Zawsze na koniec zostawała konfrontacja z poglądami Samuela Huntingtona, klasyczny spór z końca lat 90. o to, co nas czeka. I mimo że Huntington wydawał nam się bliższy, bo miał coś z Koniecznego, coś z naszych przesądów, coś z narodowej psychologii, rzeczywistość zdawała się rozkwitać, błyszczeć w świetle racjonalnych na skroś globalizacji, modernizacji czy cyfryzacji. Jasne było, że drugim dnem tej rzeki cywilizacyjnego optymizmu płynęło pulsujące ludzkie szaleństwo, ale wydawało się, że wybija studzienki w ulicach odległych miast. W Syrii, Sierra Leone, Birmie czy Mali. U nas, jak zapowiedział Fukuyama, miał być spokój. I był, bo przecież służy ludziom, kreuje warunki do rozwoju, postępu. Diabeł chorych ideologii to przesąd. Zastąpiły go logika i racjonalizm.
I nagle szok. W katolickie święto obżarstwa putinowska Rosja rozpoczyna klasyczną, konwencjonalną wojnę z Ukrainą. Przez obalone szlabany graniczne do bratniego nam kraju wlewają się kolumny czołgów. Niebo przecinają szlaki rosyjskich myśliwców bombardujących i kremlowskich rakiet. Niektórzy nieruchomieją. Innym odbiera mowę. Jeszcze inni powtarzają, że to niemożliwe; przecież koledzy, moskiewscy akademicy i biznesmeni, rozumni ludzie zapewniali, że wojna jest niemożliwa, że to plotki, echo amerykańskich zimnowojennych rojeń. Jakieś wishful thinking złych i ponurych facetów z Pentagonu. Wszystko prysło jak mydlana bańka. „Szaleństwo Putina" – tłumaczą. „Błąd historii" – dowodzą. Działanie z istoty irracjonalne. Ale jednak możliwe, jak się okazuje. Ale faktyczne, bo to przecież nie fatamorgana.
Czytaj więcej
Zanim wybuchła wojna w Ukrainie, większość z nas – uśpiona siedmioma dekadami pokoju – w ogóle odrzucała jej prawdopodobieństwo. A kiedy już doszło do ataku, przerażenie brutalnością działań agresora i świadomość dysproporcji sił dyktowały scenariusz szybkiej klęski Kijowa pod naporem pancernych kolumn Kremla.
Tylko Kreml mówi i każe mówić inaczej. To żadna wojna, tylko specoperacja. Wyzwalanie przyjaznego kraju. Słuszna walka z obrzydliwym nazizmem. Do grona pożytecznych idiotów z Zachodu dołącza niemal cała zmanipulowana przez władzę nacja.
A co po naszej stronie? Po chwilowym szoku zastanawiamy się, z czym mamy do czynienia? Bez wątpienia ta wojna to przejaw wymierzonego we własny naród szaleństwa. Wyłącza Rosję z procesu globalizacji. Odcina od inwestycji. Prowadzi na ryzykowne ścieżki upadku i ubóstwa. A jednak nie. Przygotowywano się do niej w sposób racjonalny. Od lat testowano metody przetrwania w sytuacji odcięcia od światowego systemu. Autarkiczny model własnego, zamkniętego w granicach federacji Rusnetu jest po udanych testach. Przygotowano substytucje dla obłożonych sankcjami dóbr. Zabezpieczono kwestie samowystarczalności żywnościowej. Przygotowano Rosję na długie oblężenie, jak tamto – Leningradu – w czasie wielkiej wojny ojczyźnianej.