Marcin Włoch uczy historii od 12 lat, obecnie w prywatnej szkole w Sosnowcu. Ceni sobie, że w pracy ma swobodę wyrażania poglądów i nauczania „po swojemu". – Od początku mojej kariery w zawodzie powtarzam uczniom: myślcie krytycznie, wszystko sprawdzajcie, nawet to, co ja wam opowiadam. Głównie od byłych absolwentów słyszę często, że „u pana mogliśmy porozmawiać o wszystkim, połączyć historię z aktualnymi tematami".
Myślenie krytyczne to także credo Pawła Szczęsnego, nauczyciela od 35 lat. – Już po upadku komuny, kiedy zacząłem pracę w liceum, pomyślałem sobie: jako historyk jestem zobowiązany pokazywać naukową prawdę historyczną, ale też różne jej aspekty i strony, żeby moi uczniowie mieli krytyczne podejście – podkreśla. By im to ułatwić, stara się urozmaicać swoje lekcje, do dziś służą mu do tego narzędzia, które wypracował sobie w warunkach nauczania zdalnego. – Korzystam ze zintegrowanej platformy edukacyjnej MEN, która pozwala samemu kreować zadania. Nie drukuję też testów, tylko używam testportalu, uczniowie rozwiązują sprawdziany w swoich telefonach albo udzielają odpowiedzi na kartkach. Z tymi objętych nauczaniem indywidualnym, których zwiększona liczba jest pokłosiem pandemii, prowadzę lekcje zdalnie, co ułatwia mi ułożenie grafiku – wylicza historyk. – A przede wszystkim już nie jestem tylko „gadającą głową", do każdej lekcji przygotowuję prezentację, żeby było ciekawiej.
Bo, jak podkreśla, historia powinna budzić emocje, namiętności. Które, zwłaszcza młodemu człowiekowi, są bardzo potrzebne. Dlatego stawia ostrą diagnozę: historia nauczana jest zazwyczaj źle. – Szkoła nie bardzo nadąża za potrzebami młodych ludzi. Bo młodzi potrzebują emocji, a historia w szkole zazwyczaj im ich nie daje – uważa. – A przecież historia to właśnie emocje, jest jak baśń, która gdzieś kiedyś się wydarzyła. Zapraszam ich do tego, żeby wchodzili w ten świat, ale nie zawsze się to udaje.
O jednej z ostatnich lekcji opowiada tak: – Przerabialiśmy temat partii politycznych z początków XX wieku na ziemiach polskich i zapytałem na początku uczniów, czyj ich zdaniem portret wisi w gabinecie prezesa Kosiniaka-Kamysza? Odpowiedzieli: Wincentego Witosa, na co stwierdziłem: to jest tak, że jeśli chcecie zrozumieć, czego dotyczy współczesny spór polityczny, to odpowiedź na to pytanie jest gdzieś w przeszłości – wspomina historyk. I podkreśla, że to prawda uniwersalna, nie dotyczy tylko wielkiej polityki. – Jeśli chcemy zrozumieć, dlaczego tak, a nie inaczej podchodzimy do cudzoziemców, to przeszłość nam daje przynajmniej częściową odpowiedź: jako naród kształtowaliśmy się w XIX wieku, w trakcie kolejnych powstań. Byliśmy dzieckiem bitym od wczesnego dzieciństwa, przeżyliśmy traumę – i z tą traumą dalej funkcjonujemy: boimy się wszystkiego, co nieznane, bywamy wręcz agresywni – tłumaczy. – A jeśli zrozumiemy przeszłość, to łatwiej nam będzie funkcjonować w teraźniejszości.
Czytaj więcej
Polacy masowo ruszyli pomagać Ukraińcom uciekającym przed wojną. Pospolite ruszenie i emocjonalne wzmożenie stały się wspólnym doświadczeniem tysięcy wolontariuszy. Co jednak się stanie, gdy emocje i energia się wypalą? Czy pokoleniowe doświadczenie przetrwa próbę czasu?