Jan Bończa-Szabłowski: Trela i Gogolewski. Śmierć dwóch Konradów

Ignacy Gogolewski i Jerzy Trela: dwaj aktorzy naprawdę wielkiego formatu. Dwaj odtwórcy postaci Gustawa Konrada w legendarnych mickiewiczowskich „Dziadach". Gogolewski w pierwszej powojennej inscenizacji Aleksandra Bardiniego. Trela w równie legendarnej Konrada Swinarskiego w Starym Teatrze. Obaj dźwignęli polski romantyzm na wyżyny. I teraz obaj odeszli w roku ogłoszonym przez ministra kultury Rokiem Romantyzmu. Odeszli tego samego dnia 15 maja.

Publikacja: 20.05.2022 17:00

Jan Bończa-Szabłowski: Trela i Gogolewski. Śmierć dwóch Konradów

Foto: Fotorzepa/Kuba Guzik

Odeszli w porządku alfabetycznym. Najpierw Ignacy potem Jerzy. Najpierw Gogolewski potem Trela. Obu na początku kariery połączył Mickiewicz, a pod koniec Jerzy Grzegorzewski, zapraszając do Teatru Narodowego.

Ignacy Gogolewski był nie tylko pierwszym po wojnie, ale też najmłodszym Gustawem Konradem. W 1955 roku reżyser Aleksander Bardini na początku chciał rozpisać postać Gustawa Konrada na dwóch aktorów. 24-letni Ignacy miał zagrać młodego Gustawa, zaś postać dojrzałego Konrada o dziesięć lat starszy i bardziej doświadczony Stanisław Jasiukiewicz. Nagła choroba Jasiukiewicza spowodowała, że obie postacie zagrał Gogolewski. Zagrał porywająco. Jego bohater, jak pisał August Grodzicki, „miał mocną i głęboką siłę przeżycia, żar wewnętrzny, urok młodzieńczy. Budził wiarę w prawdę uczuć kochanka Maryli i więźnia z celi Bazylianów. Wzruszał. Poezja Mickiewicza brzmiała w jego ustach pełnym, szlachetnym tonem". I ten romantyzm płonął w nim jeszcze przez wiele lat. W spektaklach teatralnych, telewizyjnych, radiowych.

Czytaj więcej

Olga i Natalia Pasiecznik: Wojna wyostrza spojrzenia na istotne sprawy

Dla Gogolewskiego Gustaw Konrad był rodzajem aktorskiej inicjacji, zaś dla Treli potwierdzeniem jego niezwykłego talentu oraz kulminacyjnym momentem współpracy z Konradem Swinarskim. Tą rolą przekonał widzów i krytyków o tym, o czym po latach pisał Jerzy Bińczycki, kolega ze Starego Teatru, że „Trela to zjawisko. Człowiek dotknięty palcem bożym, nieświadomy wartości swego talentu. Korzysta z niego podobnie jak Aztekowie, którzy złota używali do wyrobu najprostszych narzędzi. Szalenie skromny i pokorny. To zwyczajność przy nadzwyczajności".

Ignacy Gogolewski wracał wielokrotnie do postaci romantycznych. Drzemiący w Jerzym Treli duch romantyzmu świetnie sprawdzał się w inscenizacjach Wyspiańskiego. Do dziś brzmi w uszach wypowiedziana przez niego Modlitwa Konrada z „Wyzwolenia". Obaj traktowali aktorstwo jako rodzaj misji, posłannictwa. Każdy z nich miał też za sobą pewne zawirowania polityczne. Gogolewski mówił wprawdzie, że jedyną jego partią jest ZASP, którego był prezesem, ale wypomina mu się, że jako dyrektor Teatru Osterwy w czasie stanu wojennego łamał powszechny w środowisku bojkot TVP. Jerzy Trela nie ukrywał przynależności do PZPR, ale zawsze twierdził, że dzięki temu był skuteczniejszym rektorem PWST i np. mógł walczyć o rozbudowę jej wrocławskiej filii.

Ignacy Gogolewski wracał wielokrotnie do postaci romantycznych. Drzemiący w Jerzym Treli duch romantyzmu świetnie sprawdzał się w inscenizacjach Wyspiańskiego. Do dziś brzmi w uszach wypowiedziana przez niego Modlitwa Konrada z „Wyzwolenia". Obaj traktowali aktorstwo jako rodzaj misji, posłannictwa. 

Obaj aktorzy mieli niezwykły słuch na poezję. Postawili zdecydowanie na teatr, a w filmach grali raczej okazjonalnie. Pan Jerzy mówił mi nawet, że w świadomości młodych nie jest aktorem, bo nie zagrał w żadnym popularnym serialu. (W „Janosiku" na własne życzenie został uśmiercony, bo otrzymał propozycję grania w „Dziadach"). Pan Ignacy miał więcej szczęścia, bo przynajmniej zagrał Antka Borynę w serialu „Chłopi".

Obaj lubili nowe wyzwania. Nowa jakość aktorstwa łączyła się choćby z zaproszeniem obu przez Jerzego Grzegorzewskiego do Teatru Narodowego. Gogolewski okazał się wtedy świetnym aktorem Gombrowiczowskim, o czym Jerzy Trela przekonał już wcześniej. Gogolewski był ikoną Teatru Polskiego w Warszawie, Trela, zaczynający w Teatrze Stu, stał się ikoną krakowskiego Starego, z którego odszedł, nie zgadzając się na politykę repertuarową Jana Klaty. Wiem, że marzył o powrocie. Rozmawiałem z nim nawet o tym, że na 80. rodziny mógłby zagrać w „Ja Feuerbach", gdzie towarzyszyłaby mu Anna Polony. Cóż, pomysł nie zyskał akceptacji obecnego dyrektora Waldemara Raźniaka.

Czytaj więcej

Aranżowała życie tak, by było piękne

15 maja dwaj słynni Gustawowie Konradowie przenieśli się do wieczności, gdzie być może spotkali się z trzecim słynnym odtwórcą tej roli Gustawem Holoubkiem. Może nawet zasiedli przy wspólnym stoliku. A ponieważ Holoubek zwykł był siadywać z Tadeuszem Konwickim, podczas tych spotkań może zrodzić się niejedna Wielka Improwizacja.

Odeszli w porządku alfabetycznym. Najpierw Ignacy potem Jerzy. Najpierw Gogolewski potem Trela. Obu na początku kariery połączył Mickiewicz, a pod koniec Jerzy Grzegorzewski, zapraszając do Teatru Narodowego.

Ignacy Gogolewski był nie tylko pierwszym po wojnie, ale też najmłodszym Gustawem Konradem. W 1955 roku reżyser Aleksander Bardini na początku chciał rozpisać postać Gustawa Konrada na dwóch aktorów. 24-letni Ignacy miał zagrać młodego Gustawa, zaś postać dojrzałego Konrada o dziesięć lat starszy i bardziej doświadczony Stanisław Jasiukiewicz. Nagła choroba Jasiukiewicza spowodowała, że obie postacie zagrał Gogolewski. Zagrał porywająco. Jego bohater, jak pisał August Grodzicki, „miał mocną i głęboką siłę przeżycia, żar wewnętrzny, urok młodzieńczy. Budził wiarę w prawdę uczuć kochanka Maryli i więźnia z celi Bazylianów. Wzruszał. Poezja Mickiewicza brzmiała w jego ustach pełnym, szlachetnym tonem". I ten romantyzm płonął w nim jeszcze przez wiele lat. W spektaklach teatralnych, telewizyjnych, radiowych.

Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi