Ekonomia sankcji na pierwszy rzut oka jest bardzo prosta. Jeśli retorsje mają osiągnąć cel, to powinny mocniej uderzać w kraj, któremu są wymierzane, niż w kraje, które je nakładają i państwa trzecie. Intuicyjnie rozumie to każdy rodzic i nauczyciel, który próbował skorygować zachowanie niesfornego dziecka tak, żeby nie ukarać jednocześnie innych.
W zglobalizowanym świecie w praktyce jest to niezwykle trudne. Pokazują to niekończące się debaty o tym, czy bezprecedensowe sankcje wymierzone Rosji po jej napaści na Ukrainę są dobrze przemyślane i czy nie szkodzą dziś bardziej Zachodowi. Rozstrzygnięcia komplikuje to, że zarówno zamierzone efekty sankcji, jak i niepożądane skutki uboczne mogą ujawniać się z dużym opóźnieniem. A jak wtedy powiązać konsekwencje z przyczynami? Skąd czerpać pewność, że alternatywna historia, której przecież nie znamy, nie zaprowadziłaby świata w to same miejsce?
Czytaj więcej
Nakładając na Rosję bezprecedensowe sankcje finansowe, USA i ich sojusznicy muszą wziąć pod uwagę to, że sami także poniosą koszty wojny ekonomicznej. Jednym z największych może być osłabienie globalnej roli amerykańskiej waluty. Choć część ekspertów spodziewa się efektu wręcz przeciwnego.
Sprawdzian solidarności
Trudno mieć wątpliwości co do tego, że dla Rosji sankcje są dotkliwe. W miniony weekend tamtejszy rząd po raz pierwszy od 1918 r. nie spłacił odsetek od obligacji w walutach obcych, co oznacza tzw. techniczne bankructwo. W obecnej sytuacji ma ono głównie wymiar symboliczny: Rosja i tak została odcięta od zagranicznego finansowania, a w stosunku do krajowych wierzycieli niewypłacalność jej nie grozi. Będzie to jednak długotrwałą plamą na wiarygodności finansowej kraju. Pewne jest też, że konsekwencją retorsji będzie załamanie aktywności w rosyjskiej gospodarce, szacowane przez ekonomistów na około 10–15 proc. Rubel, którego wartość załamała się w pierwszych tygodniach po agresji na Ukrainę, do dzisiaj z nawiązką odrobił straty, ale to – wbrew pozorom – również jest potwierdzeniem skuteczności sankcji. Radykalny spadek możliwości importu towarów i usług do Rosji – jedno ze źródeł recesji – zmniejszyło po prostu zapotrzebowanie tamtejszych firm na dewizy.
Głównym celem sankcji było jednak uszczuplenie zdolności Moskwy do prowadzenia wojny i ostatecznie wymuszenie rozejmu. To, że tak się nie stało, jest głównym źródłem wątpliwości, czy retorsje – zarówno te już wprowadzone, jak i te rozważane – mają sens. Tym bardziej że koszty dla USA, Unii Europejskiej i ich sojuszników też są już ewidentne. Szkopuł w tym, że – szczególnie w Europie – dyskusja toczy się przede wszystkim wokół podaży i cen surowców energetycznych. Sceptycy wskazują, że UE nie może pozwolić sobie na całkowite wstrzymanie importu rosyjskich surowców, bo oznaczałoby to dalszy wzrost ich cen i głęboką recesję, czyli pogłębienie „kryzysu kosztów życia”, jak określili to Brytyjczycy. Jednocześnie zaś Rosja z łatwością przekierowałaby węglowodory na inne rynki.