Do tej pory chrust kojarzył mi się z ogniskiem, przy którym piekło się kiełbaski, a w dawnych czasach kartofle (bo w nowszych to ziemniaki). Czasami trzeba się było nachodzić po lesie, żeby znaleźć odpowiednie, najlepiej sosnowe, gałęzie.
Czytaj więcej
Dezercja selekcjonera reprezentacji Paulo Sousy jest wymownym zakończeniem roku, w którym w polskiej piłce nożnej wydarzyło się sporo niezrozumiałych rzeczy.
Tak działo się na wszystkich obozach harcerskich i w Kątach Rybackich, do których jeżdżę, od kiedy plaża była „dzika”, wakacje miały „kolor blond” i „wysoki gdzieś zawisnął mewy krzyk”. Dziś już nie.
Jednego z najpiękniejszych nad polskim Bałtykiem lasów z każdym rokiem ubywa. W ostatnich latach w tempie powodującym, że nie można już powiedzieć: znam ten las jak własną kieszeń.
Kątowski las, skarb Mierzei Wiślanej, trzebiony jest codziennie, nawet w soboty. Ryk maszyn przeszkadza turystom i zwierzętom. Okres lęgowy ptaków nikogo nie interesuje. Ciągniki wywożące zdrowe pnie zryły leśne drogi do tego stopnia, że trudno przez nie przejść.