Pewnych metafor tłumaczyć nie trzeba. Choćby taki opis miejsca, gdzie żyje bohater: „Pasza lubił ten dom, mieszkał tutaj całe życie, miał zamiar mieszkać dalej. (…) dzielili ten dom razem z jakimś kolejarzem. Pół budynku należało do niego, pół – do zgodnej rodziny: taty, mamy, Paszy i siostry. Jakieś piętnaście lat temu, kiedy jeszcze wszyscy mieszkali razem, kolejarz podpalił swoją połówkę. Zdążyli zgasić. Ale odbudowywać kolejarz już nie chciał – poszedł na stację, wsiadł do pociągu w kierunku wschodnim i na zawsze znikł z ich życia. Spaloną połówkę domu po prostu rozebrali, ścianę pobielili i mieszkali dalej”.
„Internat” Serhija Żadana, rocznik 1974, był jednym z pierwszych dzieł, które druzgocące obrazy z 2014 r., znane nam z telewizji i prasowych opisów, przenosiło na język literatury. Ukraiński muzyk, poeta i prozaik, w Polsce był znany już wcześniej. Przyjmowany entuzjastycznie przez czytelników, ma u nas wielu przyjaciół wśród tłumaczy i pisarzy. Także dlatego jego powieść przetłumaczona w lutym 2019 r. przez Michała Petryka – pięć lat po tym, gdy na Krymie ściągnięto z budynków państwowych flagi ukraińskie i zawieszono rosyjskie, i na trzy lata przed wyprawą rosyjskich czołgów na Kijów – wywołała tak pozytywne reakcje nad Wisłą.
Bohaterem powieści jest Pasza, Paweł Iwanowycz, nauczyciel w średnim wieku z nienazwanej miejscowości na ukraińskich rubieżach. W prologu niechętnie decyduje się pojechać po swojego siostrzeńca do sąsiedniego miasta, gdzie chłopak mieszka w tytułowym internacie. A że miasto położone jest niemal na linii frontu (Debalcewe?), będzie to wyprawa iście infernalna. Trzydniowa droga przez piekło – zresztą sam wydawca (Czarne) oraz wielu krytyków podpowiadają, że tę książkę można czytać jako donbaską wariację na temat „Drogi” Cormaca McCarthy’ego, głośnej powieści symbolicznej z elementami horroru z 2006 r. o podróży ojca z synem przez postapokaliptyczną Amerykę. Bo faktycznie symbolizmu u Żadana nie brakuje.
Był już fragment o domu, to jeszcze dodajmy cytat o relacjach Paszy z kochanką i jego nieudanym małżeństwie: „Dwa lata temu, po długich miesiącach znajomości i rozmów, po przerwach w kontaktach i dziwnych przypływach wzajemnej czułości, Pasza zaproponował jej małżeństwo. (…) Wychodzić za niego za mąż Maryna nie chciała, a wygonić jej Pasza jakoś się nie odważył – przecież sam zaprosił, jak teraz wyganiać. No i spali w jednym łóżku. Najgorsze, że Pasza nie mógł już nic przed nią ukryć, ona patrzyła na niego z bliska, wszystko dobrze widziała (...) Widziała, jak traktuje starego, jak nie może się z nim umówić co do najprostszych rzeczy. Widziała, jak boi się siostry”.
Czytaj więcej
„Tefil” Rafała Wojasińskiego to proza bez kompromisów. Na naszych oczach bełkot i onomatopeje zmieniają się w literaturę.