielili ten dom razem z jakimś kolejarzem. Pół budynku należało do niego, pół – do zgodnej rodziny: taty, mamy, Paszy i siostry. Jakieś piętnaście lat temu, kiedy jeszcze wszyscy mieszkali razem, kolejarz podpalił swoją połówkę. Zdążyli zgasić. Ale odbudowywać kolejarz już nie chciał – poszedł na stację, wsiadł do pociągu w kierunku wschodnim i na zawsze znikł z ich życia. Spaloną połówkę domu po prostu rozebrali, ścianę pobielili i mieszkali dalej”.

„Internat” Serhija Żadana, rocznik 1974, był jednym z pierwszych dzieł, które druzgocące obrazy z 2014 r., znane nam z telewizji i prasowych opisów, przenosiło na język literatury. Ukraiński muzyk, poeta i prozaik, w Polsce był znany już wcześniej. Przyjmowany entuzjastycznie przez czytelników, ma u nas wielu przyjaciół wśród tłumaczy i pisarzy. Także dlatego jego powieść przetłumaczona w lutym 2019 r. przez Michała Petryka – pięć lat po tym, gdy na Krymie ściągnięto z budynków państwowych flagi ukraińskie i zawieszono rosyjskie, i na trzy lata przed wyprawą rosyjskich czołgów na Kijów – wywołała tak pozytywne reakcje nad Wisłą.

Bohaterem powieści jest Pasza, Paweł Iwanowycz, nauczyciel w średnim wieku z nienazwanej miejscowości na ukraińskich rubieżach. W prologu niechętnie decyduje się pojechać po swojego siostrzeńca do sąsiedniego miasta, gdzie chłopak mieszka w tytułowym internacie. A że miasto położone jest niemal na linii frontu (Debalcewe?), będzie to wyprawa iście infernalna. Trzydniowa droga przez piekło – zresztą sam wydawca (Czarne) oraz wielu krytyków podpowiadają, że tę książkę można czytać jako donbaską wariację na temat „Drogi” Cormaca McCarthy’ego, głośnej powieści symbolicznej z elementami horroru z 2006 r. o podróży ojca z synem przez postapokaliptyczną Amerykę. Bo faktycznie symbolizmu u Żadana nie brakuje.

Był już fragment o domu, to jeszcze dodajmy cytat o relacjach Paszy z kochanką i jego nieudanym małżeństwie: „Dwa lata temu, po długich miesiącach znajomości i rozmów, po przerwach w kontaktach i dziwnych przypływach wzajemnej czułości, Pasza zaproponował jej małżeństwo. (…) Wychodzić za niego za mąż Maryna nie chciała, a wygonić jej Pasza jakoś się nie odważył – przecież sam zaprosił, jak teraz wyganiać. No i spali w jednym łóżku. Najgorsze, że Pasza nie mógł już nic przed nią ukryć, ona patrzyła na niego z bliska, wszystko dobrze widziała (...) Widziała, jak traktuje starego, jak nie może się z nim umówić co do najprostszych rzeczy. Widziała, jak boi się siostry”.

Czytaj więcej

Upajający brak wiedzy

Tu się nie żyje, tylko wegetuje

Pomimo tych dość czytelnych skojarzeń o geopolitycznym położeniu i historii współczesnej Ukrainy jest „Internat” dziełem donioślejszym niż tylko wystylizowaną przypowieścią. Wrażenie robi poetycki język Serhija Żadana, wrażliwość na detal i uderzająca zmysłowość, chwilami iście barokowa: „Buty są ciężkie jak trupy. I zapach też mają trupi. Pasza wyciąga z plecaka kanapki”; „Styczniowy poranek jest długi i nieruchomy jak kolejka w szpitalu”.

A kiedy Pasza jedzie z kierowcą zniszczoną szosą dojazdową, to można ten Żadanowski opis pomylić z reporterskim wspomnieniem trasy, jaką wykonał pomiędzy Donieckiem a Ługańskiem w 2018 r. słowacki dziennikarz Tomáš Forró i opisał później w reportażu „Apartament w hotelu Wojna” (wyd. Czarne, przekład Andrzeja Jagodzińskiego z 2021 r.). „Przejeżdżamy obok rozpadających się osiedli, zrujnowanych i gnijących budynków szkół i szpitali oraz pustych, rdzewiejących fabryk pozbawionych okien. (…) Przez pierwsze dwie godziny jazdy zamieniam z kierowcą zaledwie kilka słów. Kiedy go pytam, jak im się tu żyje, milcząc, wskazuje krajobraz za oknem. Tu się nie żyje, tylko wegetuje” – pisze Forró.

Reporter z Bratysławy przemierzał tę drogę już po porozumieniach mińskich, choć wielokrotnie łamanych, to jednak na papierze wprowadzających zawieszenie broni. Z kolei Żadan dorastał w Ługańsku, pisał zresztą o tym złowieszczym mieście już wcześniej w powieści „Woroszyłowgrad” (nazwa Ługańska z czasów sowieckich). Stąd właśnie, a nie z czystej wyobraźni, te plastyczne opisy styczniowego krajobrazu Donbasu, podszyte conradowską grozą wyprawy do jądra ciemności.

Dziś tego twórcę i ukraińskiego patriotę można śledzić w mediach społecznościowych. Pokazuje w nich dzień po dniu determinację mieszkańców bombardowanego Charkowa, do którego Serhij Żadan wyjechał na studia i który stał się jego domem.

Reportaż jako baza

Zatrzymajmy się na moment przy wspomnianym reportażu. „Apartament w hotelu Wojna” to bezcenne źródło wiedzy oraz zapis obserwacji poczynionych podczas licznych wypraw autora do śmieszno-strasznych samozwańczych republik. 43-letni dziś dziennikarz ze Słowacji od lat zajmuje się konfliktami zbrojnymi i jeździ do regionów pogrążonych w kryzysie. Od 2014 r. uważnie portretuje donbaską rzeczywistość, dając czytelnikom wejrzenie w historyczne, społeczne i kulturowe czynniki, które ukształtowały odrębną tożsamość tego regionu i jego mieszkańców. Krok po kroku widzimy, jak początkowo drobna iskra zamieniła się w płomień i wywołała pożar. Spotęgowany uprzednim rozlewaniem benzyny przez „zielone ludziki” zza rosyjskiej granicy.

Tomáš Forró rozmawia ze wszystkimi – pyszałkowatymi watażkami, ludźmi z ukraińskich służb bezpieczeństwa, mieszkańcami Doniecka oraz żołnierzami z pierwszej ofensywy, którzy w chaosie dywersji i dezinformacji borykali się z brakiem broni, zaopatrzenia i kulejącą komunikacją w samej armii.

W zasadzie reportaż Słowaka można traktować jako bazę, punkt wyjścia do kolejnych donbaskich lektur. Bo poza dogłębnym zaprezentowaniem łańcucha zdarzeń, przyczyn i konsekwencji wydarzeń z 2014 r., dokumentalna praca Forró tylko potwierdza, jak wiele prawdy znajdziemy w ukraińskiej literaturze pięknej poświęconej tej wojnie.

Czytaj więcej

Gabriel Krauze: Jak zły chłopiec został literacką gwiazdą

Superbohaterka z Doniecka

Było ostatnio jeszcze kilka innych książek o wydarzeniach w Ukrainie, które możemy czytać w polskim przekładzie. Najnowsza z nich to „Córeczka” Tamary Dudy (przekład Marcina Gaczkowskiego, wydawnictwo Kolegium Europy Wschodniej). Powieść brawurowa, rozpięta pomiędzy dziewczęcą historią inicjacyjną, fabułą sensacyjno-szpiegowską i wreszcie opowieścią superbohaterską rodem z komiksu albo kina.

