"Stwórca Gwiazd": Kosmos ostateczny

Olaf Stapledon porwał się w 1937 roku na dalekosiężne fantazjowanie, które dziś niewiele jest warte – nawet nie w sensie profetycznym czy naukowym.

Publikacja: 01.07.2022 17:00

"Stwórca Gwiazd": Kosmos ostateczny

Foto: materiały prasowe

W 1930 r. brytyjski filozof i pisarz wydał utwór science fiction „Ostatni i pierwsi ludzie”, gdzie przedstawił wyimaginowane dzieje ludzkości aż do ostatecznego sczeźnięcia rasy ludzkiej z powierzchni kosmosu. Siedem lat później, w przededniu II wojny światowej, poszerzył optykę: „Stwórca Gwiazd” to już dzieje całego Wszechświata od Wielkiego Wybuchu do smutnego końca, kiedy w rozdętej przestrzeni okrążać się będzie nieco żużelków z wypalonych gwiazd.

Olaf Stapledon nie był wielkim znawcą astronomii, planety w jego kosmosie powstają wedle koncepcji z XVIII w., zakładającej, że gdy gwiazdy się mijają, jedna z nich wyrywa z drugiej strugę substancji, która po oziębieniu daje początek planetom. Wskutek tego planet jest mało, za to życie kwitnie prawie na każdej. Bohater obserwuje to dzięki niepojętej przemianie, której doznał, wyprawiwszy się nocą na wzgórze pełne wrzosów; tam doznał odcieleśnienia i wyfrunął w niebo, poruszając się – nie wiadomo jak – zarówno w przestrzeni, jak i w czasie. Dzięki temu zwiedził nie tylko liczne planety zasiedlone przez rasy rozumne, których jest nieprzebrane mnóstwo, ale poznał też dzieje kosmosu od pierwszej sekundy po sekundy ostatnie, po czym bezpiecznie powrócił na swoje wzgórze.

Czytaj więcej

Jeż i tajemnice wszechświata

Początkowo bohater podróżuje poprzez kosmos samotnie, wkrótce jednak dołączają do niego przedstawiciele innych ras. Okazuje się, że roje takich turystów występują pospolicie. W opisach obcych cywilizacji natrafiamy wyłącznie na zdeformowane gatunki fauny ziemskiej, lądowe, pływające i latające, dla niepoznaki połączone symbiotycznie lub w gromady. Oryginalnej wynalazczości autora jest tu mało.

Dwie cechy kosmosu obserwuje nasz wysłannik: momentalny rozwój duchowy i wojny. Ten pierwszy, widoczny dzięki przyspieszeniu eonów do minut, obejmuje nie tylko istoty żywe, ale i całe planety. Formami żywymi okazują się nawet gwiazdy oraz mgławice (Stapledon zdaje się nie wiedzieć, że widoczne na niebie „kłaczki” to odległe galaktyki), powszechny jest przekaz telepatyczny, w końcu cały kosmos okazuje się myślący, acz nie bardzo widać, do czego to myślenie zmierza. Gdyby Stapledon słyszał o koncepcji czarnych dziur, znanej grubo przed jego czasem, niechybnie odegrałyby one w jego wizji rolę tęgich myślicieli.

Czytaj więcej

Smutne życie komika

Czytając „Stwórcę Gwiazd”, czytelnik zadaje sobie pytanie: po co to wszystko? Czy sensem kosmosu jest wytworzenie mrowisk cywilizacji, by rywalizowały i unicestwiały się wzajemnie? Wojny oznaczają druzgotanie całych planet wraz z mieszkańcami. Na czym więc polega rozwój duchowy tych istot, skoro morduje im się równie łatwo jak ich barbarzyńskim przodkom?

Tytułowy Stwórca Gwiazd okazuje się demiurgiem owładniętym żądzą tworzenia. Konstruuje coraz to inne kosmosy i „odkłada na bok”, kontemplując swe dzieło. To on uruchomił procedurę Wielkiego Wybuchu i rozszerzania się przestrzeni. Z czasem nabiera biegłości: ostatni kosmos, czyli nasz, jest już prawie udany. Nie jest natomiast Stwórca Gwiazd Bogiem, gdyż brak mu miłości do stworzonych, nie jest też doskonały ani wszechmocny. W powieści przyjmuje formę gwiazdy najjaśniejszej w całym kosmosie, od której bije aura nieskończonej mocy – obserwator ma chęć przyłączyć się do tego splendoru, ale zostaje odtrącony.

Czytaj więcej

Pisarze, którzy przekonywali

Dziwna to lektura. Stapledon porwał się na dalekosiężne fantazjowanie, które dziś niewiele jest warte – nawet nie w sensie profetycznym czy naukowym. Jeśli warto się z nim zapoznać, to chyba dla zaobserwowania klęski, na jaką skazany jest umysł postawiony wobec zadania ponad swoje siły.

W 1930 r. brytyjski filozof i pisarz wydał utwór science fiction „Ostatni i pierwsi ludzie”, gdzie przedstawił wyimaginowane dzieje ludzkości aż do ostatecznego sczeźnięcia rasy ludzkiej z powierzchni kosmosu. Siedem lat później, w przededniu II wojny światowej, poszerzył optykę: „Stwórca Gwiazd” to już dzieje całego Wszechświata od Wielkiego Wybuchu do smutnego końca, kiedy w rozdętej przestrzeni okrążać się będzie nieco żużelków z wypalonych gwiazd.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi