Mychajło Fedorow: Rosjan czeka technologiczna degradacja

Kilka miesięcy przed wojną rosyjscy hakerzy zaatakowali Ukrainę jak nigdy dotąd. Kontratakujemy, jednoczymy społeczności cyberspecjalistów. Szukamy słabych stron Rosjan, zaczęliśmy przedostawać się do ich systemów informacyjnych.Rozmowa z Mychajłą Fedorowem, wicepremierem oraz ministrem transformacji cyfrowej Ukrainy

Publikacja: 24.06.2022 07:44

– Cała nasza infrastruktura krytyczna jest podpięta do Starlinka – mówi Mychajło Fedorow. Na zdjęciu

– Cała nasza infrastruktura krytyczna jest podpięta do Starlinka – mówi Mychajło Fedorow. Na zdjęciu dostawa terminali do korzystania z internetu satelitarnego we Lwowie

Foto: Shutterstock

Plus Minus: Po wybuchu wojny sporządzono listę krajów, które najbardziej wspierają Ukrainę. A jak to wygląda, jeżeli chodzi o korporacje cyfrowe?

Trudno kogoś wyróżniać. Ale jako pierwszy z Rosji wycofał się PayPal, firma przestała też obsługiwać rosyjskie karty płatnicze i konta. Jednocześnie weszła na ukraiński rynek. Bardzo szybko zareagowały też Apple i Google. Wycofał się z Rosji i przeprowadził się do nas brytyjski Revolut. Odrębnym tematem są Visa i Mastercard, które całkowicie przestały obsługiwać rosyjskie banki i przyczyniły się do blokady cyfrowej Rosji. Warto też wspomnieć o wycofaniu się Netfliksa z tamtejszego rynku.

Jak panu udało się przekonać Elona Muska do udostępnienia Ukrainie internetu satelitarnego Starlink? Tuż po wybuchu wojny napisał pan na Twitterze, że w czasie, gdy Musk chce kolonizować Marsa, Rosja próbuje okupować Ukrainę. Ale chyba nie chodziło tylko o tego tweeta?

Od kilku lat zasadzaliśmy się na korporację SpaceX, chcieliśmy, by była obecna w Ukrainie. Pisaliśmy, zwracaliśmy się do nich. A kilka dni przed wybuchem wojny wreszcie doszło do komunikacji między nami. Rozmawialiśmy przez Zooma na temat otwarcia przedstawiciel-stwa Starlinka w Ukrainie. Mieliśmy nawet mapę drogową ich wejścia na rynek ukraiński. Wojna wszystko przyspieszyła. Bardzo pomogła nasza ambasador w USA (Oksana Markarowa – red.). Ale akcja na Twitterze również miała znaczenie, wywołaliśmy tam prawdziwą burzę. Mamy już mniej więcej 13 tys. terminali.

Ale ktoś za to musiał zapłacić.

Ministrowie cyfryzacji UE, Polski, Słowacji, Słowenii. Zakupili dla nas 5 tys. sztuk. Z kolei 5 tys. starlinków zakupiono dzięki USAID (Amerykańska Agencja ds. Rozwoju Międzynarodowego). A resztę dostaliśmy już bezpośrednio od SpaceX.

Bez dostępu do internetu satelitarnego na szeroką skalę byłoby znacznie trudniej walczyć?

Cała nasza infrastruktura krytyczna jest podpięta do Starlinka. Jak znika prąd, podłączamy terminal do agregatu i udostępniamy internet. Na terenach okupowanych i tam, gdzie toczą się walki, ukraińscy dostawcy internetu mobilnego podłączają się do satelitów za pośrednictwem Starlinka i udostępniają sieć dalej. Bywa, że cztery, pięć wiosek podłączonych jest do internetu dzięki jednemu terminalowi. Wojskowi również dzięki temu mają internet, kontaktują się z bliskimi.

A jak działa rosyjska broń radioelektroniczna?

Mają mocną broń radioelektroniczną, ale nie jest skuteczna wobec Starlinka. Więc on ma dla nas ogromne znaczenie. Ale nie o wszystkim w czasie wojny możemy powiedzieć.

A co może pan powiedzieć o rosyjskich hakerach? Od lat krążą legendy, że potrafią namieszać nawet w USA.

Kilka miesięcy przed wojną rozpoczęła się prawdziwa agresja, zaatakowali jak nigdy dotąd. Uderzyli w system bankowy, ale też w nasz portal Diia (portal usług państwowych – red.), włamywali się do sieci, komputerów w poszczególnych resortach. Nie można więc ich lekceważyć i twierdzić, że rosyjska cyberarmia jest słaba.

Przed wojną nie byliśmy nastawieni na walkę, lecz na tworzenie nowych produktów. Ale odkąd zaczęła się wojna, zaczęliśmy kontratakować, jednoczyć społeczności cyberspecjalistów. Zaczęliśmy szukać słabych stron Rosjan, przedostawać się do ich systemów informacyjnych. Naszą przewagą jest to, że nie udało się im zniszczyć żadnej z naszych baz danych, funkcjonują rządowe systemy informacyjne, cała infrastruktura krytyczna.

Czytaj więcej

Kazachstan na nowej drodze

Sporo wiemy o sankcjach gospodarczych, handlowych i finansowych wobec Kremla. A jak skuteczna jest cyfrowa blokada Rosji?

Sporządzamy dane dotyczące wszystkich korporacji, prowadzimy własny wywiad na ten temat. Sprawdzamy, czy na terenie Rosji da się kupić usługi poszczególnych firm. Niedługo uaktualnimy taki rejestr i go upublicznimy. Na liście znajdą się firmy, które wycofały się z terytorium Rosji, oraz takie, które na nim zostały. A także ci przedsiębiorcy, którzy powiedzieli, że się wycofują, i oszukali. Tacy też są.

Rosja z wielu rzeczy zrezygnowała na własne życzenie. Zablokowano tam m.in. Facebooka, Instagrama i Twittera. Mają własne konkurencyjne serwisy?

Tworzą własne, by w jakikolwiek sposób zastąpić tamte. Ale nie wierzę w to, że stworzą produkt na skalę globalną, taki, z którego korzystałby cały świat.

Stracili też dostęp do wielu ważnych technologii z Zachodu. Jak długo Rosja jest w stanie sobie bez nich radzić?

Rosjan czeka technologiczna degradacja, cofną się o wiele lat. Będą przyzwyczajać się do produktów, które się nie rozwijają, nie ewoluują. Zmniejszy się też prędkość przekazywania informacji. Nie będą się liczyć w świecie technologii. Jakieś swoje podstawowe potrzeby zapewnią, ale w perspektywie długoterminowej nie będą się rozwijać.

A jeżeli Chińczycy pomogą Rosji?

Z tego, co widzę, swoje informacyjne produkty Chiny wykorzystują na własnym podwórku. Mają komunikatory i wyszukiwarki, ale nie wierzę w to, że będą przekazywać Rosji swoje doświadczenia technologiczne.

Cofnijmy się w czasie. W 2019 r. w wieku 28 lat został pan najmłodszym ministrem i wicepremierem w najnowszej historii Ukrainy. Pozostawił pan branżę IT i wszedł do polityki. Po co?

Nie uważam, że uprawiamy tu politykę. Jesteśmy jakby obok tego, budujemy państwo cyfrowe. Tworzymy produkty, które zmieniają życie ludzi. Gdyby to był inny kierunek, nie wszedłbym w to. Ale robię to, co lubię.

Zanim wszedłem do rządu, przez cztery miesiące przeprowadzałem analizę tego, jak funkcjonują najbardziej scyfryzowane państwa. Badałem ich drogę rozwoju. Byłem w Estonii, rozmawiałem z ekspertami z całego świata. Wówczas złożyłem swoje propozycje utworzenia ministerstwa oraz poprosiłem o powołanie wiceministrów ds. cyfryzacji w innych resortach. Potrzebowaliśmy wsparcia deputowanych w Radzie Najwyższej, bo trzeba było przyjąć rewolucyjne ustawy. Ale potrzebowaliśmy też wsparcia i woli politycznej, jeżeli chodzi o transformację cyfrową dziedzin, w których korupcja była największa. Musieliśmy oddzielić pewne procesy od urzędników, wyciągnąć ich stamtąd. Jesteśmy ekipą technokratów. Bardziej przypominamy jakąś korporację IT niż tradycyjne ministerstwo.