Tytułowa córeczka to młoda dziewczyna, która rzuca pracę w supermarkecie, by oddać się pasji malowania witraży. Jest do tego stopnia utalentowana, że do Doniecka, gdzie mieszka, zjeżdżają z całej Ukrainy ludzie zamawiać u niej szklane obrazy. Do czasu, bo nagle miasto staje się istnym Gotham, w którym władzę przejmuje mafia i patologia, a niepozorna artystka zamienia się w „małą doboszkę” z powieści Johna le Carrégo, która prowadzi de facto samodzielny oddział dywersyjno-partyzancki. Dostarcza zaopatrzenie i żywność wycieńczonej armii ukraińskiej. Walczy z „separami” zwanymi też „Alkoobroną”, a to dlatego, że oddziały samozwańczych milicji formowały się w Donbasie w dużej mierze z degeneratów – przestępców, uliczników, narkomanów i alkoholików.

Bohaterka Tamary Dudy tak mówi sama o sobie: „Miałam doskonałe warunki do prowadzenia wojny podjazdowej. Filigranowa i niepozorna, za to zwinna i wytrwała, znałam te ulice z podwórka, mogłam niepostrzeżenie wyjechać z miasta setką różnych dróg i cichcem wrócić. Nie miałam męża ani dzieci. To, co wcześniej zdawało mi się życiową porażką, teraz okazało się atutem”.

„Córeczka” była debiutem literackim urodzonej w 1976 r. Dudy. Jest w tej powieści – tak jak w najlepszych otwarciach pisarskich karier – niesamowita energia i głód opowiadania historii. Narracja jest dynamiczna, ale też niejednorodna. Tonacje i głos prowadzący czytelnika wciąż się zmieniają. Raz płynie spokojnym korytem powieści formacyjnej, klasycznej bildungsroman, by za chwilę przyspieszyć i transformować w konwencję szpiegowską. Niekiedy narrator uderza w najwyższe literackie tony i wprost zwraca się do czytelnika, trawestując słowa ukraińskiego wieszcza narodowego Tarasa Szewczenki: „Niechaj dobry Bóg oszczędzi wam życia w czasie wielkich wstrząsów dziejowych. Zarazem niech każdy z was wie, czym jest znalezienie oparcia w godzinie największej rozpaczy. Chwycić się powietrza, oprzeć o ziemię. Poczuć, jak we krwi unosi się coś głębokiego, pradawnego, umieszczonego i zakodowanego na poziomie instynktu. Jakie to uczucie – podejść i splunąć w piekło, z poczuciem pewności, że nic złego cię nie spotka? Są z tobą twoi przodkowie, korzenie, a także nienarodzone pokolenia”.

Jeżeli ktoś miałby przeczytać tylko jedną powieść o wojnie w Donbasie, to niech wybierze właśnie „Córeczkę”. Ma w sobie literatura Tamary Dudy niesamowitą urodę i odwagę, by opisywać świat okrutny oraz ponury z wielkim zapałem i humorem. Znajdziemy tam również topografię i kalendarium początkowych prowokacji i późniejszej wojny – pierwsze demonstracje, pierwsze represje i pierwsze ofiary. To zaskakujące tym bardziej, że Duda w opisywanym Doniecku była tylko raz i to przed portretowanymi zdarzeniami. Swoją narrację zbudowała na opowieściach ludzi, których spotkała jako wolontariuszka, służąc od 2014 do 2016 r. na terenach objętych walkami.

Wspomnienia ochotnika

Być może, nawet o tym nie wiedząc, Tamara Duda spotkała wówczas Artema Czecha (rocznik 1985), który w 2017 r. w Ukrainie, a w 2019 r. w Polsce – w przekładzie Marka S. Zadury – wydał książkę „Punkt zerowy”, napisaną na podstawie swoich żołnierskich wspomnień z lat 2015–2016, kiedy to walczył jako ochotnik w Siłach Zbrojnych Ukrainy. Ta książka to w zasadzie nawet nie powieść, prędzej tom autobiograficznych opowiadań, a czasem bywa wręcz nazywana zbiorem esejów.

„– Marsz do namiotu! Pisać książkę! To rozkaz! Nagle okazało się, że tyle osób czeka na książkę, którą mam napisać. I towarzysze broni, i ktoś z dowództwa, i ci, którzy znaleźli się w wojsku w tym samym miejscu i czasie. Ich oczekiwania versus moja odpowiedzialność. Lęk, żeby ich nie rozczarować. Obawa przed niespełnieniem oczekiwań, przepuszczeniem czegoś, niewspomnieniem o kimś. Że gdzieś nie docisnę, gdzieś przegnę” – czytamy w „Punkcie zerowym” (wydawnictwo Warsztaty Kultury z Lublina).

Artem Czech pisze o codziennych trudach w profesjonalizującej się dopiero armii i o zderzeniu kijowskiego inteligenta z brudną, koszarową rzeczywistością. Robi notatki na telefonie, rejestrując swe spostrzeżenia i skojarzenia, choćby gdy porównuje wojnę w Donbasie z „Grą o tron”, z historią, kiedy zjednoczona armia broniła Muru: „Ta obecna wojna nie ma końca. To Mur. Strażnicza wieża. Dalej – zimno i zdziczenie. (…) nasze zadanie to utrzymać mur”.

Znajdziemy tu cały repertuar blasków i cieni żołnierskiej egzystencji: życie towarzyskie w latrynach, nudne gadki oficerów propagandy, przeistaczanie się kotów w stare wojsko i problemy z wypróżnianiem na świeżym powietrzu przy minus 16 stopniach. No i oczywiście alkohol, o którym marzy na zapleczu frontu każdy szwej. Nowością może być to, że oficerowie proszą młodych, by nie krytykowali armii za każdą bzdurę na Instagramie. I znamienne, że w tej książce o żołnierskim życiu najmniej tak naprawdę jest o wojowaniu.

Czytaj więcej

„Piramidy dni”: Bałtycka nostalgia

Piekielne miasto Z 

Jest jeszcze jedna książka, bodaj najbardziej literacko wyrafinowana, a której polski przekład ukazał się w 2020 r. „Najdłuższe czasy” Wołodymyra Rafiejenki. Literata z Doniecka, który przez większość życia pisał po rosyjsku i dopiero od kilku lat uczy się ukraińskiego, a także pisze w tym wybranym przez siebie nowym języku ojczystym. W Doniecku Rafiejenko studiował filologię rosyjską i kulturoznawstwo. Dziś ma 53 lata, a w dorobku siedem powieści i dwa tomy wierszy.

Jego książka przetłumaczona przez Marcina Gaczkowskiego w duecie z Anną Ursulenką nosi podtytuł „Ballada miejska” i – jak przekonuje tłumacz pisarza – najbliższa mu jest rosyjska tradycja literacka, m.in. dzieła Michaiła Bułhakowa, Andrieja Płatonowa czy Wieniedikta Jerofiejewa, a z polskich pisarzy najbliżej mu do Brunona Schulza.

W 2014 r. wyjechał z Donbasu i przeprowadził się pod Kijów. Rosyjska inwazja na Ukrainę zastała go na przedmieściach stolicy, niedaleko Borodzianki i okrytej okrutną sławą Buczy. Zdążył jednak w porę wyjechać z rodziną do Tarnopola.

W „Najdłuższych dniach” już od pierwszych stron widzimy groteskowy kostium, jaki przybiera Rafiejenko. Czytamy o „mieście Z”, choć przecież wiemy, że chodzi o jego rodzinny Donieck, miasto upadłe, w którym dzieją się rzeczy niczym w Moskwie z „Mistrza i Małgorzaty”. Obok tak przejrzystych zdań, jak „do miasta wkroczyły kolumny uzbrojonych po zęby bojówkarzy. Większość z nich widziała Z po raz pierwszy w życiu. Twierdzili, że są obrońcami miasta, chociaż wszystko wokół niezbicie świadczyło o okupacji. I de facto niczym innym nie było”, znajdziemy też takie: „Ledwie rozchyliły się drzwi pojazdu, ze środka wyskoczyły cztery stonki, każda dwa i pół razy większa od psa Baskerville’ów. Wystawiwszy do przodu muskularne śródtułowia, wymachując kindżałami bocznych obusiecznych nóg niczym szablami, owady mniej niż w pięć minut posiekały z piętnastu Bogu ducha winnych obywateli Z. Krew wymieszała się z jaglanką, kaszą gryczaną, ryżem i solą kamienną”. Bajka, groteska, chora parodia?

Do takiej formy Rafiejenko doszedł nie od razu. Jak opowiadał na spotkaniu w Gdańsku jesienią 2021 r., zaczął tę książkę pisać jako zbiór realistycznych opowiadań, poświęconych okrucieństwom w sterroryzowanym Donbasie. Jednak niezadowolony z efektu wciąż dokonywał przeróbek i poszukiwał własnego, autorskiego języka. W ten sposób doszedł do czegoś na kształt okrutnej bajki czy może właśnie zdefiniowanej w podtytule „Najdłuższych czasów” ballady. A źródłem tych przerażających opowiastek są mafijne – dosłownie – stosunki społeczne w zdominowanej przez degeneratów „republice ludowej”. „Mieszkańcy po prostu znikali. Zakopywano ich na porzuconych cmentarzach. Strzelano z bliska na alejach zalanych niewieczornym światłem. Zatapiano w betonie, wrzucano do stawów, wieszano na gałęziach w starych radzieckich zadrzewieniach wśród pól. Zasysał ich czarny orkan szalejący nad miastem. I porywał w magiczną dal, o której Tomasz miał bardzo mgliste pojęcie. W miasto wkraczało inferno”.

Foto: VOLODYMYR D-K - WIKIPEDIA - CC BY-SA 4.0

„Córeczka”, Tamara Duda, przeł. Marcin Gaczkowski, wyd. KEW, 2022

„Córeczka”, Tamara Duda, przeł. Marcin Gaczkowski, wyd. KEW, 2022

Foto: ARCHIWUM AUTORA

„Apartament w hotelu Wojna”, Tomáš Forró, przeł. Andrzej S. Jagodziński, wyd. Czarne, 2021

„Apartament w hotelu Wojna”, Tomáš Forró, przeł. Andrzej S. Jagodziński, wyd. Czarne, 2021

Foto: PHILIP DOTSENKO/WARSZTATY KULTURY W LUBLINIE

„Punkt zerowy”, Artem Czech, przeł. Marek S. Zadura, wyd. Warsztaty Kultury, 2019

„Punkt zerowy”, Artem Czech, przeł. Marek S. Zadura, wyd. Warsztaty Kultury, 2019

Foto: RAFAL KOMOROWSKI - WIKIPEDIA - CC BY-SA 4.0

„Najdłuższe czasy”, Wołodymyr Rafiejenko, przeł. Anna Ursulenko, Marcin Gaczkowski, wyd. KEW, 2020

„Najdłuższe czasy”, Wołodymyr Rafiejenko, przeł. Anna Ursulenko, Marcin Gaczkowski, wyd. KEW, 2020

„Internat”, Serhij Żadan, przeł. Michał Petryk, wyd. Czarne, 2019

„Internat”, Serhij Żadan, przeł. Michał Petryk, wyd. Czarne, 2019

Foto: OLEKSANDR RUPETA/NURPHOTO/NURPHOTO/AFP

Pewnych metafor tłumaczyć nie trzeba. Choćby taki opis miejsca, gdzie żyje bohater: „Pasza lubił ten dom, mieszkał tutaj całe życie, miał zamiar mieszkać dalej. (…) dzielili ten dom razem z jakimś kolejarzem. Pół budynku należało do niego, pół – do zgodnej rodziny: taty, mamy, Paszy i siostry. Jakieś piętnaście lat temu, kiedy jeszcze wszyscy mieszkali razem, kolejarz podpalił swoją połówkę. Zdążyli zgasić. Ale odbudowywać kolejarz już nie chciał – poszedł na stację, wsiadł do pociągu w kierunku wschodnim i na zawsze znikł z ich życia. Spaloną połówkę domu po prostu rozebrali, ścianę pobielili i mieszkali dalej”.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich