Nie odciął się pan od przeszłości. Został pan w Polsce, nie zmienił nazwiska, wszystkie swoje przedsięwzięcia firmuje własną twarzą.
Był kiedyś plan, żeby wyjechać z kraju. Jeden chłopak wyszedł na przepustkę, wysłał potem wychowawcom kartkę z RPA. Kiedy dostałem pierwszą, pięciodniową przepustkę, ktoś spytał: „Wracasz? Bo jeśli nie, to mamy dla ciebie paszport belgijski, pojedziesz do Azji, tam będziesz mógł normalnie żyć". Przez 24 godziny zastanawiałem się, co robić. Wiedziałem, że jeśli ucieknę, będę się całe życie oglądał za siebie. A poza tym wtedy już ludzie podpisywali się pod moją prośbą o ułaskawienie. Co czuliby, gdybym zniknął? Dlatego też nie zmieniłem nazwiska. Cały czas mam dług wobec tych 37 tysięcy osób, które wtedy mnie wsparły.
W pewnym momencie stał się pan osobą medialną.
To nie tak. Kiedy starałem się o ułaskawienie, musiałem trochę o sobie przypominać. Nawet wywiad dla „Vivy" czemuś służył. Kolega mi powiedział: „Pani Jolanta Kwaśniewska pewnie czyta »Vivę« u fryzjera, to może potem szepnie słówko panu prezydentowi". Jednak, kiedy zostałem ułaskawiony, zacząłem żyć swoim życiem.
Po wyjściu na wolność trafił pan do innego świata. Nawet technologia wystrzeliła w tym czasie w sposób nieprawdopodobny.
Ja już to czułem, kiedy rozmawiałem przez telefon z więzienia. Miałem kartę do automatu, a po drugiej stronie ktoś mi mówił: „Wiesz, wysłałem mu SMS-a". Nie rozumiałem, co to znaczy. Ale gdy trafiłem do „Włocławeczka", dostałem zgodę na posiadanie komputera. Kiedy zacząłem odbywać karę, nie było jeszcze internetu i nowoczesnych programów. Uczyłem się więc wszystkiego w radiowęźle. Poznałem Worda, Excela, programy edytorskie, nauczyłem się pisać bezwzrokowo dziesięcioma palcami.
Co pana najbardziej zaskoczyło na wolności?
Warszawa. Na początku lat 90. jeździłem do Niemiec, do Francji. Kiedy wyjechałem z szarej jeszcze Polski i zobaczyłem kolorowe, świecące miasta, autostrady, stacje benzynowe, przeżyłem szok. Wtedy, w 1992 roku, pomyślałem: „A jakby tak zniknąć z Warszawy i za jakieś dziesięć lat zobaczyć to miasto inne..."
I stało się...
Cóż, nie do końca tak to sobie wyobrażałem. Ale osiem lat i 20 dni nie widziałem Warszawy. Powrót do normalnego świata po takim czasie za kratami jest trudny. Więzienie odzwyczaja od aktywności życiowej, usypia. W swojej ostatniej książce Aleksandr Litwinienko zawarł opowieść o niedźwiedziu, którego przywieziono z Rosji do Londynu i wypuszczono na wielki wybieg. Zwierzę zrobiło dwa kroki do przodu, dwa kroki do tyłu. Dwa kroki do przodu, dwa kroki do tyłu. Tak zachowuje się też człowiek po wielu latach odsiadki. Dwa kroki do przodu, dwa kroki do tyłu. Na pierwszej przepustce nie miałem nawet potrzeby, żeby pójść do księgarni czy do sklepu. Odzwyczaiłem się. Po 120 godzinach spędzonych na wolności chciałem wracać do celi. Tam nie było tych wszystkich bodźców, pośpiechu. Pełen spokój.
Choć Sołżenicyn też pisał: „Tak się odzwyczailiśmy od wolności, że wcale nas do niej nie ciągnęło"?
Człowiek się przyzwyczaja. Poza tym ja już tam byłem długo, znałem wszystkie kąty, oddziałowych. Jak w „Skazanych na Shawshank". Jak w „Papillon" z Dustinem Hoffmanem i Steve'em McQueenem. Znam recydywistów, którzy liczyli czas pomiędzy wyrokami. Jedni żyli na wolności miesiąc, inni dwa, trzy miesiące. I wracali. Resocjalizacja? Jak możemy mówić o resocjalizacji, jeżeli w ciągu pierwszych dwóch tygodni odziera się człowieka z godności? Jeżeli muszę wszystkim zameldować, co będę robił na kiblu? Więzień traci wolność we wszystkich obszarach. Czy ma czas na myślenie o tym, co zrobił, jednocześnie ucząc się nowego życia? Jak mówić o humanizmie, jeśli człowiek nie wie, jak przetrwać? Stwórzmy najpierw jakieś warunki, a potem dopiero zastanawiajmy się, jak wywołać w tych ludziach refleksje. Skandynawowie mają zupełnie inny system penitencjarny i bardzo niską „powracalność".
Szukając nadziei w horrorze
Mgła, chłód, który niemal odczuwa się fizycznie, i bezkresne, białe krajobrazy. Wszystko, co często kojarzymy z islandzkimi filmowymi opowieściami. Ale też wypalenie emocjonalne wiszące w powietrzu, gdy para ludzi je razem kolację. Rozpacz, której nie udaje się pokonać. Niedaleko, na małym wzgórzu stoi samotny krzyż. Żałoba po straconym dziecku nigdy się nie kończy.
Co bywa powodem drwin. Choćby gdy Anders Breivik narzeka na kawę i stare gry w celi.
Ale jednak to działa. Nasz system nie pomaga skazanym marzyć o wolności. Za moich czasów recydywa była na poziomie 50 proc. Teraz podobno sięga 80 proc. Poza tym u nas nadużywa się kary więzienia. Czy Lew Rywin powinien był tam trafić? Czy nie lepiej byłoby, gdyby dalej kręcił filmy i na przykład 80 proc. dochodów przez jakiś czas oddawał Skarbowi Państwa? Czy sędzia Beata Krygier, która weszła w konflikt z prawem – zresztą bohaterka serialu „Skazana" – nie mogła zostać inaczej potraktowana? Są kary o średniej mocy. Czy musimy dalej funkcjonować w systemie XVII-wiecznym i przekreślać ludzi? Bo wielu skazanych po pobycie w więzieniu już na prostą nie wyjdzie.
Ale pan sobie radzi.
Ja już żyję dobrze. W małym mieście. Mam troje dzieci. Jestem prezesem fundacji, z której nie biorę żadnych pieniędzy. Codziennie rano staram się do siebie uśmiechać. Problemów, jak mówił Leopold Staff, się nie rozwiązuje. Problemy się przeżywa. Przez pewien czas pracowałem jako trener motywacyjny. Pokazywałem ludziom, jak przetrwać w sytuacjach ekstremalnych. Napisałem dwie książki. Mam pomysł na kolejną, jej tytuł będzie pewnie brzmiał: „Ocalony". Może wyjdzie coś z projektów filmowych.
Kiedyś jeździł pan po więzieniach i mówił o tym, że można żyć po odbyciu kary.
Już tego nie robię, ale gdy film „Mój dług" zejdzie z afisza, chciałbym zorganizować jego pokaz w trzech zakładach karnych: we Włocławku dla małolatów, by im przypomnieć, że można wyjść na prostą i to od ciebie zależy, czy zapukasz we właściwe drzwi. Drugi pokaz mógłby się odbyć w Potulicach. Trzeci, dla kobiet, w Grudziądzu. Mam nadzieję, że „Mój dług" będzie miał dobry wynik w kinach. Może uda się nam wywołać dyskusję społeczną na temat systemu sprawiedliwości? Czekałem ponad 20 lat, by rozmawiać o tym poważnie.
A prywatnie co dalej?
Chcę, żeby moje dzieci wyrosły na fajnych ludzi. I stale szukam nowych pomysłów na siebie. Ale jakkolwiek się wszystko potoczy, będę starał się żyć pełnią życia.