Ale w branży IT można zarobić więcej niż w ministerstwie.

Mamy na razie wystarczająco dużo środków, przynajmniej jeżeli chodzi o naszych głównych menedżerów, by nie myśleć o tym, za co przeżyć jutrzejszy dzień. Rozwijamy się, realizujemy wielkie projekty. Poza tym nie ma wiecznych ministrów. Jesteśmy na bieżni i kiedy dotrzemy do mety, będziemy mogli wrócić do biznesu.

Na jakich krajach poza Estonią wzoruje się Ukraina, jeżeli chodzi o cyfryzację?

Nowa Zelandia i Singapur. Dla nas nawet ważniejsze jest branie przykładu z biznesu niż z państw. Patrzymy, jak pracują np. Uber czy Booking.com. Patrzymy też na to, jak w naszym kraju pracują korporacje technologiczne.

W bardzo krótkim czasie stworzyliście jeden z najczęściej odwiedzanych portali nad Dnieprem – diia.gov.ua. Przenieśliście najważniejsze usługi do sieci. Jak to wyglądało przed utworzeniem pana resortu?

Były jakieś poszczególne usługi rozrzucone po różnych stronach. Ukraińcy zdążyli znienawidzić biurokrację i kolejki. To wszystko przekładało się na poziom korupcji, bo trzeba było dawać łapówki. Nie chcieliśmy się nazywać „ministerstwem innowacji”, bo wiedzieliśmy, że pierwsze lata nie będą łatwe. Ktoś by sfotografował babcię wypełniającą wniosek w długiej kolejce i hejtowano by nas w sieci. Dlatego nazwaliśmy się resortem transformacji cyfrowej. Udało się nam scyfryzować wiele najbardziej popularnych usług, ale nie zrobiliśmy jeszcze wszystkiego. Co ciekawe, przeprowadzono niedawno sondaż wśród naszych uchodźców w Europie. I okazało się, że większość zderzyła się z europejską rzeczywistością i zrozumiała, jakiego postępu dokonaliśmy w kwestii cyfryzacji.

To chyba jedna z najbardziej widocznych reform, które udały się ekipie Zełenskiego.

Trudno powiedzieć, że się do końca udała. Mamy jeszcze w głowie parę projektów. Chcemy dokończyć cyfryzację usług socjalnych, bo ta dziedzina pochłania najwięcej środków z budżetu państwa. Planujemy zautomatyzować te usługi, by zwłaszcza starsi ludzie nie męczyli się w kolejkach, wypełniając dokumenty. Podam prosty przykład. Człowiek staje się niepełnosprawny. Ten fakt powinien automatycznie zostać odnotowany we wszystkich możliwych rejestrach. Jedyne, co będzie musiał ten człowiek zrobić, to wpisać numer swojego konta bankowego w aplikacji lub na stronie internetowej, by otrzymywać świadczenie. Wszystko inne państwo powinno ogarnąć za niego.

To samo dotyczy np. ludzi przechodzących na emeryturę. Socjalne usługi muszą być automatyczne, po to obywatele płacą przez całe życie podatki. Ale to też pomaga usprawnić cały system, zweryfikować, komu te świadczenia się naprawdę należą, by nie było manipulacji danymi.

Zrobiliśmy już sporo, jeżeli chodzi o podatki, rozliczyć się z fiskusem można za pomocą kilku kliknięć, najszybciej na świecie można zarejestrować jednoosobową działalność gospodarczą. To samo chcemy zrobić ze służbą celną. Już niedługo uruchomimy usługę, za pośrednictwem której można będzie opłacić cło za sprowadzone z zagranicy auto. Kilka kliknięć w aplikacji, opłacasz i przejeżdżasz przez granicę.

Zabierze pan pracę celnikom.

Chodzi o walkę z korupcją. Teraz wpisuje się wartość auta w deklaracji na granicy, a urzędnik może tę wartość podważyć. I tu się zaczyna korupcja. Dla nas wartość auta już nie jest istotna, tylko rocznik i pojemność silnika.

W ciągu niespełna trzech miesięcy wojny uruchomiliście państwo nad Dnieprem portal, za pośrednictwem którego Ukraińcy przekazują informacje o przemieszczających się wojskach rosyjskich. Powstała też aplikacja, dzięki której zgłaszają spowodowane agresją Rosji straty w mieniu. Istnieje też odrębna usługa, dzięki której mogą otrzymać pomoc i wsparcie. Skąd mieliście moce przerobowe, by to wszystko zrobić?

To dzięki temu, że dobrze zbudowaliśmy architekturę portalu Diia i są profesjonaliści, którzy szybko realizują pomysły. Nasza prędkość z miesiąca na miesiąc rośnie, bo gromadzimy doświadczenie. Poza tym umiemy już szybko rozmawiać z urzędnikami. Czasami są kłopoty, np. celnik mówi, że pracuje od 15 lat na granicy i najlepiej wie, ile kosztuje bentley. To się też czasem zdarza, jeżeli chodzi o jakieś organy nadzorujące.

Uruchomiliście także międzynarodowy portal, który zbiera pomoc humanitarną, środki dla wojska oraz na odbudowę. Chcieliście zmonopolizować zagraniczną pomoc dla Ukrainy czy uniemożliwić działalność oszustom?

Tu chodziło bardziej o to, by poprzez taki projekt opowiedzieć o Ukrainie ludziom na całym świecie. Co dwa dni organizujemy jakieś wydarzenie w różnych krajach, angażujemy nowych ludzi. Nie możemy pozwolić na to, by o Ukrainie zapomniano. Zapomniano o tym, że bronimy całego cywilizowanego świata. I rzecz jasna potrzebujemy wsparcia dla armii. Pieniędzy na broń brakuje, brakuje też na drony.

Czytaj więcej

Swiatłana Cichanouska. Kobieca ręka obala białoruskie mury

Macie tylko swoich fachowców, czy korzystacie z zewnętrznej pomocy?

Są firmy, które nam pomagają, takie jak np. EPAM, największa korporacja IT w Ukrainie. Robi dla nas m.in. audyt bezpieczeństwa. Mamy ponad 20 własnych specjalistów w biurze projektowym. Niewielu, ale to są superprofesjonaliści.

Dużo słyszymy o tym, że Ukraina potrzebuje do obrony ciężkiej artylerii, samolotów i czołgów. A jakiego potrzebuje wsparcia technologicznego?

Trzeba komputeryzować wszystkie branże, od medycyny po edukację. Ale też organy władzy państwowej. Więc potrzebny jest sprzęt, licencje. Na cyfryzację budżet też jest ograniczony, bo dzisiaj wszystkie wydatki idą na wojnę i służbę zdrowia. Potrzebujemy dodatkowych terminali Starlink oraz innego telekomunikacyjnego zaplecza. Na początku lipca na konferencji w szwajcarskim Lugano zaproponujemy cyfrowy program Lend-Lease dla Ukrainy. Wówczas zaprosimy świat, by przyczynił się do transformacji cyfrowej naszego kraju. Jesteśmy w stanie zrealizować to szybko, ale potrzebujemy środków.

A czy wobec Rosji Zachód wykorzystał już wszystkie narzędzia, jeżeli chodzi o sankcje w dziecinie cyfrowej?

Kluczowe jest to, by odłączyć wszystkie rosyjskie banki od systemu SWIFT. Wówczas cały system bankowy Rosji zostanie odizolowany. I nie mniej ważne jest to, by korporacje technologiczne rzeczywiście wycofały się z Rosji i nie świadczyły tam swoich usług.

A czy z Ukrainy od początku rosyjskiej agresji wycofały się jakieś firmy z branży IT?

Nie wycofują się, to raczej jest związane z relokacją ludzi albo biur. Nie było czegoś takiego, by któraś firma zakończyła tu swoją działalność. Odwrotnie, przedsiębiorcy solidaryzują się z Ukrainą. Wypłacają wynagrodzenia pracownikom, a niektórzy nawet zakładają nowe firmy. Dzięki temu gospodarka się odbudowuje.

Prezydent Wołodymyr Zełenski codziennie raportuje rodakom sytuację z frontu, przemawia w zagranicznych parlamentach, spotyka się z przywódcami państw. Czy ma czas na to, by się angażować w tę niewidzialną wojnę w świecie wirtualnym, w sprawy cyfryzacji?

Spotykamy się regularnie. Ostatnio przez godzinę omawialiśmy po kolei wszystkie nasze projekty. Gdy przyszedłem, miał pewnie ze 20 pytań do mnie. A ja miałem ze 20 prezentacji i musiałem przedstawić, na jakim etapie znajdują się poszczególne projekty. To jest bardzo ważne dla niego. Przecież transformacja cyfrowa była częścią jego programu wyborczego. Bez wsparcia Zełenskiego w tym zakresie nic by nam się nie udało. Na nic by się zdał nasz talent i determinacja. Tu chodziło o bardzo mocną wolę polityczną i osobiste zaangażowanie prezydenta. Musiał nas wspierać w walce z różnego rodzaju oporem. Zawsze jest zaangażowany i dobrze zorientowany. Gdyby nie rozumiał tego, co robimy, nie wspierałby nas. Ostatnio nawet mówił, że chce zbudować najswobodniejsze cyfrowe państwo na świecie.

Czytaj więcej

Šarunas Liekis: Łukaszenkę trzeba było przekupić, a Niemcy nie mają ambicji

Tuż przed wojną prezentował projekt Diia.City, który ma na celu ściągniecie nad Dniepr specjalistów IT z całego świata. Czy agresja Rosji nie pogrzebała tych planów?

To się rozkręca. Mamy już 293 firmy, które w czasie wojny dołączyły do Diia.City. Pracuje dla nich już 20 tys. ludzi, którzy wpłacili do ukraińskiego budżetu 1,5 mld hrywien (równowartość 225 mln zł) podatków w ciągu trzech miesięcy. Ukraińska branża IT się rozwija, cały czas ma nowe pomysły i inicjatywy.

Czyli pole walki to nie tylko piechota, haubice i samoloty. Czy bez mocnego zaplecza cyfrowego, profesjonalistów z branży IT można w XXI wieku wygrać wojnę?

Jest cały odrębny kierunek tej wojny, o którym nie możemy na razie rozmawiać. Zautomatyzowane systemy sterowania walką, drony zwiadowcze i systemy kierujące artylerią. A można też wspomnieć o zdjęciach satelitarnych, bez których trudno toczyć walkę. Sumując to wszystko, można śmiało powiedzieć, że codziennie dzięki temu zachowujemy życie wielu naszych żołnierzy. Bez nowoczesnych technologii nie można wygrać współczesnej wojny. A zwłaszcza technologii militarnych, pod względem których Ukraina wejdzie do czołówki światowej. Już działamy w tym kierunku i już stawiamy właśnie na zajmujące się nimi start-upy.

Mychajło Fedorow jest ukraińskim przedsiębiorcą w branży IT, założycielem firmy SMMSTUDIO zajmującej się promocją w sieciach społecznościowych, m.in. na Facebooku. W 2019 r. był zaangażowany w kampanię wyborczą Wołodymyra Zełenskiego. Jest wicepremierem i ministrem transformacji cyfrowej od sierpnia 2019 r. Od marca 2021 r. jest również członkiem Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy

MINISTERSTWO TRANSFORMACJI CYFROWEJ UKRAINY

Plus Minus: Po wybuchu wojny sporządzono listę krajów, które najbardziej wspierają Ukrainę. A jak to wygląda, jeżeli chodzi o korporacje cyfrowe?

Trudno kogoś wyróżniać. Ale jako pierwszy z Rosji wycofał się PayPal, firma przestała też obsługiwać rosyjskie karty płatnicze i konta. Jednocześnie weszła na ukraiński rynek. Bardzo szybko zareagowały też Apple i Google. Wycofał się z Rosji i przeprowadził się do nas brytyjski Revolut. Odrębnym tematem są Visa i Mastercard, które całkowicie przestały obsługiwać rosyjskie banki i przyczyniły się do blokady cyfrowej Rosji. Warto też wspomnieć o wycofaniu się Netfliksa z tamtejszego rynku.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi